Posty

Wyświetlam posty z etykietą polska

Kraj lat dziecinnych... - tam gdzie psy dupami szczekają.

Obraz
Choć urodziłam się i wychowywałam w Małopolsce, to z moim dzieciństwem wiążę Podlasie. W zasadzie tylko i wyłącznie. To właśnie tam znajduje się wieś, która chyba nie ma własnej nazwy, składa się z czterech domów i otoczona jest hektarami pól uprawnych. Stamtąd pochodzi mój ojciec - z miejsca oddalonego od białoruskiej granicy o ledwie trzydzieści kilometrów. Ale o tym ostatnim fakcie dowiedziałam się dopiero niedawno, pragnąc tam wrócić - choćby tylko wirtualnie. W rodzinie nazywamy to miejsce po prostu Wioską. Tam znajduje się jeszcze przedwojenny dom z ukrytą w podłodze klapą do małej spiżarni, to tam na strychu stoją skrzynie z ukrytymi skarbami. Zamknięte na kłódki. Raz z kuzynką nie wytrzymałyśmy i się tam włamałyśmy, psując zamki. Poza pościelami i innymi firankami znalazłyśmy pudełka z medalami, jakie nasi przodkowie otrzymali po I wojnie światowej. Nigdy się do tego nie przyznałyśmy. Na tym samym strychu moja babka chowała butelki bimbru, gdy jeszcze pędziła. Tam też lądowa

Sandomierz i krzemień pasiasty.

Obraz
 Na weekend wyjechaliśmy z teatrem do Stalowej Woli, gdzie mieliśmy gościnny występ. W naszym napiętym planie znalazło się w sobotę parę przedpołudniowych godzin, kiedy to pojechaliśmy zwiedzać oddalony o pół godziny drogi Sandomierz - miasto stare jak świat (tysiącletnie!). Miasto kulturalne, urocze i niezwykle przytulne - przynajmniej w jego starej części, ale - jak usłyszałam - cały Sandomierz jest stary, choć powstały nieliczne nowe dzielnice. Wycieczkę zaczęliśmy od odwiedzenia galerii autorskiej Cezarego Łutowicza - odkrywcy krzemienia pasiastego dla biżuterii. Już na lekcjach historii dowiedziałam się, że nasi przodkowie przed tysiącami lat tworzyli narzędzia z krzemienia. Wiedział to również Cezary Łutowicz. Gdy jednak zwiedził muzeum w Sandomierzu, zobaczył, że tutejsze narzędzia nie są jednolitej barwy, lecz pasiaste. Wtedy też, ponad czterdzieści lat temu, postanowił robić biżuterię z kamienia, który występuje tylko w jednym miejscu na świecie - w okolicach Sandomierza. C

Dolina Chochołowska i Grześ - nasze pierwsze wspólne szczytowanie.

Obraz
Z moim Niemcem mieliśmy ambitne plany na nasz polski tydzień - Kraków, Dolina Chochołowska, Pięć Stawów, odwiedziny u moich rodziców i mały wypad nad rzekę. Wszystko było idealnie zaplanowane, dopięte na ostatni guzik, nawet zorganizowałam nam kierowcę. Oczywiście wszystko byłoby nie tak, gdyby plany nie wzięły w łeb. O tym opowiem jednak troszkę później. Teraz o tym, co się udało. W niedzielę przed ósmą rano wyjechaliśmy w stronę Zakopanego. Przy okazji kilka razy minęliśmy zjazd do Doliny Chochołowskiej, nim udało nam się wjechać tam, gdzie trzeba. Całej drogi od parkingu nie przeszliśmy pieszo, tylko wpakowaliśmy się do tzw. kolejki, która - jak widać na powyższym zdjęciu - była niebieskim traktorem z wagonikami. Niech zwą to kolejką, dla nas był to tylko i wyłącznie traktor. Dzięki niemu (i wydatkowi 5zł/os) straciliśmy kilka kilometrów. Można też było wypożyczyć rowery, ale zarówno my, jak i jakaś wycieczka z dziećmi, zdecydowaliśmy się na traktor. Potem czekała nas droga p