Posty

Wyświetlam posty z etykietą Chanel

Osoba, która mnie inspiruje: Coco Chanel.

Obraz
Wiecie, że Coco Chanel miała na imię Gabrielle? Wiecie, że wychowywała się w sierocińcu prowadzonym przez zakonnice? Wiecie, że była biseksualna? Żadna z tych rzeczy nie sprawia jednak, że Chanel inspiruje mnie jak mało kto. Faktem jest, że zachwyciło mnie jej podejście do tego, co "wypada" i wiara we własne siły. To ona była królową mody i doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Ona decydowała, co się nosi, a co jest passé. I po dziś dzień nosi się rzeczy w jej stylu. Proste, wygodne, ponadczasowe. Chanel była przeciwniczką kamieni szlachetnych. Lansowała sztuczną biżuterię. Miała ogromne grono kochanków, była pracoholiczką i kochała to, co robiła. Nawet bardziej niż niezależność. Kreowała świat i za nic miała zdanie innych, bo tylko jej własne się liczyło. W końcu wiedziała najlepiej. Nie była piękna, ale charyzmatyczna. Uwolniła się z gorsetu i założyła męską koszulę. Nosiła spodnie! A potem skróciła spódnicę do nieprzyzwoitej długości. Na koniec kolaborowała

Paryż - między marzeniem a rzeczywistością.

Obraz
 Jak większość osób na świecie marzyłam o Paryżu. W końcu nie na darmo cały świat traktuje Paryż niemal jak swoją stolicę i główny cel podróży. Miasto kultury, artystów, jedzenia, mody... Wszystko tu było. Były rewolucje polityczne, były też obyczajowe (o tym wie już chyba najlepiej mademoiselle Chanel), a moda tutaj zmieniała się gwałtownie, szła od jednej skrajności do drugiej - czasem wręcz równolegle. W Paryżu się je (ach, te makaroniki, te bagietki, te sery, te creme brulee!). W Paryżu się kocha. W Paryżu się żyje. A potem umiera. Bo przecież niczego więcej nie trzeba człowiekowi do szczęścia. Czy aby na pewno? Na parę tygodni przed wyjazdem moje podekscytowanie opadło. Wręcz mówiłam, że nie chcę jechać i zastanawiałam się, jaki numer wywinąć, żeby móc zostać w domu. Już nawet te pieniądze, które zapłaciłam, nie miały dla mnie większego znaczenia. Zwyczajnie nie chciałam trafić do Paryża, choć przez lata było to moim marzeniem. Dorosłam czy zdziecinniałam do reszty? Ciężko

Bardziej parysko niż w Paryżu.

Obraz
Nie ukrywam, że ostatnio jestem jeszcze bardziej marudna niż zwykle. Jestem na etapie dochodzenia do siebie po napiętym okresie czasu, którego uwieńczeniem był sześciodniowy pobyt w Paryżu. Napiszę o tym wkrótce, może jutro, albo w niedzielę, bo zmierzenie się z legendą zawsze pozostawia po sobie ślady. A szczególnie, jeśli chodzi o najbardziej romantyczne miasto świata. Wierzę, iż chcecie poznać moje zdanie na temat tego miasta. Dziś jednak dopiero wróciłam do domu i zamierzam póki co wwąchać się w moje cztery ściany, poprzytulać do tego unikalnego powietrza i atmosfery. Atmosfery domu. Nawet jeśli w lodówce poza śmietanką, mlekiem sojowym, winogronami i margaryną nic nie ma. Dookoła mnie wisi świeżo zrobione pranie, a pół mieszkania zawalone jest moimi bagażami (wyjechałam tylko z torebką, ale coś się rozmnożyło). Chciałam Wam krótko napisać, że wróciłam i że właśnie tutaj, we Frankfurcie, w tym małym mieście nad Odrą, poczułam się dziś bardziej parysko niż w Paryżu. Bez bagie