Posty

Wyświetlanie postów z marzec, 2012

Mur berliński.

Obraz
Rok 1989. Listopad. Noc z 9. na 10. Helmut Kohl, kanclerz RFN, jest w Polsce, gdy rozpoczynają się zamieszki w Berlinie. Opuszcza spotkanie w naszym kraju, żeby móc wrócić do Berlina, przy czym obiecuje, że wróci. Kilka dni później rzeczywiście wraca, co ma znaczenie dla stosunków polsko-niemieckich. Jednak to nie jest istotne dla nikogo, może ewentualnie dla filologów i historyków (choć bardziej dla tych drugich). W końcu nikt o tym nie mówi. Sam upadek muru jest zaś istotny dla Europy, wolności. W Berlinie można zobaczyć na drodze linię, którą jest zaznaczone, którędy przebiegała granica. Gdzieniegdzie (m. in. na Potsdamer Platz oraz za budynkiem Universal Music Deutschland, w innych miejscach się nie spotkałam, choć wiem, że są) można też zobaczyć fragmenty muru. Dlaczego jednak o tym piszę? Ponieważ moja wyobraźnia spłatała mi figla... Gdy słyszałam o murze berlińskim, wyobrażałam sobie coś grubego, z cegieł, niczym mur getta. A okazało się, że miał ok. 20 cm grubości. Później p

Mix story.

Obraz
V. i ja przy Bramie Brandenburskiej. Mój kwiatek na Dzień Kobiet. Filmy, które kosztowały niecałe 40 zł. Żel Isany z nowej EL o zapachu gardenii, jaśminu i kwiatu pomarańczy. Cudo na ścianie Empik Cafe w Bonarce. Chciałam dziś opowiedzieć jakąś historię. Być może poruszającą, być może praktyczną. Historię, jakich zapewne jest wiele. Chciałam ją udekorować obrazem. I zaczęłam robić porządki w zdjęciach. Segregować, obracać... aż uznałam, że nie opowiem historii, tylko ją pokażę. Jest zupełnie niechronologiczna. Nie jest może zbyt ciekawa. Ale to historia na mój nastrój. Trochę nostalgiczna, trochę bez ładu i składu. Ja dzisiaj jestem trochę jak te zdjęcia. Bez myśli przewodniej. Chciałam pokazać też książkę, którą obecnie czytam, ponieważ ona nie pasowała już do żadnego z tych zdjęć. Jednak mogę o niej napisać. To "Trupia farma". Tytuł wiele mówi o treści. Do tej historii należy dodać jeszcze jeden element, o którym o mało nie zapomniałam. Konkurs . To już zu

Wishlist.

Calvin Klein Beauty DKNY Pure YSL Rouge Volupte Perle 108 BlackBerry curve Ogrzewacz do rąk Krem BB Uguisu no fun Róż Torebka Prada Fairy Statyw do aparatu Stojak na kolczyki Silikonowe formy do ciast Gąbka z luffy The Original Organic Tulsi Green Tea Milky Way Magic Stars Prawdziwy amerykański stek Ryba fugu Bilety do Paryża Golarkę do ubrań Prawo jazdy Samochód Tatuaż Srebrną obrączkę Buty MiuMiu z kocim wzorem Kindle 3G Patelnię do płyty indukcyjnej Mieszkanie A najlepiej przystojnego, kochającego, inteligentnego milionera. Lub milionerkę. W chwili, w której chciałam wpisać na listę "bezproblemową cerę", uznałam, że osiąga to już zbyt wysoki poziom abstrakcji i przestałam ją wymyślać. Jeśli jednak ktoś z Was będzie chciał mnie uszczęśliwić, wiecie już, co robić. Miała tam być też kolekcja filmów z Angeliną i MM oraz nieskończona ilość książek. Zrezygnowałam z tego pomysłu, gdy do mojej Angie-kolekcji doszedł dzisiaj "Turysta".

Berlin - Tempelhof

Obraz
Jeśli ktoś ma na coś ochotę i nie wie, co to jest, a mieszka niedaleko Berlina, może się wybrać na Tempelhof. Jest to nieczynne lotnisko, które obecnie służy jako park rekreacyjny. Można jeździć na rowerze, puszczać latawce, biegać po zielonej trawie lub przyprowadzić tam psa na spacer. Albo po prostu usiąść na ławce/położyć się na trawie i poczytać książkę. Wspominając o zielonej trawie, powinnam również dodać, iż tutaj zieleni widać niewiele - robiłam te zdjęcia w połowie listopada, a wtedy już było trochę za chłodno na wiosenne kolory. Co więcej - zdjęcia te czekały, już zmniejszone, w folderze i czekały na publikację. Nie rozumiem, czemu wcześniej tego nie zrobiłam. Na Tempelhof zaintrygowała mnie tylko jedna rzecz - napis "US Army Aviation". Wbrew moim ocenom z historii, nie mam o niej zbyt wielkiego pojęcia, jednak wiem, że Tempelhof po II Wojnie Światowej znajdował się w amerykańskiej strefie okupacyjnej. Ale nie mogli tego zmazać? Czy po prostu chcieli, żebym miał

Ważne zmiany na wiosnę.

Postanowiłam nareszcie zająć się rozwojem bloga. Ja naprawdę kocham moje blogi, tylko czasem mam dysfunkcję systemu motywacji. Oj, bywa ze mną źle. Postanowiłam jednak się poprawić. Jednak do rzeczy: Zmieniłam nagłówek. Ten zrobiła mi Magda , za co bardzo jej dziękuję. Sama wprowadziłam do niego tylko drobne modyfikacje. Od dłuższego czasu bywam na Twitterze pod adresem: https://twitter.com/#!/AlinaNeumann i zachęcam do śledzenia. Z czasem wszystko się rozwinie. Dzisiaj w trakcie jedzenia śniadania uznałam, iż pora stworzyć stronę na Facebooku, dlatego też ona powstała: https://www.facebook.com/Allenee1991 zachęcam do polubienia. Będą się pojawiały informacje o nowych postach, może coś innego... Cokolwiek przyjdzie mi do głowy. Gryźć nie będę. Zamierzam również reaktywować mojego YouTube'a, ale jeszcze nie do końca wiem, po co mam to robić. Nie za bardzo mam pomysły. Any ideas? I ponawiam pytanie sprzed dłuższego czasu: co Wam się podoba na moim blogu? Co nie podoba?

Kotu da się zrobić zdjęcie tylko wtedy, kiedy śpi.

Obraz
Dziś na zajęciach odebrałam MMSa. Deusz! Och, moje najkudłatsze, kochane, śliczne, cudowne, urocze, przytulaśne... A przed chwilą przyszedł mail z ich większą ilością. Wygrzewający się w słońcu na balkonie kot. Czy jest coś cudowniejszego? Jak ja za nim tęsknię! Po pierwszym dniu zajęć w semestrze letnim zasłużyłam sobie na chwilę relaksu. Najchętniej powygrzewałabym się z moim kotem, kotkiem, koteczkiem, kociątkiem na tym balkonie. Mniejsza z tym, że za dużych ilości słońca nie toleruję. Dziś mi się trochę chce. Zadowoliłam się słońcem w pomarańczach.

Baleriny.

Obraz
Potrzebowałam butów mieszczących się w kategorii "wygodne". "Wygodne" zaś w mojej definicji oznaczają takie, które zakłada się w trzy sekundy, gdy nie ma się ochoty chodzić na obcasach lub planuje się bardzo długi spacer z obciążeniem w torebce osiem kilogramów. Tak mniej więcej rozumiem "wygodne". Ale że wszelakie buty sportowe są brzydkie, rozwalam je po mniej więcej dwóch tygodniach i kosztują zwykle dużo, to zdecydowałam się na baleriny. Mam jedne, ale są bardzo zielone i niekoniecznie mi do wszystkiego pasują (pokazałabym, ale wkładka jest w stanie tak nieestetycznym, że daruję Wam ten widok, nie musicie dziękować). Czarne są dość uniwersalne (przez moment przemknęło mi przez myśl, żeby kupić różowe). Chciałam z gumką, ale nie było. Te na szczęście w miarę dobrze trzymają się nogi. Doświadczyłam w nich jednak czegoś dziwnego. Odkąd zaczęła się późna, zimna jesień, nie nosiłam już balerin tylko buty na obcasie (botki, kozaki...), bo było za zimno. Pr

Małe zakupy kosmetyczne.

Obraz
Wróciłam i ruszyłam na zakupy. Zależało mi na dwóch rzeczach - żelu do mycia twarzy i jakimś balsamie do ust (gdy zejdzie mi opryszczka, będę musiała je doprowadzić do stanu używalności). I przy okazji kupiłam też coś, o czym marzyłam od dłuższego czasu - kryształowym dezodorancie. W Polsce są drogie (zbyt drogie, bym zdecydowała się zakupić, nie mając pewności, że to faktycznie działa), a tutaj zapłaciłam 1,95 euro, opowiem Wam o nim, gdy już się dowiem, czy to faktycznie takie cudo, jakim podobno jest. Kupiłam też ekologiczną emulsję do mycia twarzy z Alverde i balsam do ust z Balei - wybrałam go, ponieważ spodobało mi się opakowanie. I miałam ochotę na odmianę (chciałam Carmex, ale nie było) od Alverde. A potem poszłam do polskiego Rossmanna i kupiłam sobie szampon Babrydream, bo był na promocji, a chciałam coś delikatnego do włosów. Przy okazji mam coś, czego parę osób będzie mi pewnie chorobliwie zazdrościło:

W drodze.

Obraz
Dzisiejsza podróż minęła nadzwyczaj dziwnie, spokojnie, smutno, bezsennie i poniekąd szybko. Zaraz. Jaka podróż? Do akademika miałam przecież wrócić w niedzielę. Miałam. Ale, jak to ujęłam, znowu odwołując wizytę u dentysty, "z przyczyn ode mnie niezależnych niestety nie mogę się pojawić". W minionych dniach, gdy na blogu panowała cisza, w moim życiu szykowała się rewolucja. Raczej w negatywnym sensie. I choć kilka minut wcześniej wrzuciłam ubrania do pralki, spakowałam się i, ignorując pranie, wyszłam po prostu z domu. I jak oto przed godziną wylądowałam w akademiku dwa dni przed planowanym powrotem. Do życia wrócę. Po prostu potrzebowałam... uciec, że się tak wyrażę. Mniejsza o adekwatność tego słowa do sytuacji. W podróży zawsze się wyłączam. Patrzę na swoje ręce, nogi, brzuch, włosy i to nie jestem ja. Nie myślę, odrealniam się, oddalam od siebie samej. Zwykle podróż dobrze mi robi. Wracam z niej pusta. Gotowa na przyjęcie nowych emocji. Niestety kilka dni po niej mam d

Nina Ricci Nina EDP

Obraz
To moje pierwsze perfumy. Dostałam je na osiemnastkę, choć odebrałam pół roku później, bo z lenistwa nie dotarłam do ofiarodawczyni wcześniej. To był jej ulubiony zapach, ja polubiłam Ninę dopiero później. Jak widać na zdjęciach, nie ma swojej słynnej zatyczki - dostałam je już w takim stanie, zostały kupione z outletu Douglasa (sama do tej pory nie wiem, jak dotrzeć w takie miejsce, żeby zdobyć perfumy za ułamek ceny), bez zatyczki i bez pudełka. Moje mają 80 ml i dziś się zorientowałam, że zużyłam ich połowę. Pomyślałam sobie, że będę za nimi tęsknić... bo raczej ich sobie nie kupię, gdy się skończą. Choć będąc w akademiku, odczuwałam ich brak i spryskałam się nimi, gdy tylko wróciłam do domu. Oczywiście te perfumy opowiadają swoją własną historię. Historię bardzo dziewczęcą, kojarzącą mi się z Lolitą. Niewinna słodycz i grzech (przecież to jabłko) czający się gdzieś w nutach zapachowych. Po spryskaniu otula mnie słodycz jabłka - ale nie kwaskowatego, zielonego, tylko czerwonego ni

Sposób na muzyczny marazm.

Obraz
Wczoraj przyjechała do mnie przyjaciółka. Miło z jej strony, że przywiozła Malibu i sok ananasowy. A w trakcie słuchałyśmy Kaczmarskiego... Dziś zaprezentuję Wam moje ulubione jego... utwory. Bo piosenkami bym tego nie nazwała nawet na torturach. A propos tortur - obejrzałyśmy "Hannibala" i "Milczenie owiec" - w takiej właśnie kolejności. Hannibal wylądował na mojej liście ulubionych seryjnych morderców. Miłego słuchania. Genialny! "Wiem, sama wiem!, kazałabym go ściąć!" Dopiero dziś zachowałam przytomność do końca i doceniłam coś więcej poza zapowiedzią, której tutaj i tak nie ma. Seks i śmiech. To kocham. Uwielbiam. I choć samego Kaczmarskiego bym utopiła, Kleopatra zostaje ze mną na zawsze. Gdzieś tam lubię momentami fragmenty "Epitafium dla Wysockiego", ale czasem mam wrażenie, że odbieram je zbyt osobiście i staram się zapomnieć. Nie lubię Kaczmarskiego. Wcale, a wcale. Ale na mój ostatni muzyczny marazm jego nie-muzyka pasuje idealni

Deusz ćwiczy jogę...

Obraz
...przez sen - w momencie, gdy ja czytam książkę "Szybka i prosta joga". Wczoraj uciekł z domu. Na szczęście wrócił po godzinie. Z całymi łapkami umorusanymi węglem. Tak się wystraszyłam... z kim ja bym spała? A jeśli coś by mu się stało? Dziś olejowałam włosy, ale do sukcesów mi daleko. Jeszcze to opanuję. A godzinę temu nałożyłam sobie na twarz czerwoną glinkę. Gdy mama mnie w niej zobaczyła, wybuchnęła śmiechem, po czym stwierdziła, że lepsza niż algi (o soczyście ciemnozielonym kolorze) i że ten ceglasty kolor bardzo mi pasuje. Kazała mi się opalać, ale nigdy nie osiągnęłabym takiego efektu. Co najwyżej efekt pomidora wyjętego z gorącego piekarnika... Miłego weekendu! I przypominam o konkursie, kliknijcie w różowy baner nad postem/pod nagłówkiem, żeby dowiedzieć się więcej. A tak na koniec - przed chwilą zauważyłam:

Wiosennie.

Obraz
Dla mnie na wiosnę niezbędna jest Carla Bruni. W jej muzyce jest taki świeży powiew... a gdy czuję olejek z drzewa herbacianego, przez otwarty balkon wpada mi chłodne powietrze, niebo jest świetliste (choć trochę zachmurzone i nie słoneczne), a kot nie chce mnie wypuścić z łóżka, gdy obudzę się o dwie godziny za późno i bez sennego kaca, to znak, że jest wiosna. Niech ktoś kupi mi jeszcze truskawki, a będę w pełni zadowolona. Ach, i dostałam dziś dwie nowe książki. Jak nie być szczęśliwa? Być! Później może być gorzej, ale na razie jest teraz i tyle. W jednym z kolejnych postów planuję następną recenzję perfum. Wolicie Ninę Ricci "Nina" czy "Deseo" Jennifer Lopez? Dziś postaram zaprzyjaźnić się też z jogą. W końcu jest wiosna.

Apokalipsa. Pryszcze. Sushi.

Obraz
Sałatka z glonów wakame, ebi futomaki. A wcześniej mini zakupy (olej kokosowy i korektor z Inglota) i zabawa w wizażystkę z odrobiną pigmentu i brokatu na palcach. Chęć wycieczki do fabryki cukierków. Różowe Frugo i biały KitKat. Kłótnie od rana do nocy, krzyczący kot i kwestia: o co chodzi z sukienkami komunijnymi i moje wściekłe: Skoro symbol niewinności, to niech najlepiej idą nago! I święte oburzenie. A później jeszcze kwestia nieochrzczonego, nowonarodzonego dziecka i końca świata. Dzień dziwny. Z Kotkiem spotkałyśmy w Galerii kolegę z UJ. Potem się jej pytam, co o nim sądzi. Jej pierwsze pytanie: - Kochałaś go kiedyś? - Nie, nawet go nie lubiłam. Non stop mnie wkurzał. W sumie żywiłam do niego sympatię, ale do lubienia było daleko. - A co o nim sądzisz? - pytam, bo to dziecię wybredne, a ciekawi mnie, co myśli o moich znajomych. - Fajny jest. Pasujecie do siebie. - Co? Po co? Czemu? - Oboje macie pryszcze. Zaskakująca logika. A potem: - Mama też ma pryszcze.

Konkurs! Do wygrania książki i kosmetyki! + śniadanie mniam.

Obraz
Co prawda nie na Kofferze, ale na moim drugim blogu z recenzjami książek, jednak nikt Wam nie broni wziąć w nim udziału :). Ba, ja nawet zachęcam! Do wygrania książki dla kobiet (jedną z nich aktualnie czytam i na pewno wielu z Was taka ciepła literatura kobieca by się spodobała) oraz kosmetyki firmy Bielenda. Czekam na Wasze zgłoszenia! KONKURS (klik, klik) A teraz idę w końcu zjeść śniadanie. Najpierw jednak je zrobię. + Śniadanie zrobione i zjedzone. Ryżowe pancakes z sosem pomarańczowym. Jakie doobre! Deusz się do nich dobierał.

Isana - peeling pod prysznic z białą czekoladą i wanilią

Obraz
Wydaje mi się, że gdy tylko pojawił się w sklepach, stał się obiektem pożądania wielu osób - jak żaden inny produkt z edycji limitowanej Isany. I to wszystko z powodu tego pięknego zapachu! Och. Ale do rzeczy. Cholera, kocham białą czekoladę i wanilię, no kocham! Zapach: Intensywny, słodki, ale nie mdlący. Cudowna biała czekolada z wanilią, jak obiecuje producent. Jednak tylko bezpośrednio po wydostaniu go z tubki. W trakcie używania czuć go już tak słabo, jakby wcale go nie było. Po umyciu nie pozostaje z niego zupełnie nic. Może dałoby się go użyć zamiast olejku do kominka zapachowego? Działanie: Ma oczyszczać - nie oczyszcza ani trochę. Ma peelingować - też tego nie robi, odrobinę wygładza skórę, ale to raczej na zasadzie polerowania jej (coś jak polerka do paznokci, która nie wiadomo, co robi, ale na pewno nie ma funkcji pilniczka). Jakieś tam mniejsze i większe drobinki ma, ale jak widać nie spełniają swojej funkcji. Zdecydowanie nie da się z tym nic zrobić. Cena i dostępn

Osobiście.

Obejrzałam drugi raz "Mój tydzień z Marilyn" i ostatnia scena sprawiła, że pomyślałam, iż gonię za czymś nierzeczywistym. Przestałam rozróżniać Michelle Williams i prawdziwą Marilyn Monroe, zlały mi się w jedno. Gdy próbuję uchwycić tę oczywistą różnicę, wszystko się zamazuje, a moja dusza się ściska. Gdy widzę Marilyn, chce mi się płakać. Żadna inna osoba nie wzbudza we mnie takich emocji. Może niepotrzebnie zaczęłam moją przygodę z nią od "Blondynki" Oates. Boli mnie, gdy widzę, że przedstawiają ją jako głupiutką blondyneczkę, traktują przedmiotowo, widzą tylko seks. Boli mnie jej ból. I choć to takie... niesprecyzowane, czuję się, jakby krzywdzili mnie i tylko mnie poprzez niszczenie jej życia. Dziś pomyślałam, że już niczego nie osiągnę, ponieważ czuję, że jestem poniekąd szczęśliwa i nie mam na co narzekać. Do bycia twórczym potrzeba smutku. Dlatego gdy będzie mi go brakować, wrócę do Marilyn - filmu, książki, zdjęć. Czegokolwiek. Ona mnie przywraca do tego s

Myśli nieuczesane.

Obraz
Kobiety to mają dobrze. Ich święta są organizowane z rozmachem, mówi się o nich. A dzień mężczyzny? Ledwo kojarzę, że gdzieś i kiedyś to jest, ale i tak zapominam. Mężczyźni nie dostają kwiatów. A ja lubię kwiaty, choć tylko dostawać, bo posiadanie mnie już nie interesuje. Za to Deusza owszem! Moją dzisiejszą różę zaczynał zjadać, zanim ja zauważyłam, że w ogóle istnieje. On naprawdę lubi kwiaty. Przez dwa dni musiał wytrzymać bez zwalania i gryzienia, ponieważ stare się zeschły i trzeba było czekać na nową "dostawę". Nastąpiła dzisiaj. Bukiet, który dostała mama, na pewno mu się bardzo spodoba, gdy sobie przypomni. I tak na dzisiejszy dzień chciałabym Wam polecić post Dziewczyny bez matury , który jest rewelacyjny i z którym się bardzo zgadzam. Nasuwa się pytanie: co faceci wiedzą o kobietach i seksie? Otóż nic, moje Drogie! Prawie nic! Również na blogu Djors znajduje się coś w sam raz na dzień dzisiejszy, czyli piosenka "Bombonierka", której słucham od samego r

Kolczyki vintage.

Obraz
Mam problemy ze słowem vintage. Ostatnio panuje tendencja do nazywania tak wszystkiego, co jest starsze od nas, a przecież vintage odnosi się raczej do przedziału czasowego 1930-1979. Coś retro. Coś dziwnego. Starego. I choć do mnie nie przemawia nazwanie vintage jenasowej spódnicy wyciągniętej z szafy mamy, to dziś zachowam się podobnie - oto kilka par kolczyków, które faktycznie ukradłam mamie i nie wykluczam, iż któreś z nich pochodzą z lat 70'. I choć zdecydowanie są one starsze ode mnie - raczej na pewno są z 80'. Moje przywłaszczanie mama podsumowała: Jak już przestałaś mnie ograbiać, to chodź. Przestałam, więc poszłam. Przeurocze witrażyki. Bardzo łatwe do unicestwienia. Te przyszły w paczce z USA. Bardzo się zdziwiłam, że w tamtych [zamierzchłych] czasach były otwarte bigle. Mama powtórzyła chyba z pięć razy, że sama je zrobiła. Jako pierwsze mi się spodobały. Nie wiem, co mi się w nich spodobało. Czyżby modny w tym sezonie kolor? Od kiedy ja przejmuję si

Breakfast - smażony oscypek z żurawiną.

Obraz
Proste, ale naprawdę pyszne. Niektórzy uważają, że ekstrawaganckie (bo oscypek? Smażony? I żurawina? Takie słone z czymś słodkim? Słodko-kwaśnym raczej. No kto by pomyślał...). Nieważne. Ładnie wygląda i rewelacyjnie smakuje. Oscypek (najlepszy jest taki w formie walca, najlepiej się kroi i wystarczy na dwie-trzy osoby) Konfitura z żurawiny Olej do smażenia Rozgrzewamy olej na patelni. Oscypek kroimy na plasterki grubości ok. pół centymetra. Kładziemy na gorącym oleju, smażymy ok. minuty po każdej stronie. Następnie podajemy z żurawiną. Cała prosta, szybka, genialnie pyszna filozofia.

Dzisiaj. Jutro?

Obraz
Dzisiaj (dziwne słowo...) piekłam ciasto daktylowe (miejmy nadzieję, że nie zakalec). Wyprałam kota (choć nie w pralce). Zmieniłam szablony na obu blogach (ach, żeby jeszcze mieć pomysł na idealne!). A jutro? Jutro przyjeżdżają do mnie przyjaciółki. Spędzimy przyjemne popołudnie. Z ciastem, kiwi, herbatą... Będzie miło, prawda? Tymczasem wracam do MM.