Posty

Wyświetlam posty z etykietą o świecie

Paryż: Père-Lachaise, czyli cmentarz sław.

Obraz
 Nim się obejrzę, minie rok od mojego pobytu w Paryżu, a emocje powoli się stabilizują. Rozczarowanie trochę zmalało (już wiem, że chcę jechać jeszcze raz, ale na innych warunkach), a wspomnienia tego, co mnie zachwyciło, są wyraźniejsze i pozbawione nadmiaru entuzjazmu. Podchodzę do tematu Paryża ze zdecydowanie mniejszą niechęcią i już nie odradzam wszystkim, na każdym kroku, wizyty w tym mieście. Spacer po najsłynniejszym i największym cmentarzu Paryża należy do tych bardziej ambiwalentnych wydarzeń. I nie wiem, ile jest to zasługa wykończonych zrobionymi kilometrami nóg, ile irytacja tym, że zamiast przejść przez ulicę - co wystarczyło, by wejść na cmentarz - poszliśmy w drugą stronę, wzdłuż muru i musieliśmy zawrócić (no dobrze, wtedy o tym nie wiedzieliśmy, ale nie musieliśmy , ponieważ dalej było jeszcze jedno wejście). W końcu jednak Père-Lachaise powitał nas całym swoim rozmachem, tablicą z nazwiskami pochowanych na nim osobistości wraz z sektorami, mapą - która okazała się

Paryż - ogrody w Wersalu.

Obraz
 Pierwszym miejscem w Paryżu (poza lotniskiem, hotelem i metrem), które zobaczyłam, były ogrody królewskie w Wersalu. Samo miejsce chciałam zobaczyć ze względu na sentyment do Marii Antoniny (dzięki Ci, o Sofio Coppola!) i ogólnie ten okres w historii, ponieważ zaraz pojawiały się czasy napoleońskie i Kongres Wiedeński (na jego punkcie mam małą obsesję, ponieważ przygotowywałam z niego lekcję historii w liceum i dostałam niezbyt zadowalającą mnie ocenę - niemniej wciąż pamiętam te bzdury, które tam opowiedziałam). Zresztą Wersal wyobrażałam sobie jako coś niesamowitego. Nie zdecydowaliśmy się na wejście do środka, bo bilety były za drogie, poza tym nie lubię zwiedzania zamków i innych takich. Wszystko jest dla mnie zbyt odstawione dla zwiedzających. Nie widzę tej atmosfery, więc nie chcę i tyle. Weszliśmy jednak do ogrodów, które są darmowe. Wystarczające, by zaspokoić mój apetyt na Wersal. Sam pałac zobaczyłam z zewnątrz i mnie to usatysfakcjonowało. Ogrody oczywiście też s

Jak spędzić niedzielę i nie zwariować.

Obraz
 Bóg mi świadkiem, że całe życie nie znosiłam niedziel. W ostatnim czasie je trochę lubię, bo to właśnie w te dni zdarza się, że z moim Niemcem mamy oboje wolne i możemy spędzić ze sobą cały dzień, leniwie wylegując się w łóżku, jedząc wspólnie śniadanie (w tygodniu jestem zbyt leniwa, by wstać i z nim zjeść) i oglądając coś. Gorzej jest, gdy niedziela okazuje się ostatnim terminem wysłania kolejnego fragmentu pracy licencjackiej. Który to fragment zaczęło się w sobotę. A ten fragment jest dokończeniem fragmentu, który należało wysłać poprzednim razem. Czyli jesteśmy w czarnej dupie. Mamy problem. Nie, to ja mam problem. Gdy już spędziłam dwie trzecie dnia na pisaniu (i dyktowaniu przepisu na genialną zupę rzodkiewkową ) i doszłam nawet do jakiś wniosków, złapałam mojego mężczyznę za rękę i powiedziałam, że idziemy. Zapytał, dokąd. Odpowiedziałam, że mu nie powiem. Nie musi się bać, będzie tylko strasznie. Zapytał, czy pojedziemy nad jezioro. Zaraz dodał, że wtedy kazałabym

Paryż - między marzeniem a rzeczywistością.

Obraz
 Jak większość osób na świecie marzyłam o Paryżu. W końcu nie na darmo cały świat traktuje Paryż niemal jak swoją stolicę i główny cel podróży. Miasto kultury, artystów, jedzenia, mody... Wszystko tu było. Były rewolucje polityczne, były też obyczajowe (o tym wie już chyba najlepiej mademoiselle Chanel), a moda tutaj zmieniała się gwałtownie, szła od jednej skrajności do drugiej - czasem wręcz równolegle. W Paryżu się je (ach, te makaroniki, te bagietki, te sery, te creme brulee!). W Paryżu się kocha. W Paryżu się żyje. A potem umiera. Bo przecież niczego więcej nie trzeba człowiekowi do szczęścia. Czy aby na pewno? Na parę tygodni przed wyjazdem moje podekscytowanie opadło. Wręcz mówiłam, że nie chcę jechać i zastanawiałam się, jaki numer wywinąć, żeby móc zostać w domu. Już nawet te pieniądze, które zapłaciłam, nie miały dla mnie większego znaczenia. Zwyczajnie nie chciałam trafić do Paryża, choć przez lata było to moim marzeniem. Dorosłam czy zdziecinniałam do reszty? Ciężko