Posty

Wyświetlanie postów z kwiecień, 2015

Perfekcyjna znajomość języka.

Obraz
Jechałam kiedyś autobusem ze Słubic do Poznania i niedaleko mnie siedziała kobieta, która rozmawiała z kierowcą. Jednym uchem słuchałam tej rozmowy, drugim wypuszczałam, aż dotarła do mnie informacja, że owa kobieta jest kierownikiem jakiegoś niemieckiego hotelu - tutaj na chwilę się zatrzymałam - i powiedziała, że niemiecki zna perfekt. Każdy ma prawo oceniać się tak, jak tego chce, niemniej tutaj wezbrała się we mnie agresja i niemal siłą musiałam powstrzymać siebie samą przed atakiem słownym bądź wdaniem się w dyskusję. Jestem filologiem, uczę się niemieckiego od tylu lat, że nawet nie potrafię ich policzyć, studiowałam ten język i w zasadzie powinnam znać go na wylot, ale nigdy, przenigdy bym nie powiedziała, że znam go perfekcyjnie. Nie powiedziałabym tego nawet o polskim, który jest moim językiem ojczystym i jestem zdania, że używam go na dość wysokim poziomie poprawności. A przynajmniej większym niż znaczna część społeczeństwa. Dlaczego więc ta kobieta śmie twierdzić, iż opan

FitAlina, czyli czym ostatnio się katuję, coby piękną się stać.

Obraz
Od paru dni, czyli bardzo ostatnio, mam coś na kształt "fitness rutyny". Nie sądziłam, że takie rzeczy w mojej rzeczywistości istnieją, ale skoro cuda się zdarzają, to miło jest się podzielić, dlatego też stworzyłam powyższe dzieło sztuki, przedstawiające krzywą mnie w trakcie jogi. Choć na tym rysunku i tak jestem zdecydowanie bardziej wyprostowana niż w rzeczywistości. Erin Motz widoczna na ekranie komputera pokazuje jednak, jak to poprawnie powinno wyglądać. Wspomniałam wyżej, że ostatnio istnieje w moim życiu coś na kształt rutyny. Polega to na tym, że jeden dzień ćwiczę poniższy zestaw (zaraz do tego dojdziemy), a drugiego dnia leczę się z zaburzeń oddechowych, zakwasów i wszelakich innych bóli, jakich się nabawiłam. Na szczęście żaden z nich to nie jest kontuzja (tę potrafię - dzięki Ewie Chodakowskiej, bo moje bóle w okolicach łopatek to pozostałości po jej skalpelu - rozpoznać na kilometr) tylko jakieś inne widzimisię mojego ciała. Moimi długoterminowymi ce

Projekt Sakura 2015 i pszczoły

Obraz
Wracałam właśnie z Finanzamtu, gdy niedaleko przystanku tramwajowego natknęłam się na pięknie ukwiecone drzewa. Zachwycił mnie ten widok, więc uzbrojona w telefon weszłam między pszczoły. I właśnie te owady sprawiły, że mój zachwyt się pogłębił i bardzo chciałam zrobić im zdjęcie. W końcu są takie pracowite! Tyle się mówi o ich wymieraniu, a po obejrzeniu "Filmu o pszczołach" wpadam wręcz w panikę na myśl, że to się dzieje naprawdę. I nie tylko dlatego, że uwielbiam miód. Tego samego dnia, po południu, trafiłam przypadkiem na Projekt Sakura organizowany przez Klaudynę z bloga Ziołowy Zakątek . Z miejsca postanowiłam wziąć udział. W niedzielę pojechałam z moim Niemcem do jego dziadków i na chwilę wstąpiliśmy do ich ogródka działkowego, by zobaczyć, jak mają się rośliny, podlać je i przez kilka minut powygrzewać się w słońcu. Tam też pojawiło się drzewo, które szeptało: Chodź, zrób mi zdjęcie, Projekt czeka... I zrobiłam. Narzekając na oślepiające słońce, które z jakiejś pr

TAG jedzenie!

Obraz
Nim wrzucę Was na głęboką wodę mojego arcyprzeintelektualizowanego blogowania zarówno stylowego jak i życiowego (znaczy wrzucę jakiś post z non-sensem na tematy nie-poważne), które nastąpi (tak mówi mi cała lista tematów na posty, którą któregoś pięknego dnia zrobiłam - większość postów już w połowie istnieje - często tej zdjęciowej lub myślowej...) w bliżej nieokreślonym czasie, pragnę Was zaprosić do obejrzenia mojego najnowszego filmiku. Ostatni chyba pojawił się w styczniu i to byli ulubieńcy roku poprzedniego... YouTuberka ze mnie jak z koziej dupy trąba (tak mawiała jedna z moich przyjaciółek - kontekstu nie znam, ale ze mną i YouTubem nie miał nic wspólnego). Oto dowód. Ale zdjęcie ładne. Podobno nie da się ładnie sfotografować owsianki. Ja potrafię! Tylko kadr jakiś nie taki... No dobrze. Dziś porozmawiamy o jedzeniu. Miłego oglądania!

Jestem egoistką, bo jestem człowiekiem.

Obraz
Kiedyś gdzieś (tak, bardzo precyzyjnie się wyrażam...) przeczytałam, że wszyscy są egoistami. Czy im się to podoba czy nie. Trochę to kontrowersyjne. Bo co jeśli ktoś robi wszystko dla innych? Czy taka Matka Teresa też jest egoistką? Czy wszyscy święci tego świata to egoiści? Ano tak. Osoba, która napisała ten tekst, argumentowała to w następujący sposób: Osoby, które robią coś dla innych, nie robią tego z czysto altruistycznych pobudek. Robią to dla własnych profitów. Niekoniecznie materialnych. Jedni dadzą żebrakowi dwa złote, bo to uspokaja ich sumienie i mogą sobie powiedzieć, że zrobili coś dobrego, choć ów żebrak ich brzydzi i za nic nie daliby mu się dotknąć - nawet jeśli najdelikatniejsze objęcie wystarczyłoby mu za milion dolarów. Dali jednak pieniądze, więc "obowiązek" został spełniony, plus sto punktów do dobroci dodane, a samopoczucie nagle robi się lepsze. Gdyby nie czynnik własnego ja, ego, nie spełniliby dobrego uczynku. Bo po co? Inni zaś robią dużo

Internetowe przyjaźnie

Obraz
Jeszcze dziesięć lat temu, gdy zaczęłam moją przygodę z blogowaniem, nie było mowy o czymś takim jak "przyjaźń internetowa". W końcu to oczywiste, że po drugiej stronie czają się pedofile i nikomu nie można ufać. Ale nawet nastolatka zdaje sobie sprawę, że istnieją pewne kategorie, które pozwalają danej osobie zaufać (a przynajmniej jej płci i wiekowi). Dzięki temu wiedziałam, że w tej części blogosfery, w której się w danym czasie poruszałam, przyjaźń może zaistnieć, ponieważ pedofilia nie sięga aż tak daleko. W wieku piętnastu lat nawiązałam w Internecie pierwsze przyjaźnie. Nie wszystkie przetrwały - ba! przetrwała tylko jedna, która pojawiła się, gdy ja byłam już w liceum. Potem zamknęłam tamten okres w moim blogowaniu i powoli ruszyłam do świata blogowania tematycznego. I tutaj poznałam kolejne osoby - wiąże mnie z nimi sympatia, z niektórymi przyjaźń. W dzisiejszych czasach lepiej wiesz, z kim masz do czynienia. Ale mi to i tak nigdy szczególnie nie przeszkadzało. Ta

Rodzinnie.

Obraz
Kochamy nasze dzieci. Zresztą trudno o co innego, w końcu są przesłodkie i przekochane - nawet gdy zdarza im się wywijać numery, bawić w najmniej oczekiwanym momencie w chowanego, czy podgryzać rodzeństwo. I choć wiem, że Fledermaus (Nietoperz) podgryza Ottopusa dla zabawy i nie robi mu krzywdy, to przeszkadza mi, gdy nie myje zębów. Ciągle widzę na nich jakieś ślady poprzedniego posiłku. Krokko uwielbia się wygłupiać z Leonem. Tak, tym samym Leonem, który dostał traumy po wizycie w Paryżu i nie chciał już donikąd jeździć oraz był wielce obrażony i złośliwy, gdy w domu pojawił się Ottopus. Cóż, jest zazdrośnikiem, ale wiecznie dobry humor Ottopusa sprawił, że wszystko się unormowało. Poza tym spędzali w domu tyle czasu tylko we dwoje, że siłą rzeczy musieli się zaprzyjaźnić. Gdy we wrześniu w naszych progach zawitała Fledermaus - bardzo nieśmiałe stworzenie! I to zostało nawet po tak długim czasie! - sytuacja była już unormowana. W listopadzie zaś adoptowaliśmy Krokko z jakiejś stac

Kraj lat dziecinnych... - tam gdzie psy dupami szczekają.

Obraz
Choć urodziłam się i wychowywałam w Małopolsce, to z moim dzieciństwem wiążę Podlasie. W zasadzie tylko i wyłącznie. To właśnie tam znajduje się wieś, która chyba nie ma własnej nazwy, składa się z czterech domów i otoczona jest hektarami pól uprawnych. Stamtąd pochodzi mój ojciec - z miejsca oddalonego od białoruskiej granicy o ledwie trzydzieści kilometrów. Ale o tym ostatnim fakcie dowiedziałam się dopiero niedawno, pragnąc tam wrócić - choćby tylko wirtualnie. W rodzinie nazywamy to miejsce po prostu Wioską. Tam znajduje się jeszcze przedwojenny dom z ukrytą w podłodze klapą do małej spiżarni, to tam na strychu stoją skrzynie z ukrytymi skarbami. Zamknięte na kłódki. Raz z kuzynką nie wytrzymałyśmy i się tam włamałyśmy, psując zamki. Poza pościelami i innymi firankami znalazłyśmy pudełka z medalami, jakie nasi przodkowie otrzymali po I wojnie światowej. Nigdy się do tego nie przyznałyśmy. Na tym samym strychu moja babka chowała butelki bimbru, gdy jeszcze pędziła. Tam też lądowa

Moja mała niemiecka Wielkanoc.

Obraz
Polskę podobno zasypało i można było lepić zające wielkanocne ze śniegu zamiast bałwanów. Nie zazdroszczę. Zima powinna być na Boże Narodzenie, a nie w środku lata - i u mnie przynajmniej ta druga część się zgadzała. Pomijając sporadyczne opady oraz gradobicia. Czyli mniej więcej trzy razy dziennie. Od lat nie przeżyłam tak typowego kwietnia! W teatrze graliśmy codziennie, ale z racji, iż w piątek rano, a potem dopiero w sobotę wieczorem, mieliśmy z moim Niemcem możliwość wybrania się do jego rodziców. Po obiedzie przyjechali dziadkowie na kawę - wypiłam kubek herbaty, zjadłam kilka kawałków sernika i poszłam się schować do łóżka. Moje bóle pleców w zeszłym tygodniu były naprawdę nieznośne i w zasadzie każdą wolną chwilę przesypiałam. Tym razem z kocykiem elektrycznym, który jest jeszcze bardziej genialnym wynalazkiem niż termofor. Po dwóch dniach takiej kuracji stanęłam na nogach - zdatna do poruszania się. Sobota była już ciekawsza. Zaliczyłam moje pierwsze szukanie prezentów scho