Posty

Wyświetlanie postów z grudzień, 2011

Co nieco o czymś.

Obraz
Miałam napisać podsumowanie roku 2011. Miałam. Taki był plan. Miałam obmyślony schemat. A przed chwilą pomyślałam, po co? Czy Was interesuje to, ile straciłam, ile zrozumiałam, ile się nauczyłam i ile osiągnęłam w tym roku? Bo gdy robię rachunek sumienia, myślę, że jestem taka mała, ale gdy porównuję się z innymi ludźmi, zauważam, że w ciągu zaledwie dziesięciu miesięcy - ostatnie dwa są takie pełne spokoju i braku zmian - osiągnęłam tak wiele, że mogę być z siebie dumna. Drobne porażki, stres, ból i samotność po drodze nie mają tak wielkiego znaczenia. Bo w końcu zrozumiałam - albo znalazłam się na dobrej drodze do zrozumienia - że tak naprawdę to jeszcze nie koniec, życie się dopiero zaczyna i mam czas na podejmowanie decyzji i zamartwianie tym, że nagle odkryłam, iż tak naprawdę nie mam zielonego pojęcia, czego od owego życia chcę. A może mam zbyt dokładne pojęcie, dlatego wiem, że tego nie osiągnę i muszę znaleźć wyjście awaryjne? Kto wie? Co przyniesie mi następny rok? Czy będzie

I po świętach kotki sprzątają!

Obraz
Miałam rację, że wczoraj będzie lepiej niż przedwczoraj (jakkolwiek dziwnie by to zdanie nie zabrzmiało). Spotkałam się ze studentką, przyszłą studentką i byłą studentką na herbacie i było naprawdę fajnie, szkoda tylko, że tak krótko! Potem pojechałam do Z., gdzie spędziłam po raz kolejny miły czas przy domowej roboty nalewkach, które robi jej babcia, a ja szczerze uwielbiam. W busie zaś byłam świadkiem jak kierowca z jednym pasażerem obgadywał tę moją już nie przyjaciółkę, której nie poznaję z poprzedniego postu. Myślałam, że takie rzeczy dzieją się w filmach. Miałam ciekawy wgląd w sytuację od drugiej strony. Marzłam godzinę na przystanku, aż przyjechał mój bus. Do domu wróciłam poirytowana i z ogromną chęcią na croissanta śniadaniowego z McDonalda, niestety godzina nie ta. W zastępstwie zrobiłam sobie bardzo tłustą, bardzo serową i bardzo szynkową grzankę piekarnikową, która jest dokładnie tym, czego jeść nie powinnam, jeśli chcę doprowadzić mój żołądek do stanu przedstresowego

Dzisiaj.

Miałam się spotkać ze starą przyjaciółką - okazało się, że przyjechała do mnie ledwie znajoma, której nie poznawałam. Czy to ta sama osoba? Miałam się dobrze bawić, dużo rozmawiać, wtłoczyć się w jej nowy rytm - znudziłam się, po raz trzeci obejrzałam "Pół żartem, pół serio" i niemal popłakałam się ze śmiechu, jednak zdecydowanie nie była to zasługa towarzystwa. Dowiedziałam się raptem trzech rzeczy, nie bez uczucia, że tak naprawdę nie mamy o czym rozmawiać. Dowiedziałam się między wierszami, że jestem nieznośna i ludzie nie wytrzymują w moim towarzystwie, ewentualnie się do mnie i moich zachowań "przyzwyczaili". Gdy wyszła, zdecydowanie wcześniej niż było zaplanowane, ucieszyłam się, co wywołało we mnie smutek. Na pocieszenie enty raz obejrzałam "Pana i panią Smith", dwa odcinki seriali, zjadłam jogurt, a wieczorem dobrałam się do mojego wielkiego granatu, którego pestki wydłubywałam 40 minut, aż miseczka była pełna. Bardzo kwaśny, bardzo aromaty

Co dostałam?

Obraz
Muszę przyznać, że te święta były na bogato. I dość klasycznie, jak można zauważyć. Przy okazji seryjnie. Zdominowała je Marilyn Monroe - bardzo mocno. Album, książka, dwie części kolekcji filmowej (czyli w sumie sześć filmów), a do tego perfumetka (cóż za okropne słowo!) DKNY Be Delicious green, która jednak różni się zapachem od oryginału, jednak przy kontakcie ze skórą, po kilku minutach pachnie już jak należy. I dostałam również "Opowieści z Narnii" na DVD oraz towarzysza dla Kasi - Norberta. Jednak Kasi nie znacie, a Norbert nie załapał się do zdjęcia, więc pozostaje Wam wyobraźnia ;). Jestem baaardzo zadowolona z tych prezentów. Moja obsesja na punkcie MM rośnie i rośnie i wcale nie jest mi z tym źle! Choć już cała rodzina co chwilę pyta "Co ty masz z tą Marilyn Monroe?". Bzika mam, fascynację mam, i tyle. Ale muszę powiedzieć jedną dobrą rzecz o perfumetce - ma tylko 20 ml, dlatego bez problemu można ją nosić w torebce, nie to co butelkę normalnych perfu

Outfit wigilijny.

Obraz
Diabeł tkwi w szczegółach, a samodzielne robienie zdjęć przy braku światła i z przeszkadzającym kotem jest bezsensowne. Sukienka, jak to zwykle bywa, o wiele lepiej wygląda na żywo niż na tym zdjęciu. I ja wyglądam w niej na żywo o niebo lepiej. Ale jest Wigilia, więc nie będę narzekać. Sukienka - Queen Lakier do paznokci - Essence nr 48 "Meet me now!" Szminka - Manhattan nr 57D Naszyjnik/kolczyki - ukradzione mamie

Merry Catmas!

Obraz
Deusz zawładnął choinką, gdy wczoraj wspólnie ją ubieraliśmy. Rozbite bombki można podziwiać na schodach, na korytarzu, w łazience i pod samą choinką. Ten kot czuje ducha świąt! A ja poczułam nerwicę, gdy widziałam, jak kradnie mi kolejne bombki. W tym roku choinka jest wyjątkowo niestaranna, ponieważ moich nerwów nie wystarczyło. Zdjęcie można oczywiście powiększyć. Życzę Wam, by koty Wam nerwów nie pozjadały, by Wasze święta były dokładnie takie, jak sobie wymarzycie. By Wasze życie było jak z pięknego snu. I tak prozaicznie - wszystkiego najlepszego! A ja może powoli zacznę się przygotowywać do wyjścia za pięć godzin i postaram się uspokoić Deusza, który uważa, że wszystko jest zabawką. Nawet wyciągnął skądś moją Perfumellę (tę cynamonową) i się nią bawił, dopóki się nie zgubił. Klamra do włosów, muszla znad morza... w wolnych chwilach nawet moje okulary. Jest taki kochany! I niemal równie denerwujący. Wracając jednak do tematu, najedzcie się dzisiaj, bo dzisiaj nic nie tuczy!

OkołoDEUSZowo.

Ten kot to jakiś diabeł! Biega po wszystkich powierzchniach w domu (włączając w to Wunderkinda), zwala różne rzeczy i chowa w dziwnych miejscach (np. ciężko znaleźć w domu jakiś długopis, wszystkie zaginęły, a mój pendrive nagle znalazł się w kuchni, choć podejrzewam, że nigdy wcześniej go tam nie było). Wszystkie reklamówki w moim pokoju znalazły się na jego środku (dobry powód, by wziąć się za porządki), jedna książka straciła okładkę (nawet nie wiedziałam, że taką mam). Muszę jednak zauważyć, że czuje dziwną niechęć do pachnącej piany, nie znosi cytryny i imbiru, a gdy położę się spać, grzecznie podąża za mną, kładzie mi się za głową, głośno mruczy i grzebie mi łapkami we włosach (oho, właśnie się dobiera do mojego długopisu Parkera). To naprawdę kochany Deusz kudłaty, ale choć jestem w domu dopiero od wczoraj, już udało mu się wyprowadzić mnie kilka razy z równowagi. Nie wiem, czy to on doprowadził do mojego bólu głowy. Wiem jedynie, że kąpiel z pachnącą solą była naprawdę przy

Najszczęśliwsza osoba na świecie.

Obraz
Tak, tak, to ja! Jestem tak szczęśliwa, bo: - muszę jutro wstać o godzinie piątej rano, - przez cztery godziny będę siedzieć z bólem głowy w autobusie, - będę stała w kolejce na dworcu PKP w Poznaniu, - spędzę siedem godzin w pociągach w pozycji zapewne stojącej... Czyli... Jutro wieczorem będę w domu! Serdecznie dziękuję wszystkim wykładowcom, którzy byli tak mili, że z różnorakich powodów nie mogą stawić się na zajęciach. Tak się cieszę na tę męczącą i długą podróż przez całą Polskę, że najchętniej uściskałabym cały świat!

Weihnachtsmarkt - Berlin Alexanderplatz

Obraz
Wczoraj miałam tak naprawdę ostatnią szansę (ponieważ nie przepadam za męczeniem się w niedzielę - chcę mieć trochę czasu i energii, które poświęcę na psychicznym nastawianiu się na nadchodzący tydzień), żeby zrobić planowany post o Weihnachtsmarktcie. Początkowy plan był taki, by porównać dwa berlińskie (Alexanderplatz i o wiele mniejszy Potsdamer Platz) oraz ten we Frankfurcie, jednak wróciłam z Berlina na tyle późno, że nie mogłam zrobić zdjęć tego cudownego maleństwa u mnie. Został więc Alexanderplatz. Tak naprawdę są dwa - jeden mały - pomiędzy zegarem a Saturnem, i ten duży, za Alexą, gdzie ludzi jest tyle, co mrówków (kto tak mówił?), atrakcji również wiele, a jedzenia... no, mniej niż na tym małym. W tym tłumie ciężko nawet poczuć te świąteczne niemieckie zapachy, które towarzyszą we Frankfurcie od samego skrzyżowania, niczym znak naprowadzający na jedzenie . Bo czym pachnie Weihnachtsmarkt? Czekoladą. Winem. Kiełbaskami. Owoce w czekoladzie. Jabłka w karmelu. Glühwein, Glüh

Wyniki konkursu świątecznego!

Kochani! Zgodnie z zapowiedziami ogłaszam dziś wyniki. Zgłoszeń było bardzo mało, ale za to każdy mi opowiedział coś o swoim przeżywaniu świąt, co było piękne. Nie było osoby, ktora by się zgłosiła bez wypowiedzi, dlatego nie losowałam, ale wybrałam odpowiedź najbardziej bliską mojemu sercu, dlatego z największą przyjemnością ogłaszam, iż zwyciężyła... Magda Proszę o podanie adresu najpóźniej dwudziestego grudnia. A ja dzisiaj poświęcę się w pełni mojemu bardzo leniwemu dniu z książką, którą kocham z każdą stroną coraz bardziej. To "Przynęta" Somozy.

Jak nie PKP to uczelnia...

Obraz
Gdybym miała możliwość zmienienia w Polsce jednej jedynej rzeczy, to wcale nie zmieniłabym rządu, podatków czy mentalności, tylko pociągi! Nie zmieniłabym nawet płacy minimalnej, wysokości świadczeń socjalnych. Zorganizowałabym sobie po prostu dogodne połączenia ze Słubic do Krakowa i do Warszawy. Naprawdę niczego więcej nie pragnę w takich okresach jak ten. Dzisiaj, po półtorej godzinnym chodzeniu po Frankfurcie, odebrałam maila, że przesunęli nam szkolenie o prawach autorskich. W ramach cieszenia się, zaczęłam szukać innego dojazdu. Niestety czekanie osiem godzin w Zielonej Górze na pociąg do Krakowa zupełnie mnie nie interesuje. Przerzuciłam się w końcu na stary, dobry Poznań. Przez Warszawę lub bezpośredni. Przez Warszawę jedzie dwie godziny krócej, a i tak godzinę i jedenaście minut czekam na przesiadkę. Hmm. Zdaję sobie sprawę, że przestoję te wszystkie godziny w pociągu, bez względu na to, którym pojadę. I rozważam - pojadę przez Warszawę, przy odrobinie szczęścia spotkam się

Skomplikowane.

Obraz
Pewne rzeczy są skomplikowane. Trudne do wykonania, czasem niemożliwe. Zwykle podstawowym problemem jest blokada psychiczna, krzyk gdzieś głęboko w Tobie: Nie chcę! A muszę. Niebezpieczna decyzja do podjęcia. I nie, wcale nie zamierzam się donikąd włamywać, choć zdecydowanie byłoby co ukraść. Oryginalny "Hołd pruski" Matejki, obrazy Wróblewskiego, tkana "Bitwa pod Grunwaldem", skarb śremski... A może jednak rozważę kradzież? To nie powinno być trudne, wystarczy pozbyć się ochroniarzy stojących na każdym rogu, wyłączyć zabezpieczenia, pozbyć się kamer (których swoją drogą nie zauważyłam, ale na pewno jakieś są) i wyjść stamtąd z tym gigantycznym płótnem żywa i niepodejrzana. Bułka z masłem. Jednak zanim podejmę decyzję o włamaniu, napiszę tę przeklętą recenzję na zajęcia... Jeśli do dziewiątego stycznia będziecie w Berlinie, polecam Wam wybranie się na tę wystawę. Jest naprawdę interesująca. Chętnie poszłabym jeszcze raz, spędziła więcej czasu i dokładniej

Kolczyki świąteczne.

Obraz
Moje koralikowe zamówienie przyszło akurat na dwa dni przed wyjazdem do Warszawy, więc w ramach radości, że mam nowe zabawki, postanowiłam zrobić dla mnie i dla Gii świąteczne kolczyki, w świątecznych barwach - czerwieni i zieleni. Trochę ciężkie, ale mi się bardzo podobają i, o dziwo, Gii też, choć miałam obawy. Na szczęście niepotrzebne. Chce ktoś takie? Zostało mi jeszcze koralików na dwie pary. Zapraszam również na konkurs u TINY , w którym można wygrać magnoliowy zestaw do rąk. I przypominam o trwającym konkursie u mnie !

Nowy Froop!

Obraz
Jeśli się w czymś zakocham, wypróbuję tego wszystkie smaki, rodzaje i inne. Tak jest z Milką (próbuję każdej czekolady, jaką wypuszczą, szczególnie tych z edycji limitowanych - raz nie spróbowałam arbuzowej i do tej pory mam wyrzuty sumienia), produktami Kinder, Frugo, mnóstwem innych rzeczy i... Froopem. Muszę powiedzieć, że w Niemczech jest tańszy niż w Polsce, co mnie bardzo cieszy. Zresztą w sklepie obok akademików już go nie mają, nie wiem czemu. Wystarczy jednak przejść przez most i iść do Kauflandu, a tam jest wszystko. I znalazłam Froopa o nazwie Zimowy Czar. Lubię jabłka. Lubię cynamon. Nie znoszę jabłek z cynamonem. A to... mi smakowało! Tfu, smakuje nadal, bo jestem w trakcie konsumpcji. Może dlatego, że pieczone jabłka słabo czuć, a smak cynamonu jest zabijany przez anyż. Nie wiem, ale jeśli jest w Polsce dostępny (bo o tym nie wiem, ale jeśli jest, dajcie mi znać), to spróbujcie. Ja już zaczynam ubolewać, że zima się niedługo skończy i go nie będzie. Nie zapomnijcie

Mikołaj u innych.

Obraz
http://cforcraving.blogspot.com/2011/12/mikoaj-rozdaje-prezenty-grudniowy.html

Miasta, które pokochałam.

Obraz
Pamiętam czas w dzieciństwie, gdy uczniowie większości szkół w Polsce byli przynajmniej raz na wycieczce w Warszawie. Moja podstawówka o tym nie pomyślała (za to było kilka do Krakowa). Gimnazjum również (dotarliśmy na dwie godziny do Wrocławia, gdzie spotkałam się z koleżanką z blogów). W liceum mieliśmy jechać na Upiora w operze, ale zrezygnowaliśmy w związku z kosztami. Warszawa zawsze siedziała u mnie pod skórą i czekała na moment, aż się spotkamy. I nastąpiło to. Pierwszy raz - koncert Tokio Hotel na Torwarze. Ciężko mi mówić w tym wypadku o poznaniu Stolicy, ponieważ samochód zawiózł mnie prosto pod halę i zaraz po koncercie z niej zabrał. Tyle zostało mi z Warszawy. Później, w czerwcu, pojechałam po raz pierwszy, by być w Warszawie, a nie, by coś załatwić. I od tej pory Warszawa jest umieszczona w moim kalendarzu przynajmniej raz do roku (w samym styczniu byłam dwa razy... chyba trochę przesadziłam). Nie lubię tego miasta, ale mam ogromny sentyment i wbrew sobie samej czuję, ż

Cheers.

Nie baczcie na tytuł. Fajnie brzmi. Tyle z jego znaczenia w kontekście dzisiejszego posta. Przyszłam tutaj, by Wam powiedzieć, że w Warszawie są wilkołaki i złe wiedźmy! Opowiem Wam o tym, gdy wrócę do akademika, czyli chwilę to zajmie, niestety. Jutro rano wyjeżdżam, niestety. Jestem i będę zmęczona, niestety. I te trzy godziny w Poznaniu, niestety! Opowiem Wam parę dziwnych historyjek, a Wy póki co pamiętajcie o konkursie świątecznym w poprzednim poście . Brakuje mi przytomności umysłu, a na domiar złego się przeziębiłam. I aktualnie pozbycie się kataru jest moim największym życiowym marzeniem.

Konkurs świąteczny!

Obraz
Niedawno, przy okazji kolczyków, o nim wspomniałam. I nadszedł ten czas, wraz z pierwszym dniem świątecznego miesiąca, gdy wszyscy myślą tylko o Mikołajach, choinkach, jedzeniu, prezentach... i pieniądzach, które na to wszystko pójdą. Nie jestem wyjątkiem, pracuję nad strategią związaną z finansami, już wiem, co komu kupię na prezent i wiem też, co sama dostanę. Święta! Uwielbiam ten czas, choć jestem ateistką. Lubię jednak to tradycyjne, ościste jedzenie (ach, ten karp, za którym tęsknię cały rok!), zimny kompot z suszek, świecącą w ciemności choinkę, opłatki [pożerać, mama zawsze musi kupić ich więcej] i prezenty. A potem nadchodzi mój ulubiony dzień w roku - Sylwester! Ulubiony, bo ostatni. W związku z tym cudownym czasem mam dla Was mały konkurs-niespodziankę , która znajduje się w pudełku na zdjęciu. Będzie to coś dla ciała i dla duszy . Jedna rzecz została już zdradzona w pewnym poście, ale reszta pozostanie tajemnicą aż do końca. To naprawdę drobiazgi, ale zawsze wychodzę z za