Posty

Wyświetlanie postów z wrzesień, 2012

Z pędzlem w dłoni, czyli próba kreatywności oraz So Sweet Blog Award.

Obraz
Moje wieczorne ja (swoją drogą ostatnio bardzo często mówię "moje ja" w najróżniejszych sytuacjach, co to może oznaczać dla mojej psychiki?) uznało, że dziś będzie relaksacyjnie. Żadne tam kosmetyki, podróże, czy inne rzeczy, które sprawiają, że portfel boli (choćby wspomnienie było nie wiem jak przyjemne). Boli mnie ostatnio często i mocno, więc nie warto się męczyć. Dlatego zostajemy na miejscu i cieszymy się życiem. Na początek trochę sztuki. Sztuki balkonowej, dziesięciostopniowej. Aż dziwne, że pędzle się nie zbuntowały na tym mrozie. Cóż ja poradzę, że termin goni, a ja bardzo chciałam zrobić pracę konkursową. I namalowałam znaną YouTubowiczko-bloggerkę Nieesię25. Co prawda efekt daleki od ideału (będę jęczeć, że szkic był świetny, dopóki Deusz nie wlazł na niego w nocy ubłoconymi łapami, które następnie powycierał w moją pościel i poszedł sobie znowu - farby pogorszyły to jeszcze bardziej, cóż, takie życie nieutalentowanego artysty), ale jednak jestem zadowolona. Sam

Kilka nowości. Szmatki, pędzelki, kremiki...

Obraz
 Szmatka muślinowa z The Body Shop, którą wygrałam u Kasi oraz próbka Signoriny z naszej mini wymianki perfumowej. A do tego dwie z trzech bransoletek, które dostałam od rodziny, gdy pojechali nad morze. Trzecia gdzieś wsiąkła. Pewnie ją znajdę. Trochę się rozciągnęła, bo używałam jej jako gumki do włosów w trakcie jazd (a wiecie, że już je skończyłam? Niedługo egzamin...).  16,5 ml Idealii. Zamówiłam sobie, bo stęskniłam się za jej poziomkowym zapachem. Jeśli jednak zapytacie, dlaczego kupiłam do cery suchej, nie będę potrafiła udzielić na to pytanie odpowiedzi... Jednak zrobiłam to z premedytacją. Niestety nie pamiętam, co mną wtedy kierowało. Swoją drogą: czy można mieć cerę mieszaną z tłustą strefą T, która to strefa jest notorycznie przesuszona, ale wciąż tłusta? Chyba miałam problemy ze zdecydowaniem się, czy ona jest tłusta czy sucha i możliwe, że to był powód, dla którego wybrałam Idealię do cery suchej. Teraz zobowiązuję się do używania wyłącznie Idealii aż do końca i po

Moja kolekcja szamponów. Garnier, Clear, Schauma, Babydream, Sante.

Obraz
Na początek przypominam o konkursie w poprzednim poście. Do wygrania perfumy Jennifer Lopez Deseo! Nie uważam się za szamponomaniaczkę. Jednak są momenty, kiedy mam ochotę coś zmienić i szukam nowości. Są lepsze, gorsze... Czasem u kogoś użyję szamponu, który mnie zachwyci i go kupię, ale wtedy czeka on na lepsze czasy i jest używany sporadycznie. Są też prawdziwe cuda, a także niepozorne skarby. A także ulubieńcy od zawsze. Zacznijmy od tych, które lubię najmniej. Potem jest tylko lepiej. Czyli opowiem Wam o moich pięciu szamponach. Garnier - drożdże piwne i owoc granatu Namówiła mnie na niego mama, bo chyba jej samej się spodobało, co jest napisane na opakowaniu. Jednak moje włosy go nie polubiły (wcześniej używałam Fructis, który wcale nie był zły, dlatego uznałam, że inny Garnier też może mi podejść). Zwyczajnie się nim zmęczyłam i go porzuciłam. Czasem używam go do mycia szczotki, bądź innych celów, które wymagają użycia szamponu bądź jemu podobnych specyfików. To nie jes

Jennifer Lopez Deseo EDP + KONKURS

Obraz
Nie jestem fanką perfum sygnowanych nazwiskami celebrytów. Zwykle są to słodkie zapachy, których nie mogę znieść. Jednak lubię perfumy. I gdy dostałam Deseo w paczce z USA, ucieszyłam się. Pierwszy niuch był także dość pozytywny. Mamie się nie spodobały ("I dobrze!", pomyślałam). Jednak coś w historii przez nie opowiadanej mi nie pasowało... Deseo zabiera nas w egzotyczną podróż, gdzie jest plaża, palmy i morze. Mnóstwo morza, ocean. I diament połyskujący w słońcu, jakim jest butelka. Świetnie się ją trzyma, jeśli chcemy nią w kogoś rzucić, albo żeby zwyczajnie rozwalić perfumy o ścianę. Doskonale pasuje do dłoni. Spryskanie się nimi sprawia jednak niejaki kłopot, ponieważ bez zatyczki nie leżą już tak dobrze i jeszcze trzeba znaleźć wolny palec, by nacisnąć atomizer... I kształt zalatuje trochę kiczem, gdy nie odbijają się od niego promienie słoneczne. Najważniejszy jest jednak zapach. Choć nie ma w nim kokosa, ja go lekko czuję - może gdzieś w wyobrażeniu obietnicy ty

Filmowo - romantycznie, zabawnie, sensacyjnie i klasycznie.

Ostatnio naszła mnie znowu faza na Marilyn Monroe. Wtedy próbowałam włączyć film "Clash by night" , ale z niewyjaśnionych przyczyn zrezygnowałam z tego pomysłu. Sama nie wiem czemu. Ale za to dziś mi się udało! Co prawda z "Love happy" , gdzie MM grała przez jakieś dwadzieścia sekund bliżej niż dalej końca filmu, a jej rola nie zasługuje nawet na miano epizodycznej, bo po prostu wchodzi, robi za laleczkę kipiącą seksem i nie wnosi zupełnie nic do fabuły. Może do estetyki, choć i w tym wypadku nie jestem przekonana. Ostatnio przeszłam także fazę komedii romantycznych. I nie mówię w tym wypadku o "Bachelorette" , które obejrzałam prawie wyłącznie dla Kirsten Dunst i które to nadawało się do mało czego (ot, przespanie połowy dnia przed ekranem, bez męczenia się i wnikania w jakieś wartości, których film nie reprezentuje). Mówię o czymś takim jak "Pretty woman" , które obejrzałam na początku sierpnia i się zakochałam w Julii Roberts. To zdecydowani

Na początku był busz... czyli mini kurs węgierskiego w obrazkach.

Obraz
Co tu dużo mówić - umierałyśmy z Gią ze śmiechu przy niektórych objawach języka węgierskiego. Oczywiście tych, które dało się zrozumieć "po polsku" i które miały w sobie pewną sz ele sz czącą głoskę. I dlatego przy każdym słowie stałam i pstrykałam zdjęcia. Czy Was to też tak rozbawi? Na zdjęciach nie wygląda aż tak zabawnie, jak było w rzeczywistości. Na początku był busz...  Który rozwinął się w autobusz... czyli automatyczny busz.  Ale że był za duży, to stworzono busz w wersji mini. Był jeszcze trolibusz, jednak nie dał się sfotografować. To zapewne busz pełen troli i nie chciałabym tam chyba wejść. Mogło być niebezpiecznie.  A potem wszędzie napadały nas dyszkonty*. Dobrze, że nie dyszkoty. Biedactwa, musiałyby mieć astmę.  Takie dyszkoty mogłyby występować w cirkuszu.  A potem zrelaksować się w szaunie lub szalonie (a może szalonej?).  I szeptem(ber) podałyby numer telefonu do...  ...szervizu. To takie miejsce, gdzie serwują wizy.  I robią to e

Moje mruczące miziadełko.

Obraz
I kudłate kochanie. Kudłate śliczności. Moje miziu-miziu. Kici-kici. Mru-mru. I wiele innych określeń, którym można określić najkudłatszego Deusza świata. Ostatnio jest miziadełkiem. Nie wiem, czego on używa, ale ja chcę mieć takie miękkie włosy, jak on ma futro... Dawno go nie było. Niestety jest to stworzenie, któremu da się zrobić zdjęcia jedynie wtedy, kiedy śpi. A ostatnio mu się to mało zdarzało. W nocy biega gdzieś po chaszczach i przychodzi oblepiony malutkimi rzepami, a w dzień - o ile się łaskawie pojawi - miauczy, je i idzie spać, by potem znowu uciec. Ostatnio zaczął także mruczeć i się przytulać. Mama mówi, że okresy godowe się skończyły, to będzie odsypiał. Faktycznie, ostatnie trzy noce spędził w domu! Wbijając mi pazury w głowę, pragnąc zrobić mruczący masaż. Podobno kotom wychodzącym nie można obcinać pazurów, bo sobie i tak zedrą. Deusz tego nie robi. Na tylnych (kudłatych i miziatych) łapkach faktycznie ma spiłowane, ale na przednich miał szpony, które przebijały m

Budapeszt, czyli płyta grzewcza na mapie Węgier.

Obraz
Notes from my travels: Budapeszt i Węgry to śmieszne miejsce. Busz. Autobusz. I dyszkont. Z tego języka wywodzi się pasztet i kiszka. A jeśli ktoś chce, byśmy płaciły w euro, z całą pewnością jest oszustem. Ale to już nie nasze słowa, lecz sympatycznego faceta, u którego de facto także zapłacimy w euro za pokój.  Z lokalną walutą Gia ma problemy - tłumaczy ją sobie w zabawny sposób na złotówki, a później nie rozumie, gdy ktoś chce od niej pięćset*. Sam Budapeszt okazał się autentyczną płytą grzewczą. Tubylcy zapewne nie odczuwają potrzeby wybrania się do sauny. Zaraz po wylądowaniu uznałyśmy, że więcej do ciepłych krajów nie lecimy. 3. września 2012 20:17 *W drugiej połowie kolejnego dnia w końcu się nauczyła. A ja zaczęłam mieć problemy.  Nasze pierwsze śniadanie w Budapeszcie. Starbucks. Po mnie się można tego spodziewać. Naprawdę. Wzięłam zieloną herbatę, która smakowała jak rumianek. Czyli była ohydna. Na szczęście jako żywność posiadałam torebkę Fornetti.  Gia: &