Posty

Wyświetlanie postów z październik, 2012

Reklama, która mnie urzekła. Wynik konkursu.

Obraz
Choć jest Halloween, nie będę straszyć. A może będę? W końcu każdy widział tę reklamę chyba milion razy i to całkiem niedawno. I kto chciałby to powtórzyć? Z całą pewnością ja. Już teraz obejrzałam ją dwa razy i wciąż ją uwielbiam. Dobrze, że już nie będzie miała okazji mi się przejeść. To spot, o który mi chodziło w spontanicznym konkursie błyskawicznym. Z siecią, o której on mówi, trafiła Kasia, co mnie niewysłowienie cieszy. I to ona otrzyma masło Alverde. Szczerze nie spodziewałam się, że to może być aż tak trudne. Ale w końcu nie każdy siedzi w mojej głowie. I cieszę się, że było z tym trochę zabawy.

You may say I'm a dreamer... Co też mam nowego.

Obraz
Miał dziś być post z reklamą, o której mówiłam przy okazji spontanicznego konkursu błyskawicznego. Będzie pewnie jutro. Miał być też post ze zdjęciami z Festiwalu Świateł w Berlinie. Pewnie będzie pojutrze. Bo dziś naszła mnie ochota na chwalenie się. Od samego rana za mną chodziła, choć wiele do chwalenia nie mam. Może z wyjątkiem tego wielkiego stosu książkowego, mojej Chanel, którą już znacie i paru drobiażdżków. Dosłownie, choć sam wyraz brzmi dziwnie. O tym więcej na moim drugim blogu za jakąś chwilę.  Obrazkowe fiszki do angielskiego, jakaś nowość, z którą się zaraz zapoznam. I woda termalna Uriage. Avene mi się kończy, więc zobaczę, co to jest. I moja Chanel (patrz post niżej).  Piję niezwykle rzadko. Ale dziś naszła mnie ochota na wino. Kupiłam więc to różowe maleństwo o pojemności 0,2l. I dziś zrobię swoje własne Halloween. Bo po co trzymać się tradycji? Kupiłam też próbkę kremu pod oczy Estee Lauder. Zawsze ciekawiła mnie Estee i teraz się dowiem, z czym się ją j

Me and my Chanel.

Obraz
Nie wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia. Bo pierwsze ocenia, jest selekcją. A miłość może pojawić się dopiero później, w następnym, gdy przy pierwszym nie zostanie odrzucona. Tak było z tą szminką. Na pierwsze spojrzenie mi się podobała. A na drugie, już na moich ustach, zakochałam się. Tak mocno, że porzuciłam myśl o zakupie jakiejkolwiek innej. Bo ona nie wysusza mi ust. Bo ona nie schodzi po pięciu minutach. Bo ona ma doskonały kolor, sama bym lepszego nie wybrała. Bo to Chanel. Wygrana u Kasi była jedną z najlepszych, jakie kiedykolwiek mi się przytrafiły. Chanel Rouge Allure 88 Evanescente I choć na pierwszym zdjęciu wygląda na dość różową, w rzeczywistości jest lekko różowym nude. Idealnym - tak po prostu. W poprzednim poście trwa konkurs, który nie jest tak błyskawiczny, jak miał w zamyśle być. Do wygrania masło do ciała firmy Alverde. Wystarczy odpowiedzieć na proste pytanie. Zapraszam.

Spontaniczny konkurs błyskawiczny - Alverde. [ZAKOŃCZONY]

Obraz
Tadam! Startujemy dziś z drugim z serii spontanicznym konkursem błyskawicznym. Co prawda tym razem ciężko mówić o spontaniczności, ponieważ zwyczajnie go zaplanowałam ponad miesiąc temu, ale jaka formuła, taki konkurs. Nagroda na zachętę: Masło do ciała firmy Alverde o zapachu czerwonej pomarańczy i kwiatu czarnego bzu do skóry suchej. Zasady są proste. Zadaję pytanie i wygrywa pierwsza prawidłowa odpowiedź: We wrześniu i na początku października szalała w Internecie reklama pewnej sieciówki. Reklama ta ogromnie mi się podobała i mogłam ją oglądać za każdym razem, gdy się pojawiła - i faktycznie to robiłam. O jakiej sieciówce mowa? Powodzenia. A jeśli nikt prawidłowo nie odpowie w ciągu trzech dni, masło zostaje u mnie.

Zapowiedź konkursu.

Obraz
Z racji, że dziś ani jutro mnie praktycznie nie będzie (nie pytajcie, co będę robić, bo to nic przyjemnego - no dobrze, trochę radości z tego mieć będę), postanowiłam, że już teraz zapowiem Wam konkurs, który odbędzie się w sobotę, a do wygrania: Masło do ciała firmy Alverde o zapachu czerwonej pomarańczy oraz kwiatów czarnego bzu do skóry suchej. Sama nie wiem, czym zapach okazuje się w rzeczywistości, ponieważ jest to edycja limitowana, z której jeszcze nie skorzystałam. Macie szansę być pierwsi. Używałam kiedyś masła do ciała z tej firmy i byłam zadowolona, więc myślę, że i tym razem będzie podobnie. Konkurs będzie się odbywał na zasadzie spontanicznego konkursu błyskawicznego , czyli zadam dziwne pytanie, na które będzie trzeba udzielić odpowiedzi. Pierwsza prawidłowa wygrywa. Mogę podpowiedzieć, że będzie miała ona coś wspólnego z reklamą i wrześniem. Konkurs startuje w sobotę o godzinie 17:00.

TAG - Co chciałabym dostać od św. Mikołaja

Obraz
Pamiętam jeden moment w życiu, gdy święcie uwierzyłam w istnienie Mikołaja. Tylko ten jeden, miałam może cztery lata. Siedziałam w domu, to była sobota. Mama była ze mną, gotowała obiad w kuchni, ja się bawiłam. Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi, mama kazała mi sprawdzić, kto przyszedł. Schodzę po schodach, otwieram drzwi między parterem a schodami i właśnie tam widzę paczkę ze słodyczami. Nie przed drzwiami domu, ale przed drzwiami prowadzącymi na górę. Ojciec był w pracy, mama na górze. Nie mogłam znaleźć innego wyjaśnienia jak właśnie to, że przyszedł Mikołaj. Bo któż by inny? Do dziś nie rozwiązałam tej zagadki. Może dla Was gorączka świąteczna się jeszcze nie rozpoczęła (a może powinna? O wiele łatwiej jest wydawać pieniądze na prezenty rozrzucone w czasie, a nie wszystko w grudniu, dwa tygodnie przed świętami), ale dla mnie tak. I prawdopodobnie także dla Kasi , która stworzyła ten oto TAG, będący blogowym listem do świętego Mikołaja. Długo się zastanawiałam, co bym sobie zaży

Spirulina, czyli śmierdzący skarb kosmetyczny.

Obraz
Przerażeni moim wielkim okiem? Tak? Dalej nie będzie już kosmitów. Nie? To tym lepiej. Bo dziś opowiem o tej zielonej mazi na mojej twarzy. W zeszłym tygodniu grzecznie i tagowo nałożyłam sobie na twarz kolejną maseczkę (a kilka słów o niej nastąpiło, jak zwykle, z opóźnieniem). Tym razem była to ostatnia porcja niemiłosiernie śmierdzącej i jadowicie zielonej spiruliny. Moja pochodziła ze Zrób Sobie Krem i po wielu próbach i kombinacjach w końcu zdecydowałam się na formę najprostszą - rozrobienie jej zwyczajnie z wodą. I to było najlepsze dla mnie rozwiązanie. Przyzwyczajenie do tego zapachu zajmuje trochę czasu. Zwykle intensywny, rybi smród nie przeszkadza mi szczególnie, jednak spirulina potrafi zabić. Na szczęście ma naprawdę przyjemne właściwości (gdy już ktoś zdoła przetrwać ten... zapach), dzięki którym ją uwielbiam i pewnie wrócę do niej za jakiś czas. Wiele wrażeń nie ma - skóra jest po prostu gładka, napięta, rozświetlona i mocno odżywiona. W przypadku naczynek - stają s

Douglas Box of Beauty - październik 2012.

Obraz
Dobra, przyznam się do czegoś. Odkąd dowiedziałam się o istnieniu zagranicznych boxów, zawsze chciałam mieć swój. Gdy wszedł KissBox, prawie go kupiłam. Na pierwszy się nie zdecydowałam, bo za późno chciałam kupić - gdy już nie było. A potem kolejne były coraz gorsze, aż zwinęli interes. Nastąpił GlossyBox. Co miesiąc obserwuję jego zawartość i może w końcu się skuszę. Ale odkryłam istnienie czegoś innego - box Douglasa. W którym dokładnie wiem, co się znajduje. I w końcu, w tym miesiącu, kupiłam. W sierpniu Gia zapoczątkowała moje zainteresowanie tym boxem, we wrześniu nie było nic ciekawego, ale w październiku znalazło się coś, co sprawiło, że kupiłam bez wahania. Kapsułki Elizabeth Arden. Co prawda miałam problemy z kurierem, który wczoraj przyjechał dokładnie w tym czasie, tych dwóch godzinach, gdy mnie nie było w akademiku, a dziś miałam cały dzień zajęcia. Na szczęście zdołałam ten problem rozwiązać. I taka jestem dziś radosna i mam głupawkę cały dzień, że jeszcze nic nie zja

Hollywood Marilyn Monroe.

Obraz
Z okazji pięćdziesięciolecia śmierci aktorki (że też ktoś - ja między innymi - świętuje takie rzeczy...) w Warszawie była wystawa fotografii z czasów, gdy Marilyn Monroe wprowadzała tam zamieszanie. Autorem zdjęć był jej przyjaciel, kochanek i fotograf Milton H. Greene. Jeśli oglądaliście "Mój tydzień z Marilyn", to Milton jest tym upierdliwym facetem, który uważał, że zna ją najlepiej i ma do niej wszelkie prawa. Jeśli czytaliście książkę - to ten sam. Ile z jego podejścia do MM w filmie jest prawdą, nie wiem. Biografia Donalda Spoto leży (zdecydowanie ten format nie może stać) na półce i czeka. Nagrałam na wystawie filmik ze zdjęciami. Jednak tylko z jednego pomieszczenia - tego, w którym znajdowały się fotografie Marilyn. Na wystawie były także zdjęcia innych gwiazd tamtych czasów, jak np. Audrey Hepburn czy Marlene Dietrich. Powiem, że spodziewałam się czegoś więcej. Sama znam więcej zdjęć autorstwa Greene'a, choć paru z tych wcześniej nie widziałam. Za to widział

Z maseczkowego frontu.

Choć pisać ostatnio nie mogę, a raczej mogę, tylko publikacja ma swoje ograniczenia w związku z Internetem (byle do piątku...), to zdołałam przypilnować siebie samej, jeśli chodzi o przynajmniej jedną maseczkę w tygodniu. A dokładnie - wykończyłam mój peeling enzymatyczny z Perfecty i wylądował już w koszu. Dlatego dziś powiem o nim kilka słów, no, może kilkadziesiąt. To bardzo delikatny peeling, który nakłada się jak krem. Lubię go nakładać na noc i się niczym nie przejmować, bardzo podoba mi się efekt, jaki mam rano na twarzy, ale ogólnie rzecz biorąc ten peeling to nie jest to, czego szukałam, gdy odkryłam, że moja cera jest naczynkowa i nie powinnam używać żadnych ścieraczy (co i tak - wbrew zdrowemu rozsądkowi - czasem robię). Rano naczynka są uspokojone, skóra gładka, a wszelkie grudki i przebarwienia mniej widoczne. Jednak efekt utrzymuje się tylko do porannego mycia twarzy, potem już nie jest tak ładnie, choć wciąż trochę lepiej, niż przed nałożeniem peelingu. Peeling działa kr

Quote of the day.

"Paryż jest zawsze Paryżem, a Berlin nigdy nie jest Berlinem." Jack Lang I właśnie dziś, póki mój Internet jest limitowany, jadę do miasta, które nigdy nie jest takie, jakie wydaje się być. Berlinie, tęskniłam za Tobą!

Working so hard.

Myślę, że troszkę ponad moje możliwości. Przez całe wakacje byłam w biegu, prawie nie miałam wolnego. Albo jakieś wyjazdy, albo wykłady na prawo jazdy i jazdy. Jeden egzamin i wiele drobnych rzeczy, które nie dały mi odpocząć, choć były niezwykle przyjemne. A teraz, na ostatnim odcinku tej długiej drogi, umieram, rozkładam się i rozpadam. Już nawet nie wiem, czy to choroba czy zjadłam coś nieodpowiedniego, czy po prostu gigantyczna dawka stresu. Nie mogę spać, niedobrze mi i czuję, że nie dam rady. I nie chodzi nawet o jutrzejszy egzamin na prawo jazdy, a o to, że mogę nie zdążyć na pociąg, albo będę całkiem na styk i się zwyczajnie załamię, jeśli wszystko skomplikuje się jeszcze bardziej. Takie małe być, albo nie być. Chcę zdać teorię, na praktykę już nawet nie liczę, ponieważ wiem, że będę ledwo żywa. Nad tym pierwszym pracuję dopiero od wczoraj, bo wcześniej nie miałam czasu. Miałam zacząć od rana, ale nie dałam rady, bo umierałam. Po zrobieniu dziesięciu zestawów mam przerwę

Maseczka malinowo-jogurtowa.

Obraz
Na początek TAGu maseczkowego zdecydowałam się na coś całkiem naturalnego. Maliny. Ich działanie powinno zapobiegać trądzikowi, obkurczać naczynka krwionośne i rozświetlać cerę. Do tego dałam odrobinę jogurtu naturalnego, który miał ją także wychłodzić i nawilżyć. Na maseczkę wystarczy jedna malina i kropla jogurtu, ponieważ bez zagęszczacza niemożliwością jest utrzymanie na twarzy grubszej warstwy, a taka ilość w zupełności wystarcza. Ja zrobiłam więcej, bo to maseczka nie tylko pielęgnująca, ale także smaczna. Resztą więc rozpieściłam moje ciało od środka i po prostu ją zjadłam. (Rozważałam dodanie do niej kropli kwasu hialuronowego, ale po pierwsze za nim nie przepadam, po drugie nie chciało mi się mieszać na ręce, a do całości dodawać nie zamierzałam z wiadomych względów.) Nałożyłam ją przed kąpielą. Jeśli macie pryszcze bądź drobne ranki, pod wpływem soku z malin mogą szczypać, jednak po chwili to przechodzi. Skóra nie jest napięta (podczas użycia samych malin byłaby). Po ką

Coś lepszego niż seks.

Obraz
Przyznam się, że zapomniałam. Szukając muzyki, do której mogę pisać pracę, przeszłam przez soundtrack do "Drive", "LOL", następnie przez Budapeszt i Straussa. Aż w końcu doznałam olśnienia (a raczej YouTube mnie olśniło propozycjami z boku). Beethoven. Któż by inny? Dlaczego uważam, że to jest lepsze niż seks? Oprócz tych dźwięków, od których wywijają mi się narządy wewnętrzne? Po prostu widziałam, jak to wygląda, gdy ktoś to gra. Kocham Sonatę Księżycową i muszę przyznać, że niewiele jest rzeczy, które uważam za lepsze. Nie będzie rozprawy na temat seksu. Bo wystarczy odrobina wrażliwości, by się zorientować, dlaczego tak mówię. I muszę zaznaczyć, że to nie jest jedynie moja opinia. Kilka osób się już z nią zgodziło. Dlatego jest stabilna i godna puszczenia w świat. Czym byłby świat bez muzyki klasycznej? I co potrafi lepiej wywrócić całe jestestwo na drugą stronę? Mogę tego słuchać cały czas.

W górach, nad ośnieżonym Morskim Okiem.

Obraz
Dwa tygodnie temu w Tatrach spadł śnieg. Ja akurat miałam to szczęście, że na weekend wyjechałam w góry. Miał to być tylko odpoczynek, ale skończyło się na długim spacerze do Morskiego Oka. Już z samochodu widać było góry. A wiecie, że czasem, jadąc Zakopianką z Krakowa, powietrze zdarza się na tyle przejrzyste, że Tatry widać aż stamtąd? Raz zdarzyło mi się to widzieć i byłam zachwycona. A dziesięć minut później była okropna ulewa, burza i grad. Jednak nie tym razem. Co prawda babcia życzyła nam deszczu, by udowodnić, że miała rację, nie jadąc, na szczęście jej proroctwa się nie sprawdziły. My poszliśmy sobie nad Morskie Oko. I ja z moją cudowną kondycją, którą równie dobrze można było nazwać brakiem. W swetrze, bo nie wzięłam kurtki (i tak zachowałam tyle rozsądku, by założyć jakieś trampki, a nie obcasy). Pięć stopni temperatury, a ja radośnie idę sobie w góry w swetrze. I w dodatku nie narzekam, a po pół godzinie ściągam sweter i idę w sweterku. Uwielbiam góry. W podstawówce by

TAG: Październik miesiącem maseczek

Obraz
Zajęta. Zmęczona. Zabita. Moje trzy "z" na ten weekend. I prawdopodobnie do końca moich "wakacji". Jeszcze tydzień - powtarzam sobie. Za tydzień będę już w akademiku. I z tego zajęcia nie mogę zrobić nic, co chcę, ani nic, co muszę. Bo każdy uważa, że mam za dużo czasu i można go sobie rozdysponować. Może pokażę Wam, do czego zostałam zagoniona... Ale to nie dziś, bo nie zamierzam już dziś chodzić po żadnych schodach. I tak pewnie jutro będę musiała. Tyle z marudzenia. Dziś o nowym TAGu, który wczoraj dotarł w me progi. Bardzo fajny, bo raczej nie szkodzi, a pomaga. Naszej cerze. Chyba że trafimy na maseczkę-mordercę, ale nie sądzę, by to zdarzało się często. Dlatego dziękuję Kasi za tę swoistą mobilizację do zadbania o siebie i stworzenie dziesięciominutowego domowego SPA. Miałam to odwlec do powrotu do akademika, ale już nawet mnie samej ta wymówka nie przekonała. W ciągu dwóch dni możecie się spodziewać początku moich zmagań z maseczkami. Przejdźmy do rzeczy

Małe zakupy w MAC, Sephorze i Matrasie. Oraz Kinder Niespodzianka.

Obraz
Niestety różowego swetra w H&M nie znalazłam. A szukałam. W końcu zapomniałam wrócić, by zapytać obsługę. Pani w MAC zwracała się do mnie per ty, co mnie wkurzyło i ją zapytałam, dlaczego tak robi. Speszyła się i odpowiedziała, że "czasem tak wychodzi". Unikałam wchodzenia do Empiku, by czegoś nie kupić, ale weszłam do Matrasa. Napadło mnie wiele promocji -40%. Nie mogłam sobie darować. No i Sephora. Tak ku uszczęśliwieniu się. Potem poszłam do Douglasa w poszukiwaniu marek, które sprzedaje Sephora. Nie znalazłam ich tam i ekonomicznie postanowiłam nie wracać. A chciałam różany balsam do ciała Korres, którego zamierzałam używać jako kremu do rąk. Nie kupiłam. To kolejny powód dla wycieczki do Matrasa. Bo książek przecież nigdy za wiele.   To niestety nie szminka dla mnie, ale dla mojego Kotka (z którym jutro zamierzamy nagrać filmiki na mój kanał na YouTube, co będzie zapewne zabawne). Zażyczyła sobie na Komunię, ale uważam, że szminka to nie dość, że nieodpowiedni

Rezultat przeprowadzonego przeze mnie konkursu, czyli - mówiąc po polsku - wyniki.

Obraz
Zawsze, gdy czytam prace konkursowe na innych blogach, gdy sama biorę udział, nie mam problemu z wybraniem ulubionej odpowiedzi. Jednak gdy przeprowadzam konkurs u siebie, wszystko się komplikuje bardziej, niż bym chciała. Podejmowanie decyzji jest dość skomplikowanym procesem. Z kartką papieru notowałam Wasze nazwy użytkownika, oglądałam, czytałam, skreślałam, zapisywałam... I teraz, dla zainteresowanych, opowiem, jak przebiegał proces mojego wyboru zwyciężczyni. Najpierw przeczytałam odpowiedzi i zostawiłam te, które urzekły mnie w jakiś sposób. Nie było ważne, czy to pierwsza czy ostatnia osoba. Po prostu chciałam coś poczuć od słów. Następnie oglądałam reklamę (obejrzałam wszystkie, nawet te, których uzasadnienia odpadły w pierwszej selekcji) i zastanawiałam się, czy pasuje mi do uzasadnienia. I tutaj mój wredny i subiektywny gust oraz wrażliwość zarżnęły dosłownie kilka odpowiedzi, auć. Bo ja bym tego nigdy tak nie uzasadniła, albo reklama mi się nie podobała. Czysty subiektywiz

Apokalipsa, ratunkuuu!

Trzy dni. Tyle wystarczy, żeby doprowadzić mój pokój do stanu tak tragicznego jak jeszcze nigdy. I przy okazji połowę domu. Wyjechałam w piątek rano, przed chwilą wróciłam i nawet nie wiedziałam, jak się do niego dostać. Nie wiem, jak długo to potrwa (w zamyśle chyba jeszcze parę godzin, a potem moja harówka polegająca na doprowadzeniu tego pomieszczenia do stanu używalności...), bo są drobne problemy z wieszaniem. Sama mam ochotę się zawiesić bądź powiesić, by nie musieć na to patrzeć. Czy nie mogli bałaganić, gdy mnie nie było? Już wiem, czemu ludzie nienawidzą remontów. A to nawet nie jest remont, tylko wymiana rurek i kaloryfera... Co nie przeszkadza nikomu urwać mi pół ściany i położyć jej resztki na łóżku. Marudzę zatem. I możliwe, że przez kilka dni nic nie napiszę, bo mam kilka rzeczy do zrobienia (pierwszą z nich jest uspokojenie się) - w tym wyniki konkursu... Dobrze, że przeszłam dziś małą profilaktyczną terapię zakupową, bo przynajmniej to mnie uszczęśliwiło. Ale o niej