Posty

Wyświetlam posty z etykietą Berlin

BERLIN: Wegetariańska restauracja wietnamska Cat Tuong

Obraz
Pewnego dnia ruszyliśmy z moim Niemcem na podbój Berlina w celu zakupu porządnego fletu. Biegaliśmy godzinami po całym mieście (instrumentu ani widu, ani słychu...) i powoli zaczynałam umierać z głodu. Libańska restauracja przyprawiła mnie o obrzydzenie, na japońską bądź chińską kuchnię nie miałam ochoty (ileż można jeść sushi?), a wszędzie indziej było tylko i wyłącznie mięso. A że ja mięsa nie jem, owe miejsca były z miejsca skreślone. I tak oto zmęczona, głodna, snułam się po Kastanienallee, przyprawiając mojego Niemca o rozstrój nerwowy (zmęczona i głodna Alina to Alina nie do zniesienia), aż po drugiej stronie ulicy, moimi krótkowzrocznymi oczami zobaczyłam coś, co sprawiło, że przebiegłam przez ulicę, nie zważając na samochody, a mój biedny Niemiec omal nie stracił ręki, za którą go ciągnęłam. Zobaczyłam słowo "wegetariański". Zaraz obok "wietnamski". W ten oto sposób mój Niemiec stracił ostatnią nadzieję tego dnia na mięsny posiłek, a ja odkryłam jedno z

Koffer i Kasia in Berlin

Obraz
 Wierzycie w internetowe, blogowe przyjaźnie? Ja tak, już od dawna i choć bywam raz na wozie, raz pod wozem, mogę Wam bez wahania powiedzieć, że przyjaźń z Kasią zdecydowanie należy do tej pierwszej kategorii. Niestety nie widujemy się zbyt często (ostatnio mniej więcej rok temu, gdy spędziłam weekend u niej w Warszawie ), ale jak już, wyciskamy to do ostatniej kropli. Kasia przyjechała w piątek i w ten oto sposób program ruszył pełną parą. Wymieniłyśmy się upominkami (okay, ode mnie był to upominek, a od Kasi kolejny powalający prezent - dwie rzeczy z mojej wishlisty - szczotka do ciała z Fridge oraz kula do kąpieli z tej firmy). Zjadłyśmy placki ziemniaczane ze szpinakiem i fetą, a potem ruszyłyśmy brzegiem Odry do celu chyba wszystkich polskich bloggerek, które przyjeżdżają do Niemiec - do DM . Wieczór spędziłyśmy grając z moim Niemcem w gry planszowe i karciane, a poza tym zachwycając się trailerem do gry Wiedźmin 3 - Dziki Gon . Ja w międzyczasie kartkowałam książki Lewandow

Berlińskie zoo.

Obraz
Dzień, w którym wybraliśmy się do berlińskiego zoo, zapowiadał się na chłodny i niezbyt przyjemny. Jednak - jak to działo się właściwie przez całe lato - pozory myliły i nim dotarliśmy na dobre do Berlina, rozpogodziło się i w porze obiadowej zrobił się upał.  To jedno z największych europejskich zoo (o ile nie największe) i spodziewałam się cudów. Cóż, ich nie było. Nie było mojej ukochanej pantery śnieżnej, nie udało mi się też znaleźć pandy, ale może schowała się w tej części, do której nie dotarliśmy, bo gonił nas czas. O ile po kilku godzinach spędzonych na oglądaniu zwierząt i chodzeniu po tym rozległym terenie można w ogóle powiedzieć, że gonił czas. To my po prostu się nie zorganizowaliśmy wystarczająco dobrze. I odpadały nam nogi ze zmęczenia. To było ładnych kilka kilometrów. A mi, jak na złość, w połowie spaceru padła bateria w aparacie i nie wystarczyło jej na akwarium, w którym były wszelakiego rodzaju zwierzęta, owady i ryby. W związku z tym nie pochwalę się rekina