Posty

Wyświetlam posty z etykietą dom

Miri.

Obraz
Na ponad tydzień wyjechałam z moim Niemcem do Polski. Oprócz tego, że oblałam praktyczny egzamin na prawo jazdy na parkowaniu, nie mam nic do powiedzenia w tej kwestii. No, i przywieźliśmy sobie kota. I dziś o tym chcę opowiedzieć. Krótko, bo wciąż się nie ogarnęliśmy po powrocie, a blog zarasta pajęczynami. W najbliższym czasie chyba będzie tu więcej o kotach, bo ja mam kociokwik (o tym też będzie). Nasz połamaniec i ofiara losu ma na imię Miri. Gdy mieliśmy się zdecydować między dwoma tygryskami, początkowo stawialiśmy na tego drugiego (wg słów moich rodziców najbardziej rozgarniętego z całej trójki kociąt), ale gdy Miri zaczęła kuleć (prawdopodobnie moja mama na niej stanęła...) i zabraliśmy ją do weterynarza, postanowiliśmy, że jeśli jest kotką, weźmiemy właśnie ją. Okazało się, że tak było i od tej pory ta mała ofiara losu stała się członkiem naszej rodziny. Choć już mój ojciec mówił, żebyśmy wzięli tego zdrowego... Tyle że my chcieliśmy tego i po dziewięciu godzinach podróży s

Kot w małym mieszkaniu.

Obraz
Nie odzywałam się w tym tygodniu. Nie bez powodu, bo byłam bardzo zabiegana, zestresowana, z kilkoma załamaniami nerwowymi i kotem w domu. Ten ostatni etap jutro dobiegnie końca, bo teściowie zabiorą Miau z powrotem, a ja odetchnę z ulgą (nie na długo, bo na początku sierpnia będziemy mieć własnego kota). Kocham koty i lubię Miau. Niemniej kot, który spędza swoje dnie w domu, raczej nie będzie zachwycony zamknięciem go w dwudziestu czterech metrach kwadratowych - w dodatku bez swojego drapaka. Poza tym nasza przestrzeń jest tak zagospodarowana, że ciężko zdjąć wszystko z mebli, by Miau mógł sobie po nich skakać. Nie przeszkadzało mu to - po prostu pozrzucał, co mu przeszkadzało i miauczał.  Bardzo również upodobał sobie korzystanie z kuwety kilka sekund po jej wyczyszczeniu (nawet jeśli w gruncie rzeczy okazywało się, że nie było w niej wcześniej żadnych nieczystości). Szczególnie mu się to podobało, gdy ja myłam zęby. Nie dawał wciąż w spokoju prysznica bądź skorzystać z to

24m2, czyli 2014 - rok prawdziwego życia.

Obraz
Drugiego grudnia podpisaliśmy umowę o mieszkanie. Siedemnaście dni później odebraliśmy do niego klucze i spędziliśmy tam naszą pierwszą noc. Trzy dni później dostałam załamania nerwowego w sklepie meblowym. W Wigilię odkryłam, że Mikołaj przyniósł mi pralkę, o której marzyłam. Trzynastego stycznia dostarczyli nam łóżko, a kolejnego dnia ostatecznie się tam wprowadziliśmy - po moich prośbach i groźbach, by uciec z nory, w której spędziliśmy ostatnie dwa tygodnie. W ten oto sposób rozpoczęłam rok 2014. Mogę Wam powiedzieć, że moje dwa postanowienia noworoczne wzięły w łeb (choć się starałam!), niemniej zrobiłam kolejne kroki na mojej ścieżce kariery. Popełniłam dużo błędów, działałam wbrew innym, ale nigdy wbrew sobie i dokonałam niemożliwego - napisałam pracę licencjacką. A raczej urodziłam ją w bólach i bez znieczulenia (dosłownie, bo pochorowałam się od tego pisania... Nie wspominając o bólu zęba, migrenie i rozstroju żołądka). Balansowałam na granicy depresji i prób zrujnowania mo

Nektarycznik - wegańskie ciasto bezglutenowe z nektarynkami.

Obraz
Z rana napadła mnie inspiracja na jabłecznik. Mama Róży potrafi tak cudownie pisać o różnych rzeczach, że jej przepis (prosty jak budowa cepa) znalazł się od razu na moim celowniku. Jako inspiracja, oczywiście, bo usunęłam z niego wszystko co możliwe i przez to stał się bezglutenowy i wegański, a co tam! I to wcale nie dlatego, że nie miałam jajek. Jabłek również nie miałam, ale za to znalazły się cztery sponiewierane w podróży nektarynki. Nie pozwoliłam ich wczoraj wyrzucić i dziś okazały się idealne do moich wybryków kulinarnych. Ja chyba nigdy nie nauczę się gotować zgodnie z przepisem. Tylko w chlebie trzymam się go ściśle, a i tak wychodzi mi zakalec. Ciasta to jednak inna bajka.  Choć to kruche ciasto, to bezglutenowe nigdy nie będzie smakowało tak jak pszenne. Wszystko to wina nikłych skłonności mąk bezglutenowych do klejenia się. Nie szkodzi. I tak wyszło pyszne. Przynajmniej nam smakowało. Składniki: szklanka uniwersalnej mieszanki mąki bezglutenowej 2/3 szkl

Bardziej parysko niż w Paryżu.

Obraz
Nie ukrywam, że ostatnio jestem jeszcze bardziej marudna niż zwykle. Jestem na etapie dochodzenia do siebie po napiętym okresie czasu, którego uwieńczeniem był sześciodniowy pobyt w Paryżu. Napiszę o tym wkrótce, może jutro, albo w niedzielę, bo zmierzenie się z legendą zawsze pozostawia po sobie ślady. A szczególnie, jeśli chodzi o najbardziej romantyczne miasto świata. Wierzę, iż chcecie poznać moje zdanie na temat tego miasta. Dziś jednak dopiero wróciłam do domu i zamierzam póki co wwąchać się w moje cztery ściany, poprzytulać do tego unikalnego powietrza i atmosfery. Atmosfery domu. Nawet jeśli w lodówce poza śmietanką, mlekiem sojowym, winogronami i margaryną nic nie ma. Dookoła mnie wisi świeżo zrobione pranie, a pół mieszkania zawalone jest moimi bagażami (wyjechałam tylko z torebką, ale coś się rozmnożyło). Chciałam Wam krótko napisać, że wróciłam i że właśnie tutaj, we Frankfurcie, w tym małym mieście nad Odrą, poczułam się dziś bardziej parysko niż w Paryżu. Bez bagie