Posty

Wyświetlam posty z etykietą o obrazie

Ulubione: książka i film.

Obraz
Z biegiem lat pewne rzeczy się zmieniają, inne zaś zostają. Jak Tokio Hotel zmieniło moje życie, tak Linda wciąż jest moim ulubionym aktorem świata. Dzieciństwo wiele mówi. Tak samo po tych wszystkich latach zastanawia mnie, dlaczego od zawsze moim ulubionym filmem jest " Tato " - film tak obcy mojemu doświadczeniu życiowemu, gdzie nie zaznałam ojcowskiej miłości, a raczej coś przeciwnego. Dlatego też dziwi mnie, że film, w którym ojciec jest alkoholikiem, matka chora psychicznie, a dziecko wyraźnie skrzywdzone tą całą sytuacją, stał się moją ostoją, nadzieją i jednocześnie ulubionym filmem. Zresztą... filmy z lat dziewięćdziesiątych są najlepsze. Wtedy komercja i efekty nie weszły jeszcze tak mocno w ten biznes, ludzie mieli pomysły, a aktorom zwyczajnie chciało się jeszcze grać. Kto nie widział - musi nadrobić. Klasyka polskiego kina i prawdziwe cudo w wykonaniu Lindy, Pazury i mojej ukochanej Segdy. " Blondynka " jest odkryciem relatywnie nowym, znam ją od

Przygoda w kinie, czyli nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.

Raz w miesiącu idziemy do kina. Żeby poznać coś nowego, a czasem tylko po to, żeby wyjść. Na co pójdziemy, decyduję ja. Jakoś to tak jest, że to ja podejmuję wszystkie decyzje. Tym razem (w sumie miało to być ostatnio, ale wtedy wygrała "Akademia Wampirów" , która rzuciła się na mnie swoją obecnością) wybrałam film dla dzieci - niemiecka produkcja o znanej niemieckiej czarownicy Bibi Blocksberg. I poszliśmy. Film po trailerze zapowiadał się na uroczy, ale okazało się, że to wyjątkowo dziwny twór, w którym jest mnóstwo bezsensownych piosenek i obrazów nieprzeznaczonych dla grupy docelowej. Cokolwiek producenci chcieli przez to powiedzieć. Moja mała obsesja na punkcie zobaczenia tego filmu mocno się skurczyła po kilku pierwszych minutach, ale aż tak źle nie było. Do czasu. Gdy zniknął obraz, a pozostał tylko dźwięk. W końcu zostało to zgłoszone, dziesięć minut później obraz wrócił i szło dalej. Ale od momentu, w którym był i dźwięk. Ale sceny, które nam szły jako słuchowisko,

Vampire Academy (2014)

Obraz
 W zeszłą niedzielę kosztem późnego skończenia pracy (nie ma to jak pracować, zrobić sobie przerwę na kino i wrócić, by dalej dźwigać ciężkie rzeczy typu pianino) wybrałam się do kina. W zasadzie chciałam obejrzeć coś innego, ale gdy zobaczyłam, że jest Akademia Wampirów, to zdecydowanie powiedziałam, że chcę i koniec. Mimo że uważałam, że trailer jest beznadziejny i zniechęca do samego filmu. Moja miłość do serii książkowej zdecydowanie wygrała. A niemiecki dubbing nie zabił. Muszę przyznać, że spędziłam bardzo przyjemny czas z tym filmem. Co prawda Dymitr jakiś taki trochę zbyt gruby i zbyt umięśniony był jak na moje wyobrażenia, a Lisa znowu jakaś taka brzydka, a dyrektorka jakaś taka femme fatale, ale film był jakiś taki nawet dobry jak na ten jakiś taki gatunek. Spodziewałam się chłamu w rodzaju wszelakich innych ekranizacji dla młodzieży, ale Akademia zdołała utrzymać fason na całkiem przyzwoitym poziomie. Brawa dla twórców! Oczywiście nie ma się czego spodziewać. Fabuła ja

Warszawski weekend.

Obraz
 Na początek pragnę się wyżalić: 1. Nie lubię Warszawy, choć pół życia próbowałam sobie wmówić co innego. 2. Jestem leniwa, niezorganizowana i rozrzutna. 3. Mój komputer uznał, że nie otworzy mi zdjęć, ponieważ folder nazywał się "Weekend z Kasią" i to "ą" go denerwowało i faktycznie - nie ruszyłam z miejsca, dopóki nie usunęłam "ą". Dlatego post zamiast wczoraj, jak Bóg przykazał, pojawia się dzisiaj - jak komputer przykazał. Amen. Na ten weekend czekałam już długo. Z Kasią planowałyśmy go już od tygodni, żeby nie powiedzieć miesięcy. Miało być po prostu fajnie. I tak było, a nawet więcej - cudownie. Weekend miałyśmy ściśle zaplanowany (co widać na powyższym zdjęciu). Ten plan mnie zachwycił. Absolutnie. Nie udało się go wypełnić stuprocentowo (bo trochę przeceniłyśmy nasze zasoby energetyczne i w ten oto sposób nie udało się obejrzeć "Bulwaru zachodzącego słońca", a i do Fridge nie pojechałyśmy, bo uznałyśmy, że nie jedziemy i

Hamlet, reż. Thomas Ostermeier

Obraz
Gdy następnego dnia, z samego rana czeka Cię ważny sześciogodzinny egzamin, z całą pewnością najlepszym rozwiązaniem jest pojechać do Berlina, do teatru. Wyjść o północy, położyć się padnięta o pierwszej i spać. Aż zadzwoni budzik, by obwieścić, że nadszedł dzień, o którym kilka razy śniłaś. Koszmary. Po moich zeszłosemestrowych zmaganiach z "Hamletem" aż dziwi, że zechciałam mieć z nim coś jeszcze wspólnego. A jednak. Gdy tylko mam możliwość, staram się rozwijać moją znajomość teatru, a o księciu duńskim jakąś wiedzę już posiadałam. Za to o Thomasie Ostermeierze nie posiadałam żadnej. Po obejrzeniu trailera pomyślałam, że czeka mnie coś niezwykłego. Ale nie spodziewałam się, że to będzie jazda z górki bez trzymanki. Jestem przyzwyczajona do małego teatru, z niewielką ilością rekwizytów, efektów i bałaganu. Tutaj było dużo rekwizytów, dużo efektów i jeszcze więcej bałaganu. Cała scena pokryta ziemią. Do tego szlauch z wodą i moja osobista przygoda na oczach pięciuset l

Oswajamy jesień: Urządź wieczór filmowy.

Obraz
Mój wieczór filmowy odbył się parę tygodni temu, ale w moim zabieganiu nie miałam czasu, żeby coś więcej napisać. To był piątek (przy okazji dzień jesiennego spaceru) i postanowiłam, że zabierzemy się w końcu za "Grę o tron", która cały czas dopraszała się o uwagę. I jak została włączona, tak poszło sześć odcinków na raz. Muszę przyznać, że ten serial jest bardzo wciągający. Są postacie nudne, ale też fascynujące (niestety nie zaprzyjaźniłam się z nimi tak, by pamiętać ich imiona). Bardzo lubię młodszą córkę Neda, lubię też karła i Khaleesi. Lojalność Neda uważam za przesadzoną. Za to bękarta nie lubię, denerwuje mnie, bo jest strasznie zadufany w sobie (swoją drogą okazuje się, że nie lubię u innych cech, które u mnie dominują). Lubię surowość zdjęć w tym filmie. I to, że postacie nie są absolutnie piękne. Lubię tę brzydotę. Nawet seks nie jest piękny, jak to pokazują w innych filmach i serialach. Swoją drogą wiecie, że "Grę o tron" ogląda się tylko dla scen

Ulubieńcy października.

Obraz
 Nadszedł listopad. Miesiąc nowych planów, już powoli zapachów świąt i rozmyślań, co i dla kogo. Moje święta będą zupełnie inne niż dotychczasowe. Przyznam, że się trochę boję, ale jestem ogromnie podekscytowana. Nie mogę doczekać się jutra, nie mogę doczekać się grudnia, nie mogę doczekać się świąt, nie mogę doczekać się nowego roku, nie mogę doczekać się... marca. Kiedy to najprawdopodobniej postawię całe swoje życie na głowię i zmuszę się do stania się całkowicie dorosłą, odpowiedzialną za siebie osobą. Zobaczymy, co z tego wszystkiego wyniknie. A wszystko to ma swój początek w listopadzie. Bez listopada prawdopodobnie żadna z tych rzeczy by nawet nie zaistniała. 1. Kosmetyki. Ranking wygrywa firma fridge produkująca absolutnie naturalne kosmetyki, których trwałość to dwa miesiące. Zamówiłam sobie zestaw próbek i się zakochałam. Wprawdzie niewygodne jest, że trzeba przechowywać je w lodówce, ale już prawie się przyzwyczaiłam. Są niestety nieziemsko drogie... Ja zużywam kosmety

Pożegnanie z Dexterem.

Obraz
Osiem sezonów, półtora roku mojego życia. Jeden z tych seriali, które się kocha lub nienawidzi. Ja pokochałam. Serial o seryjnym mordercy. Cóż, nie bez powodu się na niego zdecydowałam. I w poniedziałek był ostatni odcinek. Żegnaj, Dexterze Morgan. Pierwszy sezon obejrzałam z zainteresowaniem, ale bez szału. Od drugiego nie mogłam się oderwać. Przy trzecim prawie się popłakałam, że skończyły mi się odcinki i że muszę czekać. Koniec czwartego* przyprawił mnie o szok, z którego wyszłam dwa dni później. W życiu nie przeżyłam tak mocno jakiegoś tam filmu czy serialu. Piąty mnie już tak nie zaskakiwał, ale kochałam absolutnie. Gdy doszłam do końca szóstego, dostałam rozstroju nerwowego, bo musiałam czekać na siódmy. Siódmy oglądałam na bieżąco. Jako pierwszy. Czekanie tydzień na kolejny odcinek było dość trudne. Ósmy, ostatni, uznałam za słaby. Przedostatni odcinek jednak wzmógł moje napięcie. Ostatni rozczarował. Osiem sezonów i nastąpił koniec. To serial, który kocham

Wyzwanie Foto: Dzień 4. - LISTA

Obraz
Lista filmów do obejrzenia. I przypadkowa notatka.

Paczuszka z Warszawy i coś zachwycającego.

Obraz
Z moim listonoszem znam się już na tyle dobrze, że doskonale wiem, kiedy mu się nie będzie chciało czegoś przynieść i od razu idę po to na pocztę. Ileż mniej nerwów mam zszarganych! Tak też było wczoraj. Wiedziałam, że Kasia wysłała mi paczuszkę z kilkoma ślicznościami i bransoletką Missiu z dziewczynkami, którą wygrałam u niej w konkursie, więc poszłam po nią. Ta niesamowita kobieta nie poprzestała jednak na bransoletce. Przy okazji zakupów zrobionych przez jej siostrę wpadło coś dla mnie - balsam do ust z granatem Burt's Bees (bo trochę narzekałam, że mój barwiony nie zawsze mogę nosić, bo czasem nie mam ochoty na kolor na ustach) oraz migdałowy krem do rąk, którego zapach i konsystencja sprawiają, że mam ochotę wsadzić w niego palce, a potem je oblizać. Cudem się powstrzymuję, bo pachnie bosko. Jak migdałowy krem do tortów. Oprócz tego Kasia wie, że jestem na poszukiwaniu perfum o zapachu kwiatu pomarańczy. Kiedyś L'Occitane miało idealny w swojej ofercie, jednak gdy c

Reklama, która mnie urzekła. Wynik konkursu.

Obraz
Choć jest Halloween, nie będę straszyć. A może będę? W końcu każdy widział tę reklamę chyba milion razy i to całkiem niedawno. I kto chciałby to powtórzyć? Z całą pewnością ja. Już teraz obejrzałam ją dwa razy i wciąż ją uwielbiam. Dobrze, że już nie będzie miała okazji mi się przejeść. To spot, o który mi chodziło w spontanicznym konkursie błyskawicznym. Z siecią, o której on mówi, trafiła Kasia, co mnie niewysłowienie cieszy. I to ona otrzyma masło Alverde. Szczerze nie spodziewałam się, że to może być aż tak trudne. Ale w końcu nie każdy siedzi w mojej głowie. I cieszę się, że było z tym trochę zabawy.

Filmowo - romantycznie, zabawnie, sensacyjnie i klasycznie.

Ostatnio naszła mnie znowu faza na Marilyn Monroe. Wtedy próbowałam włączyć film "Clash by night" , ale z niewyjaśnionych przyczyn zrezygnowałam z tego pomysłu. Sama nie wiem czemu. Ale za to dziś mi się udało! Co prawda z "Love happy" , gdzie MM grała przez jakieś dwadzieścia sekund bliżej niż dalej końca filmu, a jej rola nie zasługuje nawet na miano epizodycznej, bo po prostu wchodzi, robi za laleczkę kipiącą seksem i nie wnosi zupełnie nic do fabuły. Może do estetyki, choć i w tym wypadku nie jestem przekonana. Ostatnio przeszłam także fazę komedii romantycznych. I nie mówię w tym wypadku o "Bachelorette" , które obejrzałam prawie wyłącznie dla Kirsten Dunst i które to nadawało się do mało czego (ot, przespanie połowy dnia przed ekranem, bez męczenia się i wnikania w jakieś wartości, których film nie reprezentuje). Mówię o czymś takim jak "Pretty woman" , które obejrzałam na początku sierpnia i się zakochałam w Julii Roberts. To zdecydowani

Nocą.

Wczoraj spędziłam nadzwyczaj interesująco. Jednak nie pod względem robienia czegoś, czego zwykle nie robię, ale raczej dlatego był interesujący, że mój nastrój poszybował w miejsca, których od dawna nie odwiedzał. Spędziłam wieczór przyjemnie, radośnie i wcale nie miałam ochoty iść spać. I naprawdę nie wiem, czy powodem ku temu było moje nowe masło do ciała o zapachu werbeny, za którą tak naprawdę nie przepadam, ale spodobało mi się, jak się wchłania, czy może chodziło o film, który obejrzałam. Pewnie o to też. Poczułam się chwilowo szczęśliwa. Oczywiście pociągnęło to za sobą inne uczucia, jak np. tęsknota czy lekki smutek. Ale ogólnego zadowolenia nie mogło to zburzyć. Zakochałam się na nowo w Nowym Jorku i widząc Milę Kunis, cały czas myślałam o Selenie Gomez. Brakowało mi więcej Emmy Stone. Całokształt jednak sprawił, że chciałam włączyć film od początku. A następnie ruszyłam w podróż. Chłodny wiatr wpadał mi przez okno, a w głowie grały podróżne piosenki. One wcale nie są t

Przegląd filmowy - oscarowo, bajkowo, ekranizacyjnie, nietypowo.

Obraz
Ostatnio miałam fazę na książki i cały czas coś czytałam, a za obejrzenie filmu nie mogłam się zabrać. Wielkanoc to wszystko odwróciła i książkę odkładałam po kilku stronach, żeby zagłębić się w jakiś film. I oto, co udało mi się zobaczyć. Anastasia/Anastazja (1997) Koniec dynastii Romanowów, Rasputin i zaginiona księżniczka. Mroźny Petersburg, magia i podróż do Paryża w poszukiwaniu wspomnień. Kreskówka, a tak... emocjonalna. Jak chyba wszystkie. Jednak ta wydaje mi się o tyle bliższa, że bazuje na prawdziwej historii, choć sporo ją przeinacza, by nadać jej baśniowego wymiaru. I jak po obejrzeniu nie chcieć poznać historii prawdziwej Anastazji? Ja już ją znam z książki "Parada blagierów" Ireneusza Pawlika. Któregoś dnia może Wam pokażę, co tam ciekawego napisali. Jeśli ktoś (tak jak ja) jakimś cudem zdołał wcześniej nie poznać "Anastazji", serdecznie zachęcam. Może nie jest to perfekcyjna i polana grubą warstwą lukru produkcja Disney'a, ale wciąż urzekają

Najróżowsze buty świata, które uszczęśliwiają. I trochę o Oscarach.

Obraz
Ostatnio mam niezdrową skłonność do dziwacznego stopniowania przymiotników (najróżowszy, najkudłatszy...). Nie wiem, skąd mi się to bierze. Chyba z naprawdę minimalnych ilości stresu. Życie ostatnio zdaje się prostsze niż zwykle. Ciekawe, ile to potrwa. Mam nadzieję, że jak najdłużej. Chorowałam na te buty trzy miesiące. Widziałam je na stronie DeeZee i co jakiś czas do nich wzdychałam. Wkładałam do koszyka i wyrzucałam. Tak w kółko. Muszę przyznać, że wydanie 189 zł na buty to nie dla mnie. Jestem niszczycielką butów, a ich zakup przez Internet mnie niemal przeraża. Ale dostałam pieniądze i przeszczęśliwa je kupiłam. Znajomi wzbudzali we mnie zwątpienie - że nie widzą mnie w tych butach, że takie och bardzo najróżowsze. Nie dla mnie. A ja na upartego nie chciałam dać sobie wybić ich z głowy, choć wzięłam pod uwagę możliwość ich zwrotu, jeśli faktycznie coś będzie nie tak. Na szczęście wszystko było jak należy. Na żywo nie są aż tak bardzo różowe jak na stronie . Są troszkę ciemniejs

My week with Marilyn

Obraz
W sierpniu zeszłego roku poznałam Marilyn Monroe. Może się to Wam wydać dziwne, bo wszyscy ją znają od lat 40', a ja nagle wyskakuję, że poznałam ją pół roku temu. A jednak. Wcześniej wiedziałam, że istnieje, kojarzyłam ją jedynie z pop artem. Ale poznałam faktycznie w sierpniu. I się zakochałam. Ale nie w wyglądzie, który króluje na gadżetach i biżuterii, a w jej historii, bólu, tragedii, braku miłości i spieprzonym dzieciństwie. Od tej pory mówiłam o niej non stop, na przemian z Angeliną Jolie i seryjnymi mordercami. Naprawdę bywam monotematyczna, gdy się na coś uwezmę. Dlatego oczywiście musiałam iść na ten film do kina. Po trailerze wiedziałam, że Michelle Williams mnie nie zawiedzie w roli Marilyn. I miałam rację. Może jej gra nie była idealna, ale w niektórych scenach była doskonałą MM, choć w następnych już mniej. Mimo to podziwiam ją za to, że podjęła się tej roli i naprawdę jej się udała. MM mnie zawsze bardzo wzrusza, sama nie wiem czemu, ale i Michelle Williams dopro

Gossip Girl - The Royal Wedding

Obraz
http://celebritybrideguide.com/ Spojlerów brak. Możecie czytać bezpiecznie. Leighton Meester w sukni od Very Wang. Blair Waldorf, księżniczka schodów MET, teraz ma stać się prawdziwą księżniczką z tiarą na głowie. Odcinek setny mojego ulubionego serialu, którego akcja toczy się w dniu najważniejszego wydarzenia ostatnich lat na Upper East Side. O ile ostatnimi czasy notowałam w serialu tendencję spadkową ze sporadycznymi lepszymi momentami, to dzisiaj byłam poruszona głównie tym, że wszystko w jakiś sposób wracało do przeszłości, początków. Tej samej estetyki, nastroju, zamieszania. Choć tutaj zamieszanie było dość łagodne. I milion pytań: czy ślub się odbędzie? Czy Blair będzie z Chuckiem? Gdzie się zaczyna i kończy bajka? Kto, co, gdzie, z kim i dlaczego, po co i w jakim celu? I niespodzianka - na początku odcinka dostajemy wreszcie kawałek samej Plotkary! Jej dłonie, pace stukające w klawiaturę i publikujące post na stronie. Wszyscy zmieniają zdanie, podejście... a ja patrz

Filmy.

Dziś będzie krótko i na temat. W ciągu ostatnich kilku godzin obejrzałam dwa filmy i chcę się podzielić odrobiną wrażeń. Abduction Taylor Lautner. Film, którego tytuł kojarzył mi się z kosmitami i byłam szczerze przekonana, że o tym będzie opowiadał. Ale nie, jest lepiej. Mamy tajemnicę z przeszłości, dwójkę nastolatków uciekających przed mordercami i CIA oraz zupełny brak porządnej gry aktorskiej, przewidywalną akcję, która trochę się wlecze i jedynie spokojne wgapianie się w ekran przez ponad półtorej godziny. Nie wspominając o aktorach, którzy uciekając, zachowują się, jakby wyjeżdżali na wakacje, żeby się poprzytulać. Nic nie wnosi, niczego się nie traci. Spodziewałam się po tym nieszczęsnym zmierzchowym Jacobie więcej. Po filmie także. Nie dostałam niczego. Moneyball Jak nie lubię Brada Pitta i sportu, tak ten film... przez ponad dwie godziny patrzyłam się w film i świat przestał dla mnie istnieć. Gra naprawdę dobra - i to wszystkich aktorów. Scenariusz nie gorszy, a sam f

Filmowy przegląd roku 2011.

Miewam momenty, gdy jestem kinomanem. Czasem czytam, jaki film bądź aktor otrzymał jaką nagrodę i łapię się za głowę, jak można było tak zrobić lub nie zrobić. Dlatego postanowiłam w tym roku sama wybrać najlepsze filmy. Szkoda tylko, że nie miałam okazji obejrzeć wszystkich tegorocznych produkcji (szczególnie tych polskich). Oprócz jednoznacznych zwycięzców przedstawię Wam również listy filmów, które obejrzałam lub zamierzam dopiero. Skonfrontowałam je również z nominacjami do Złotych Globów (których rozdanie odbędzie się w niedzielę). Nominacji do Oscarów jeszcze nie ma, ale wiedzcie, że czekam na nie z niecierpliwością. Wszystko tutaj jest subiektywne, kolejność przypadkowa, nominacje przemyślane. Możliwe, że zapomniałam o jakimś tytule, w takim przypadku proszę mi przypomnieć. Najlepsza komedia     Midnight in Paris (nominacja - Złoty Glob, najlepszy film - komedia; reżyser; scenariusz; rola męska w komedii - Owen Wilson) - obejrzałam trzy razy, a za czwartym poszłam do kina

Słodycze, które zajęły mi pół walizki. A dzieciństwo oficjalnie mi się skończyło.

Obraz
Mówiłam w poprzednim poście o słodyczach, które mama przywiozła mi z Holandii. Doszła mnie prośba, by je pokazać. Muszę przyznać, że jedną białą czekoladę już zjadłam, a te Kinderki są już zjedzone, w opakowaniu do zdjęcia pozostała jedna sztuka. Przynajmniej mam zapas słodyczy na dłuuuugi czas. I mam aparat! Pochwalę się nim przy innej okazji. Na razie muszę go ogarnąć. Dziś skończyło się moje dzieciństwo, obejrzałam ostatnią część Harry'ego Pottera i wreszcie zrozumiałam, o czym wszyscy mówili. Dziwnie mi, ale muszę przyznać, że kilka momentów powaliło mnie na łopatki ze śmiechu, inne mnie wzruszały. O ile poprzednią część (i jeszcze poprzednią) uważałam za beznadziejne, to ta przywołała we mnie pewne uczucia, które wydawały się być bezpowrotnie utracone..