Posty

Wyświetlanie postów z luty, 2012

Outfit codzienny.

Obraz
Jeśli już pokazuję na blogu moje outfity, są one zazwyczaj wyjątkowe, nie zwyczajne, codzienne. Te codzienne są nudne. Zawsze jeansy, a do tego bluzki lub swetry w czerniach, szarościach... czasem coś bardziej kolorowego. Mimo to po dwóch tygodniach można poznać większość mojej garderoby. Bywają dni, kiedy mam ochotę na coś trochę innego - bardziej zbliżonego do tego, jak chcę wyglądać, jednak przyznam szczerze, że ze względów finansowych nie bardzo mogę sobie na to pozwolić. Jednak się staram. Czasem też przeważa wygoda i pójście na łatwiznę. Tak czy owak, muszę się dobrze czuć w tym, co ubieram. Muszę być przekonana. Dzisiaj pokażę Wam, jak zwykle się ubieram - ten strój i kolorystyka są dla mnie typowe. Tak samo brak znanych firm i marek. Włosy zazwyczaj mam rozpuszczone, makijażu brak (w obu przypadkach dzisiaj zrobiłam lekki wyjątek - miałam ochotę na małą odmianę), a buty też czarne lub szare, ale od teraz dochodzą moje najróżowsze, które dodadzą memu życiu barw. Ten sweter nap

Najróżowsze buty świata, które uszczęśliwiają. I trochę o Oscarach.

Obraz
Ostatnio mam niezdrową skłonność do dziwacznego stopniowania przymiotników (najróżowszy, najkudłatszy...). Nie wiem, skąd mi się to bierze. Chyba z naprawdę minimalnych ilości stresu. Życie ostatnio zdaje się prostsze niż zwykle. Ciekawe, ile to potrwa. Mam nadzieję, że jak najdłużej. Chorowałam na te buty trzy miesiące. Widziałam je na stronie DeeZee i co jakiś czas do nich wzdychałam. Wkładałam do koszyka i wyrzucałam. Tak w kółko. Muszę przyznać, że wydanie 189 zł na buty to nie dla mnie. Jestem niszczycielką butów, a ich zakup przez Internet mnie niemal przeraża. Ale dostałam pieniądze i przeszczęśliwa je kupiłam. Znajomi wzbudzali we mnie zwątpienie - że nie widzą mnie w tych butach, że takie och bardzo najróżowsze. Nie dla mnie. A ja na upartego nie chciałam dać sobie wybić ich z głowy, choć wzięłam pod uwagę możliwość ich zwrotu, jeśli faktycznie coś będzie nie tak. Na szczęście wszystko było jak należy. Na żywo nie są aż tak bardzo różowe jak na stronie . Są troszkę ciemniejs

Opera outfit.

Obraz
Wczoraj byłam na "Halce", pierwszej polskiej operze... i muszę przyznać, że była kiepska. Jeszcze nigdy mi się nie zdarzyło marzyć, by w trakcie przedstawienia wybuchł pożar. Wczoraj był ten pierwszy raz. Zdjęcia są kiepskie. Nawet bardzo. Ciężko robić je bez niczyjej pomocy. Marzy mi się statyw. Chciałam zatrudnić do tego mamę, ale obawiam się, że wyszłyby jeszcze gorsze. Tutaj mogę przynajmniej zwalić winę jedynie na siebie. Sukienka - Moda International Narzuta/sweter - Sweet Girl Buty - Vices Exclusive Naszyjnik -  Patty's Accessories (Deichmann)

Niegrzeczny kotek.

- Ty skurwysynu zajebany! - Co się stało? Lecę do kuchni, żeby zobaczyć, co Deusz zrobił. Część śmieci leży na podłodze, w tym skorupka jajka. - Nie wolno tak robić! - mówię do Deusza. - Nie wierzę - mówi mama. - Nie pochwaliłaś go. [Śmiech na sali]

Bubble tea w Krakowie, lodowisko i Kotek. Ja w ilości śladowej.

Obraz
O butach najróżowszych opowiem raczej jutro. Bo dzisiaj chcę się nimi jeszcze nacieszyć w samotności. Ten obcas (13 cm)! Zaś dzisiaj pojechałam z moim różowym Kotkiem do Krakowa na łyżwy. Miałyśmy Groupona do Oranżerii (lodowisko + herbata/gorąca czekolada), ale to lodowisko nie nadawało się do niczego. Czekolada za to była smaczna. W ramach ratowania nastroju (ta mżawka...) pojechałyśmy pod Galerię (ile się najeździłyśmy MPK, to nie wie nikt!) i właśnie tam wzięłyśmy się za jazdę. Mnie niestety nieszczęsne łyżwy trochę brutalnie obtarły w jednym miejscu i nie bardzo dałam radę, ponieważ po prostu bolało. Kotek wywrócił się sześć razy, przemókł trochę, ale był zadowolony. Nieszczęsna łyżwa Kotek w akcji Kawałek lodowiska i jakiejś obcej ludziny (odmiana od ludzia, który jest odmianą od istoty ludzkiej) W Galerii dokonałyśmy również fascynującego odkrycia polegającego na... bubble tea! Ja zobaczyłam pierwsza, zobaczyłam, że jest degustacja, więc wysłałam Kotka, by sobie zde

Quote of the day.

stretch expansion open free Keep the balloon And Dare not to worry Dare to let go - so loose Then you pick up Stretch of your tone Sense of humour Keeping a giggle inside napręż rozszerz otwórz puść Trzymaj piłkę I Miej odwagę się nie martwić Miej odwagę puścić - tak swobodnie Potem chwyć z powrotem Napięcie w twojej intonacji Poczucie humoru Wewnętrzny chichot Marilyn Monroe, "Fragmenty, wiersze, zapiski intymne, listy", Wydawnictwo Literackie, 2011, str. 50-51. Poczułam się... niczym balon na tle błękitnego nieba.

Regał & kolczyki

Obraz
To zdjęcie jest okropne, ale jakoś nie umiało wyjść lepsze. Nie widać, jak regał opiera się o ścianę, bo jest krzywy. Widać za to krzywiznę, która nie istnieje. A książek mam znacznie więcej, jednak na regale chciałam ustawić ulubione. Niestety, jak już wspomniałam, nie wszystkie są w domu. I mam nareszcie kolczyki perełki. Są malutkie, ale na razie mi wystarczą (lepsze takie niż ich brak). Mam też awokado i różowy szalik. Moje cudowne buty też przyszły, ale niestety są u babci i odbiorę je dopiero jutro. Mam nadzieję, że moja trzymiesięczna miłość do nich dalej trwa i ich nie zwrócę. Pokaże je Wam jutro wieczorem, gdy wrócę z łyżew. A w sobotę opera! A po niej planowane nic nie robienie. Myślicie, że mi się uda? Bo ja naprawdę cały czas coś robię. Jeśli nie rozwalam biurka, to kroję cebulę na zupę, zalewając się łzami i krzycząc na cały dom, że boli. Deusz nie lubi cebuli. Uciekł od niej w dzikim popłochu rakiety.

Wieści.

Nieważne, że jestem prawie chora. Chęć regału przeważyła wszystko. Najważniejsze - wywalić biurko, postawić na jego miejscu regał. Jak postanowiłam, tak zrobiłam. Czy muszę mówić, że biurko wyszło z tego w kawałkach? Za cholerę nie chciało przecisnąć się między ścianą a lodówką. A ja po dobroci dziś nie mogłam. Ewentualnie mogłam spróbować wyrzucić je przez balkon... Regał jednak stoi, na nim jakieś książki i płyty. Nie wszystkie, bo moje Fitzki są u O., jedna Camilla Morton u Gii, część bardzo ważnych pozycji ("Ostatnie seanse") w akademiku. Część nieprzeczytana, ale tam stanie. Deusz mi oczywiście pomagał. Wywaliłam dwa wory rzeczy (nie ma biurka, nie ma gdzie ich dać, więc z bólem serca musiałam się ich bezlitośnie pozbyć). Jeszcze trochę bałaganu w pokoju panuje, ale w tej chwili nie mam siły z nim walczyć. A na domiar złego wczorajszy odcinek Gossip Girl znowu był kiepski. Wieczorem pewnie będę ledwo stała na nogach. Teraz idę trochę poczytać. Zdjęcie niebieskieg

Ewa.

Obraz
Ewa Xiong Xiong jest Azjatką udającą Europejkę. Jest ćpunką, ma żółtaczkę i ma za sobą amputację obu rąk. Chciałam darować jej dodatkową chorobę, ale nie miałam cielistej kredki. Zresztą czy żółtaczka dziwi u ćpunki? Nie. Tak samo jak żółte sińce pod oczami. Kosmetyki cud poprawiają stan cery. Idei nie warto starać się zrozumieć. Ona nie istnieje.

My week with Marilyn

Obraz
W sierpniu zeszłego roku poznałam Marilyn Monroe. Może się to Wam wydać dziwne, bo wszyscy ją znają od lat 40', a ja nagle wyskakuję, że poznałam ją pół roku temu. A jednak. Wcześniej wiedziałam, że istnieje, kojarzyłam ją jedynie z pop artem. Ale poznałam faktycznie w sierpniu. I się zakochałam. Ale nie w wyglądzie, który króluje na gadżetach i biżuterii, a w jej historii, bólu, tragedii, braku miłości i spieprzonym dzieciństwie. Od tej pory mówiłam o niej non stop, na przemian z Angeliną Jolie i seryjnymi mordercami. Naprawdę bywam monotematyczna, gdy się na coś uwezmę. Dlatego oczywiście musiałam iść na ten film do kina. Po trailerze wiedziałam, że Michelle Williams mnie nie zawiedzie w roli Marilyn. I miałam rację. Może jej gra nie była idealna, ale w niektórych scenach była doskonałą MM, choć w następnych już mniej. Mimo to podziwiam ją za to, że podjęła się tej roli i naprawdę jej się udała. MM mnie zawsze bardzo wzrusza, sama nie wiem czemu, ale i Michelle Williams dopro

Cafe Camelot.

Obraz
Po kinie poszłam z O. na "coś". Nie było to sprecyzowane, jednak chodząc po blogach, podjęłam decyzję, że dzisiaj idziemy do Cafe Camelot na ul. Tomasza w Krakowie. Wiedziałam tylko, że mają pyszne nalewki i sernik. Nic więcej. Jednak zwykle napalam się na coś, nie znając zawartości. Sernika dziś nie mieli, a chciałam. Zdecydowałam się na koktajl malinowy, O. wzięła gorącą czekoladę z pomarańczą i cynamonem. O tym za chwilę. O ile lokal jest przytulny i miły, to muszę powiedzieć, że ceny są bardzo wysokie. Ten sernik, którego nie było, kosztował 15,50, czekolada też. Mój koktajl był tańszy, ledwie 9,50. Herbata 11-15 zł, wszelakie ciastka powyżej dziesięciu. Dania ciepłe powyżej dwudziestu. Ceny nie zachwycają. W Krakowie można znaleźć wiele tańszych, klimatycznych miejsc, gdzie jedzenie/picie jest naprawdę dobre. W miarę możliwości postaram się Wam opowiedzieć w przyszłości o moich ulubionych. Koktajl był pyszny. Na wierzchu leżały winogrona i cząstki mandarynek, przypr

Zakupy.

Obraz
Jak widać, byłam dziś na małych zakupach. Powroty do domu zwykle nie wiążą się z wożeniem przez całą Polskę kosmetyków do pielęgnacji, wyjątek stanowią te do twarzy. Szampon jeszcze miałam, ale kiepska odżywka wymagała zastąpienia. Moje cudowne masło malinowe do ciała z bodajże AA też się kończy, dlatego zaopatrzyłam się w oliwkę Hipp, którą pokochałam od pierwszego użycia. Do tego dezodorant i krem do rąk i stóp. W Rossmannie wzięłam sobie ich czasopismo, na którego przeglądnięcie nie mam teraz czasu. I mam nowy Twój Styl. Do niego przymierzę się w weekend. A za oknem był śnieg. Padania aparat przez szybę nie wyłapał, ale wyłapała moja mama, która odmówiła zawiezienia mnie na pocztę. I o mało zapomniałam o herbacie. Uwielbiam zieloną jaśminową, ale jednak w tym wypadku Dilmah mnie zawiódł. Może następny kubek będzie lepiej smakował? Regał zaś został już przetarty papierem ściernym, wyczyszczony i może zaraz zabiorę się za malowanie. Jestem taka zabiegana, że to aż trudne do uwierze

Walentynki.

Życzę Wam wszystkiego słodkiego, kudłatego, różowego i mruczącego, co rozgrzeje każde serce w ten mroźny dzień. <3

Regał...

Obraz
...będzie niebieski. W sklepie nie było fioletowej farby, a sprzedawca zapewne uznał mnie i mamę za wariatki. Przynajmniej tak na nas patrzył. Zaopatrzyłam się w zmywacz do paznokci, które już nie są zielone. Obejrzałam na śniadanie "The Holiday". Biegałam cały dzień po schodach w górę i w dół. Po raz kolejny nie miałam czasu się lenić. I nawet mi z tym dobrze. Jutro i pojutrze zajęte. O, zapomniałam. Czwartek też. Idę do kina na spotkanie z jedną z najbardziej intrygujących kobiet świata. Dla regału może znajdę czas w piątek. To już przeszłość... do następnego pomalowania.

Hi Sunday!

Obraz

Jeszcze trochę przynudzania.

Dzisiaj dnia nie spędziłam leniwie. Za to zimno. Dopiero przed chwilą wróciłam do łóżka i Wunderkinda, poratowałam swoje dłonie kremem, bo... Znalazłam dziś w domu regał! I możecie sobie myśleć, co chcecie, że to niemożliwe nie wiedzieć o istnieniu regału w pomieszczeniu, które bardzo dobrze znam i gdzie ów mebel stał od ładnych paru lat. Ale u mnie w domu to jest możliwe. Dosłownie zwaliłam z niego wszystko, wywróciłam, pozbawiłam tylnej ściany, wyjęłam półki, przetargałam do innego pomieszczenia, umyłam i teraz stoi i woda ścieka z niego na dywan. W poniedziałek jadę po farbę i prawdopodobnie będzie fioletowy. Najpierw chciałam różowy, ale mama uznała, że zwariowałam. Ma rację. Zastanowię się. Ale nie chcę nudnego brązu czy czerni, na której będzie widać każdy pyłek kurzu. Jestem już zmęczona, zmarznięta i głodna. Prawie jak w akademiku. Tam było przynajmniej ciepło. Jutro muszę zdjąć wszystko z biurka, wynieść je z pokoju i przetransportować tutaj regał. Deusz nie będzie miał

Home, not exactly sweet home.

Wczorajsza podróż przez Polskę była straszna. Mówią o tym moje dzisiejsze zakwasy. Odmrożeń udało się (cudem) uniknąć. Już nawet nie będę o tym opowiadać, bo szkoda straszyć ludzi PKP. I tak każdy wie swoje, prawda? Potem jednak dostrzegłam początkową fazę Apokalipsy w moim pokoju. Jako że wcześniej zamarzł mi kaloryfer, ktoś się podjął naprawiania go i płytki leżały po całym pokoju, kot powyciągał skądś kawałki papieru toaletowego, którymi czyściłam pędzle i rozniósł je również po całym pokoju. Fotel stanął w przejściu, a całe łóżko zasłane było... różnościami. Od pończoch, bielizny i ubrań po paczki z książkami, stare czasopisma, grzejnik... i musiałam się z tym uporać. Oczywiście Deusz musiał mi w tym pomagać. Wspomniałam już o przesuniętej komodzie i problemach z postawieniem jej tam, gdzie być powinna? A teraz, oprócz zakwasów, obudziło mnie walenie (zapewne w drugi zamarznięty kaloryfer, tym razem nie u mnie). A Deusz gwałtownie biega i skacze. I jest tak zimno, że śpię pod

Nieuczesane.

Miałam plan, iść się poślizgać po Odrze. Ale uznałam, że nie chce mi się samej. Nie miałam nikogo. Nie poszłam. Gdy myślę o pobudce za dziesięć piąta, trochę mi się kręci w głowie. To nie pierwszy ani nie ostatni raz, jednak zawsze się boję, że zaśpię, budzik nie zadzwoni... a potem budzę się w nocy co pięć minut i sprawdzam, która godzina i czy budzik jest włączony. Mam nadzieję, że dziś tak nie będzie. Przejadę przez prawie całą Polskę. Trochę dziwne uczucie. Bo tak naprawdę to są dwa światy - tu i tam. Tam i tu. Przekroczę granicę i jest mi dziwnie. Wraca jakaś codzienność, choć inna. I ta będzie trwała przez półtorej miesiąca. Dziwne. Dostaliśmy plan na nowy semestr. Oficjalnie nie będziemy nic robić. Jedynie w środę zajęcia od dziewiątej do osiemnastej. A tak to jedne, czy dwa na dzień. Z naciskiem na jedne. Wcześniej już się spakowałam. Teraz tylko muszę się ogarnąć, a resztą zajmę się jutro rano. Trochę mi dziwnie. Ogarnięcie się wydaje się niewykonalne. Jeśli skończył

Dziś.

Miałam egzamin. Poszedł mi dobrze, może się okazać, że nawet lepiej. To zależy od nastroju osoby, która go oceni, jednak wiem, ile mam dokładnie punktów. Nie jest źle, choć wolałabym lepiej. Jak zawsze. Tutaj zależy mi na ocenach, bo wiem, że nie jest tak niemożliwe jak na UJ, by je zdobyć. Potem poszłam na zakupy (godzina trzynasta, a ja jeszcze nie zjadłam śniadania). Kupiłam dwa lakiery do paznokci, jeden dla mnie, drugi obiecałam Kaś. Przy okazji coś do jedzenia i coś dla kogoś (jakże dziś jestem niekonkretna...). Potem wróciłam dowiedzieć się, jak mi ten egzamin poszedł. Uszy mi zamarzły - tak jak Odra, na której kra scaliła się ze sobą. A w piątek jadę już do domu! Ma to swoje wady i zalety. Na razie widzę zalety, wad liczę, że nie doświadczę. O, złudne nadzieje! I zawaliłam zaliczenie z filmu, co mnie smuci. Zdałam, ale mam kiepską ocenę (bo tu wszystkie zaliczenia są na ocenę, a jak powiedziałam wcześniej, tu mi zależy), jednak poprawię na początku przyszłego semestru. Wy

Ses(r)yjne rozterki.

Obraz
Pewnego dnia, na jednych z ostatnich zajęć z historii polsko-niemieckiej, poczyniłam bardzo interesujące notatki. Problem polega na tym, że we wtorek mam egzamin i zastanawiam się, czy nauka z nich przyniesie jakieś korzyści. A że ostatnio seryjni mordercy znowu zaprzątają mi myśli... po sesji znowu obejrzę Dextera. Chociaż nie wiem, czy to rozsądne. Jeszcze nauczę się go na pamięć, wezmę za bardzo do siebie i zacznę nałogowo mówić "tonight is the night", a potem zabiją mi żonę. Wróćmy jednak do historii. Wiecie, że gdy Słowianie i schrystianizowani  Bawarczycy spotkali się na polu bitwy, bardzo trudno było pokonać Słowian, bo... strasznie cuchnęli? I po co ja się mam tego uczyć? Przy okazji biorę udział w rozdaniu u denzee style do wygrania rajstopy w kotka oraz konkurs

Żele pod prysznic Isana

Obraz
Zna je chyba każdy - choćby z widzenia. Ja je lubię głównie dlatego, że są łatwo dostępne (w każdym Rossmannie), są bardzo niedrogie i mają mnóstwo zapachów, a co sezon wchodzą nowe edycje limitowane oraz aromaty stałe. Jak widać, naprawdę lubię Isanę, gdyż w trakcie robienia zdjęcia miałam aż trzy żele tej firmy. Teraz pozostały dwa, fioletowy się skończył. Zapach: Do wyboru, do koloru. Ja lubię mieć ich kilka, by używać zgodnie z nastrojem. Od zwyczajnych zapachów jak mleko z miodem, poprzez arbuza, diamenty, karmelizowane migdały aż do kwiatu pomarańczy z jogurtem. Inwencja twórców nie ma granic, przez co każdy znajdzie zapach dla siebie. Działanie: Tutaj zaczynają się niewielkie schody. Niektórzy twierdzą, że wysusza. A ja uważam, że nie wysusza, po prostu nie nawilża. Spełnia swoją funkcję - myje. Oczyszcza. Może nie doszczętnie (ale który żel to robi? Chyba jedynie antybakteryjny... a i w to bym trochę wątpiła), ale całkiem nieźle jak na tak niską cenę. I z całą pewnością

Kocham pocztę.

Szczególnie tę Polską (duża litera celowo). Czekam na przesyłkę. Codziennie sprawdzam, czy jest awizo. Nie ma. W końcu piszę do firmy, w której zrobiłam zakupy. Przesyłka czeka od czterech dni na poczcie. Idę na pocztę. Pani w okienku mówi, że nie w tym okienku. Idę do tego, do którego mnie odsyła. Tam słyszę, że powinnam wrócić do poprzedniego. Mówię, że właśnie zostałam z niego tutaj wysłana. Wściekła pani z okienka nr 2 idzie do pani z okienka nr 1, żeby się jej zapytać, co ona sobie wymyśliła. Moje nazwisko w dodatku jest źle napisane. W końcu pani z okienka nr 2 idzie szukać mojej paczki. I jest? Jest. Na paczce napisane, że awizowano. Ale czy ktokolwiek widział to awizo? Na pewno nie ja. Moja paczka to zamówienie ze strony Zrób Sobie Krem . Z okazji skomplikowanego procederu szukania peelingu enzymatycznego trafiłam na tę stronę i zrobiłam trochę większe zakupy. Dziś rozpocznę proces doprowadzania mojej cery do stanu używalności. Bo naprawdę jest źle.

Wiosna w moich oczach.

Obraz
Mówcie sobie co chcecie, ale gdy ja widzę coś takiego, jest to dla mnie oczywista oznaka wiosny. Nawet gdy moje czoło na mrozie zachowuje się jak po botoksie, policzki są czerwone niczym żurawiny, a palce kostnieją mi z zimna. Jest wiosna. I wierzcie mi lub nie, ale są naprawdę słodkie . I niedrogie. Ale i tak kupiłam je kosztem jutrzejszego śniadania.

Kra na Odrze.

Obraz
Choć u mnie - w porównaniu z resztą Polski - jest cieplutko, to i tak nos i policzki zdrowo mi przemarzają. Jednak nie narzekam - należę do tych bardziej zimolubnych. Moje niskie ciśnienie nie potrafi za to znieść temperatury powyżej 25 stopni, umieram wtedy. Sama preferuję 16-19, wtedy czuję się najlepiej. Wczoraj jednak zobaczyłam coś wspaniałego - krę na Odrze. Zamiast skupić się na zajęciach - patrzyłam przez okno. Nie zrobiłam jednak zdjęć, dopiero dzisiaj. Co ciekawe, w sobotę było rzece bardzo daleko do takiego stanu. Zdjęcia z soboty: I z dzisiaj: Polska strona Odry Niemiecka strona Niemiecka strona A wiecie, co jest najzabawniejsze? Pamiętacie, jak pisałam kiedyś, że po polskiej stronie Odra płynie w innym kierunku niż po niemieckiej? W każdym razie dzisiaj polska Odra zamarzła, w ogóle nie płynie. Kra została zamknięta w szklanej tafli - zaś po niemieckiej stronie płynie, jej kawałki wyglądają jak cudowne oczka. Jestem zakochana i urzeczona, jak to wygląda.