Posty

Wyświetlam posty z etykietą scena

Nadszedł ten czas...

Obraz
I nareszcie nadszedł ten czas. Czas, na który czekałam niemal rok - po raz kolejny czas teatru trzydzieści godzin na dobę, czas występów dwa razy dziennie i wstawania o czwartej nad ranem. Nadszedł ten gorący okres w roku, który tak naprawdę zaczął się w listopadzie - wraz z próbami. Czasem trwającymi od rana do nocy, przerywanymi innymi projektami. W listopadzie mieliśmy łącznie cztery premiery. W grudniu zajmujemy się na szczęście niemal wyłącznie naszą bajką bożonarodzeniową, która premierę miała w niedzielę. Cieszyć się, czy płakać? Sama nie wiem. Potrafię robić obie rzeczy jednocześnie. Skakać z radości i wpadać we frustrację. To chyba część tego całego zamieszania. Nie wiem, jak w zeszłym roku udało mi się to pogodzić ze studiami. To chyba jakiś klon czy inna kropla astralna... W każdym razie moje milczenie nie wynika z mojego lenistwa, lecz pracowitości. Mogą o tym powiedzieć moje włosy - codziennie farbowane trzema różnymi farbami w sprayu. Już rozważa

Z życia w teatrze: Co robi ze mną rola?

Obraz
 Tylko nie utknij w tej roli na zawsze - mówi ciągle F. Wprawdzie zwykle nie do mnie, ale i ostatnio w moim kierunku spogląda podejrzliwie, gdy coś odwalę. Ma rację. To święta prawda. Rola po jakimś czasie przestaje być strojem, który zakłada się i zdejmuje w zależności od potrzeby, ale jest tatuażem - trzyma się skóry i nie puszcza. Czasem jest to zwykły tatuaż z henny, który zejdzie po jakimś czasie, czasem zwykły z gumy do żucia, który wytrzyma dwa dni, a czasem zostaje na zawsze i trzeba ponosić konsekwencje własnej decyzji... Nie wierzę, by istniał dobry aktor, na którego jego rola nie ma wpływu. By poczuć daną postać, trzeba ją poznać, zaprzyjaźnić się (bądź ją znienawidzić) i ponosić w sobie. Czasem trzeba wyciągnąć przeżycia z własnej przeszłości, bądź przepracować teraźniejszość, lub też obmyślić teoretyczną przyszłość dla siebie, by dopasować poszczególne elementy do charakteru postaci. A czasem trzeba zrobić coś, o co się siebie nigdy nie podejrzewało. Przekroczyć gr

Z życia w teatrze: The show must go on, czyli sytuacje krytyczne na scenie.

Szczerze nie zamierzałam pisać tego posta. Jak już coś, powinnam była to zrobić w grudniu, ale uznałam, że w moich czytelnikach przerażenia (względnie obrzydzenia) wywoływać nie chcę. Życie na scenie nie jest takie, jak wiele osób sobie wyobraża - nie wchodzi się w sterylnie czystą i bezpieczną bańkę mydlaną. Tutaj nigdy nic nie jest w stu procentach idealne. Aktorstwo to niebezpieczny zawód - niebezpieczny i trudny. Ale czy z perspektywy widza można się tego domyślić? Nie pisałabym o tym, gdyby dziś nie przydarzyła mi się okropna sytuacja. Może słowem wstępu dodam, że na scenie nie ma półśrodków - stracisz głos, musisz grać; złamiesz nogę, grasz dalej; umrzesz, the show must go on . Po prostu idziesz dalej i udajesz, że nic się nie stało. Liczy się tylko gra - prywatne problemy nie mają znaczenia. Owszem, czasem się zdarzy, że z jakiegoś powodu przerwie się przedstawienie, ale ja tego nie przeżyłam i nie słyszałam, by z powodu jakiegoś wypadku na scenie ktoś po prostu powiedział,