Posty

Wyświetlanie postów z sierpień, 2013

Little things: Berlin.

Obraz
 Wczoraj dość spontanicznie - bo w związku z decyzją podjętą wieczór wcześniej - pojechałam na chwilę do Berlina. I pisząc to, rzeczywiście mam "chwilę" na myśli. Całkowity czas spędzony w tym mieście to półtorej godziny i polegał na bieganiu po sklepach - tak w ramach relaksu, bo wiem, że nie będę miała w najbliższych dniach (tygodniach?) możliwości, by się wyrwać i chciałam z tego możliwie najszybciej skorzystać. Wolne przedpołudnie zdecydowanie temu służyło. Celem był Lush, Dussmann, Galeries Lafayette oraz Saturn na Alexanderplatz. W Dussmannie marzyłam o znalezieniu jednego ze słowniczków Dudena, niestety jest niedostępny, ale go sobie zamówię, bo bardzo, bardzo chcę. Odkąd przeczytałam w nim jedną stronę - jestem absolutnie zakochana. Do Lafayette poszłam w związku z kupnem czegoś smacznego - te mini naleśniczki z kozim serem i rozmarynem były naprawdę rewelacyjne i pewnie kupię je jeszcze [nie] raz. A może zdecyduję się na inny smak? Kto by pomyślał, że porzucen

Zakupy, prezenty, czyli dużo nowych rzeczy i kosmetyków mam.

Obraz
 Ponad pół roku temu O. zadzwoniła do mnie i zapytała, czy chcę obraz z Audrey Hepburn. Był on w Poznaniu, a że gdy tamtędy przejeżdżam, nigdy nie mam na nic czasu, bo tylko wsiadam w kolejny środek lokomocji, pojechał do Krakowa. O. miała mi go wysłać, ale nie wiedziała, jak go zapakować. Po pół roku osobiście wysłałam go sobie do akademika, przy czym w międzyczasie wiele osób próbowało przekonać O., by im go dała/sprzedała. Audrey wylądowała jednak u mnie i dziś zawisła nad łóżkiem. Mam nadzieję, że nie spadnie mi w nocy na głowę, bo jej wymiary to 80x80cm, a rama też swoje waży... Gdybyście tylko widzieli, w jaki zabawny sposób ważyły ją panie na poczcie! Ważne jednak, że dotarła cała i zdrowa.  Oto Wiolinek. Decoupage'owy kotek, którego wysępiłam od O. Stworzony w celu bycia zakładką do książki i wykorzystywany również do tego celu. Czyż nie jest uroczy?  W drodze powrotnej do Frankfurtu miałam kilkugodzinną przerwę w Warszawie, by móc spotkać się z Gią i Kasią . Usiad

Mordercze świnki morskie.

Obraz
Wczoraj z Kotkiem skorzystałyśmy z okazji, że znowu jesteśmy razem i mamy chwilę dla siebie i nagrałyśmy filmik. Et voila! Jest krótki i dziwny, więc możecie go spokojnie obejrzeć. Kotek by się cieszyła za pozytywne ocenienie go. Mi jest to generalnie obojętne. Bawcie się dobrze!

O tym, jak bardzo PKP jest popierdolone.

Ruszam w drogę do domu. W Radio Zet mówią rano, że dziś jest najgorętszy dzień lata. Wzdycham, starając się to ignorować. W autobusie do Poznania jest klimatyzacja, poradzę sobie. Przecież nie będzie tak źle. Nie takie rzeczy przetrwałam. Trzydzieści kilometrów przed Poznaniem - wypadek. Wzdycham, panikuję, ale ładnie wchodzę na stronę PKP InterCity, anuluję moje wykupione bilety (bo jeśli zdążę na pociąg, to na styk i lecąc z jednego dworca na drugi z wywieszonym językiem), kupuję od razu bilet bezpośredni do Krakowa. Nie lubię jeździć tym pociągiem, ale cóż. Jak mus to mus. Po dwugodzinnym czekaniu na pociąg - ma dziesięciominutowe opóźnienie. W porządku, spodziewałam się. On zawsze ma opóźnienia. Wsiadam, jadę. W pewnym momencie stoimy w szczerym polu. W całym pociągu brak klimatyzacji, słońce pali przez okna. Wachlowanie się i zasłanianie nie pomaga. Moja lekko niedojrzała nektarynka przejrzała w tej temperaturze. Okna, które można otworzyć, znajdują się tylko na początku i koń

Opinie o próbkach z Eco Emi.

Obraz
Od otrzymania Eco Emi minęło kilka miesięcy, a ja w końcu uporałam się z tą gigantyczną ilością próbek, które w nim miałam. Systematycznie robiłam notatki, żeby móc stworzyć jeden zbiorczy post. Et voila! Cieszcie się i radujcie moim sukcesem. Bywały momenty, gdy myślałam, że faktycznie nigdy ich nie zużyję, a jednak tego dokonałam (no dobrze, dwie mam na wykończeniu, ale używałam ich na tyle długo, że moja opinia się nie zmieni przy kolejnych dwóch użyciach - ale nie zdradzę Wam, które jeszcze mam). 1. Peeling i maska 2w1 - MULTI ACTIV Phenome - jako peeling jest wręcz genialne, jako maska jeszcze mnie nie zachwyciło, ale wyzwala uśmiech na mojej twarzy. I ten absolutnie genialny zapach! Bardzo lubię, jak rozpuszczają się te peelingujące drobinki i oczyszczają moją skórę. Zdecydowanie coś, z czym chciałabym się bliżej zaprzyjaźnić. 2. Odżywka do włosów z cytrusem i gorzką pomarańczą - John Matters Organics - wystarczyła mi niestety tylko na jedno użycie, więc wiele nie mogę po

Paczuszka z Warszawy i coś zachwycającego.

Obraz
Z moim listonoszem znam się już na tyle dobrze, że doskonale wiem, kiedy mu się nie będzie chciało czegoś przynieść i od razu idę po to na pocztę. Ileż mniej nerwów mam zszarganych! Tak też było wczoraj. Wiedziałam, że Kasia wysłała mi paczuszkę z kilkoma ślicznościami i bransoletką Missiu z dziewczynkami, którą wygrałam u niej w konkursie, więc poszłam po nią. Ta niesamowita kobieta nie poprzestała jednak na bransoletce. Przy okazji zakupów zrobionych przez jej siostrę wpadło coś dla mnie - balsam do ust z granatem Burt's Bees (bo trochę narzekałam, że mój barwiony nie zawsze mogę nosić, bo czasem nie mam ochoty na kolor na ustach) oraz migdałowy krem do rąk, którego zapach i konsystencja sprawiają, że mam ochotę wsadzić w niego palce, a potem je oblizać. Cudem się powstrzymuję, bo pachnie bosko. Jak migdałowy krem do tortów. Oprócz tego Kasia wie, że jestem na poszukiwaniu perfum o zapachu kwiatu pomarańczy. Kiedyś L'Occitane miało idealny w swojej ofercie, jednak gdy c

Ulubieńcy lipca.

Obraz
W maju miałam ulubieńców. Ale nagle nadeszła połowa czerwca i okazało się, że nie mam czasu. Gdy nastąpił ostatni tydzień czerwca i należałoby się zabrać za nowych ulubieńców, zaniechałam. Nie lubię spóźnień i wolałam sobie całkiem odpuścić. Potem nadszedł pomysł, by zrobić połączonych maja i czerwca. Ale też coś sprawiło, że zrezygnowałam. Zaś w lipcu nawet nie myślałam o tym, co mogłoby się w nich znaleźć i nie zamierzałam w ogóle robić tego posta. Jednak Kasia wczoraj do mnie napisała, że tak lubi moich ulubieńców, i pod jej wpływem zaczęłam rozmyślać. Ostatecznie post sam się ułożył. Mój lipiec był tak różnorodny, że nie bez powodu koncentruje się na końcu miesiąca. Podejrzewam, że nic z jego początku nie mogłabym sobie przypomnieć. I w ten oto sposób są to ulubieńcy końca lipca, ale gdyby pojawili się na jego początku, to zapewne by przetrwali do dziś. Jak i zresztą jest.  1. Kosmetyki. Odkąd mojego nie-mineralnego Garniera wycofali ze sprzedaży, a mineralny okazał się je

Koszmar.

Istnieje kilka koszmarnych rzeczy na świecie. Niemożność bycia tam, gdzie się chce, konieczność posprzątania, psucie planów przez osoby trzecie, wyjazd do domu, przeprowadzka, telefon wmawiający, że nie ma w nim czegoś, co jest i w dodatku przypalenie kompotu. I te wszystkie rzeczy mi się przydarzyły, bądź bardzo ambitnie się zbliżają. Czasem się zastanawiam, jakim cudem ja to wszystko wytrzymuję. Dobrze, teraz przesadzam, bo to nie są wielkie problemy, ale przy tych chorych temperaturach (jakim cudem rozbolało mnie gardło?) odechciewa się żyć, a co dopiero działać. Jeszcze dołożę bolącą nogę, co zdecydowanie utrudnia mi bieganie. Od jutra zaczyna się znowu teatr. Cztery tygodnie bez niego zaowocowały zbyt dużą ilością wolnego czasu, z którym nie miałam co zrobić (a może mi się nic robić nie chciało). Niestety w czwartek wyjeżdżam na chwilę w góry i potem do domu, co oznacza, że na wstępie mój teatr praktycznie nie będzie istniał. Hurra! O radości iskro bogów... Na dodatek w czasie