Posty

Wyświetlam posty z etykietą rodzina

Miri.

Obraz
Na ponad tydzień wyjechałam z moim Niemcem do Polski. Oprócz tego, że oblałam praktyczny egzamin na prawo jazdy na parkowaniu, nie mam nic do powiedzenia w tej kwestii. No, i przywieźliśmy sobie kota. I dziś o tym chcę opowiedzieć. Krótko, bo wciąż się nie ogarnęliśmy po powrocie, a blog zarasta pajęczynami. W najbliższym czasie chyba będzie tu więcej o kotach, bo ja mam kociokwik (o tym też będzie). Nasz połamaniec i ofiara losu ma na imię Miri. Gdy mieliśmy się zdecydować między dwoma tygryskami, początkowo stawialiśmy na tego drugiego (wg słów moich rodziców najbardziej rozgarniętego z całej trójki kociąt), ale gdy Miri zaczęła kuleć (prawdopodobnie moja mama na niej stanęła...) i zabraliśmy ją do weterynarza, postanowiliśmy, że jeśli jest kotką, weźmiemy właśnie ją. Okazało się, że tak było i od tej pory ta mała ofiara losu stała się członkiem naszej rodziny. Choć już mój ojciec mówił, żebyśmy wzięli tego zdrowego... Tyle że my chcieliśmy tego i po dziewięciu godzinach podróży s

Dziś są moje urodziny. I premiera Wiedźmina 3.

Obraz
A to tort sprzed paru lat, uparłam się na niebieski sernik. Dziś są moje urodziny. Dziś staję się stara (choć według niemieckiego prawa moi rodzice powinni się mną jeszcze zajmować i finansować moje życie - w Polsce tak dobrze to nie ma! Jak więc wyjaśnić tę rozbieżność niemieckim urzędnikom?), a moja rodzina powoli zaczyna tyrady, które są zmorami każdej osoby będącej w związku (w sumie ci wolni mają podobnie, ale chyba trochę mniej natarczywie): Kiedy ślub? Kiedy dzieci? Muszę przyznać, że u mnie to póki co były subtelne aluzje. No dobrze, po dwóch latach związku się zaczęło. Babcia podpytuje, czy moja przyjaciółka planuje ślub, po czym stwierdza, że ona (babcia) jest już stara i na mój nie przyjedzie. Skoro ona z grubej rury, to ja też: Jedyną wymówką, jaką akceptuję, jest śmierć, ale na to też nie pozwalam. I koniec. To jednak nic w porównaniu ze stwierdzeniem, że mój zegar biologiczny tyka i koniecznie muszę urodzić przed trzydziestką, bo później to już za późno... Zostało

Rodzinnie.

Obraz
Kochamy nasze dzieci. Zresztą trudno o co innego, w końcu są przesłodkie i przekochane - nawet gdy zdarza im się wywijać numery, bawić w najmniej oczekiwanym momencie w chowanego, czy podgryzać rodzeństwo. I choć wiem, że Fledermaus (Nietoperz) podgryza Ottopusa dla zabawy i nie robi mu krzywdy, to przeszkadza mi, gdy nie myje zębów. Ciągle widzę na nich jakieś ślady poprzedniego posiłku. Krokko uwielbia się wygłupiać z Leonem. Tak, tym samym Leonem, który dostał traumy po wizycie w Paryżu i nie chciał już donikąd jeździć oraz był wielce obrażony i złośliwy, gdy w domu pojawił się Ottopus. Cóż, jest zazdrośnikiem, ale wiecznie dobry humor Ottopusa sprawił, że wszystko się unormowało. Poza tym spędzali w domu tyle czasu tylko we dwoje, że siłą rzeczy musieli się zaprzyjaźnić. Gdy we wrześniu w naszych progach zawitała Fledermaus - bardzo nieśmiałe stworzenie! I to zostało nawet po tak długim czasie! - sytuacja była już unormowana. W listopadzie zaś adoptowaliśmy Krokko z jakiejś stac

Oswajamy jesień! Jesienny spacer i outfit.

Obraz
Moje weekendy tej jesieni są bardzo zajęte - dni powszednie jeszcze bardziej. Przez to naprawdę nie mam czasu na spacery, czy inne rozrywki. Gdy mam wolną chwilę, a jeszcze jest jasno, idę na zakupy. I na tym się kończy. Na szczęście w poprzednią niedzielę zdarzyło się coś tak rzadkiego, że będącego niemal cudem - wolny dzień. Pojechaliśmy z moim Niemcem do jego dziadków na rodzinny obiad. I przy okazji poszliśmy z jego rodzicami na spacer - w jeden z najpiękniejszych jesiennych dni. Ciepły, słoneczny i bardzo przytulny. Akurat tego dnia w Eisenhüttenstadt był dzień otwarty w Zwillingsschleuse, czyli śluzy na Odrze i można było przepłynąć łodzią przez tę śluzę (co ciekawe - łódź była Polska, zresztą samo Eisenhüttenstadt dzieli od Polski tylko rzeka i często można znaleźć tam polską sieć w telefonie). Nam się to nie trafiło, ale oglądaliśmy, jak powoli opadała woda, a wraz z nią łódź. Samej przeprawy nie zobaczyliśmy. Ruszyliśmy dalej wzdłuż kanału łączącego Odrę i Szprewę, zrobil

Gdy wszystko zaczyna się walić.

Znacie te momenty, w których wszystko zaczyna się walić? Gdy plany i marzenia obracają się w pył, a Wy stoicie po środku tego bałaganu i nie wiecie, za co się zabrać? Najchętniej usiedlibyście w kącie i płakali, dopóki dobra wróżka nie uporządkowałaby Wam życia na nowo? Na pewno je znacie. Ja też je znam. Właśnie jestem w takim punkcie. Może przesadzam, bo jestem w nim zaledwie od trzech dni, ale to dla mnie za dużo. Najpierw stres związany z pracą licencjacką, której nie byłam w stanie pisać z powodu choroby. Zamknęłam się w mieszkaniu i prawie z niego nie wychodziłam. Potem miałam urodziny - i jednocześnie dzień oddania pracy. W zeszłym roku postanowiłam przeprowadzić eksperyment. Po tym jak na Facebooku dostałam mnóstwo życzeń od osób, z którymi czasem zamieniłam tylko jedno słowo i w dodatku nie byłam pewna, czy oni w ogóle wiedzą, komu te życzenia składają (nie figuruję na tym portalu pod moim imieniem i nazwiskiem, ale dość fikuśnym pseudonimem), zdecydowałam się usu