Posty

Wyświetlam posty z etykietą o zapachu

Oswajamy jesień! Moje umilacze kąpieli.

Obraz
W Oswajaniu Jesieni był to niemal od początku jeden z moich ulubionych punktów. Nawet jeśli na kąpiele jestem ostatnio zbyt leniwa, zmęczona, czy wyraźnie nie mam czasu. Nie mam czasu na relaks! To wręcz przestępstwo. Niemniej tak jest i muszę sobie z tym radzić. W każdym razie niemal wraz ze startem wyzwania kupiłam sobie żel pod prysznic. W końcu myję się nim zarówno pod prysznicem, jak i podczas kąpieli. To taka droga na skróty. Pomarańcza (a właściwie jej kwiat, choć i owocem nie pogardzę) jest moim ulubionym zapachem i od razu po nią sięgnęłam. Potem w DM zaopatrzyłam się w olejek do kąpieli (mam dużo soli, ale bezzapachowej i czasem trzeba to czymś uzupełnić), ten pachnie lekko migdałowo, ciepło i przyjemnie, ale nie słodko. Chętnie go używam razem z moją solą. Któregoś dnia wybrałam się do Berlina i poszłam do Lusha. Mój pierwszy bubble bar Somewhere Over The Rainbow (lubię tęczę, a to cudo ma w sobie kwiat pomarańczy). Wprawdzie uważam rzeczy z Lusha za przesadnie drogi

Przesyłka z Aus Liebe zum Duft.

Obraz
 Jedyną pamiątką, jaką chciałam przywieźć z Paryża, była moja wymarzona świeczka Diptyque Choisya w wersji mini. Okazało się jednak, że w ich sklepie firmowym jest niedostępna i wg sprzedawcy - nie produkują jej. Wiedziałam, że była na ich stronie internetowej, ale okazało się, że przesyłka kosztowałaby mnie 15 euro... Uznałam, że zwariowali i szukałam dalej. W końcu trafiłam do niemieckiej perfumerii internetowej Aus Liebe zum Duft . Oni moje cudo mieli. Zamówiłam i do tego mogłam wybrać sobie trzy próbki. Ostatnio bardzo chciałam powąchać Geste firmy Humiecki&Graef, zatem je zamówiłam i do tego nowości Diptyque - Vetyverio oraz Geranium Odorata. Tych ostatnich niestety nie mieli, ale dostałam za to Ofresia. I ciasteczko na przegryzienie smutków. Zaraz, przepraszam, jakich smutków?! Samo rozpakowywanie tej paczki to była uczta. Dawno aż tak nie drżałam, wsadzając w coś palce. Już wychodząc z poczty, czułam, że czymś pachnie i to na pewno nie perfumami, które dziś noszę

Perfumy o zapachu pomarańczy - krótka lista miłości, poszukiwań i porażek.

Obraz
 Dawno temu, jeszcze za czasów przełomu liceum i gimnazjum, gdy o własnych pieniądzach wiele nie wiedziałam, a perfumy wydawały mi się produktem tak luksusowym, że tylko milionerzy mogli sobie na nie pozwolić, weszłam do l'Occitane, powąchałam na półce perfumy o zapachu kwiatu pomarańczy i absolutnie się zakochałam. Zapragnęłam ich z całego serca i oszczędzałam, by móc je kupić. Gdy w końcu przyszłam z tymi stu dwudziestoma złotymi, okazało się, że perfumy zostały wycofane*. Wycofane, a ich aromat ciągnął się za mną przez lata. Przeszłam przez wiele perfumowych faz, w których zakochiwałam się w nowych zapachach, ale kwiat pomarańczy pozostawał gdzieś z tyłu mojej czaszki i nie pozwalał o sobie zapomnieć. Z czasem okazało się, że gdzieś w perfumach, które lubię zawsze czai się jaśmin, wetiwer lub właśnie kwiat pomarańczy, pomarańcza, mandarynka czy bergamotka (która też jest cytrynowo-pomarańczowa). W ten sposób zaczęłam powoli odkrywać nuty zapachowe, które mnie do siebie przyc

Warszawski weekend.

Obraz
 Na początek pragnę się wyżalić: 1. Nie lubię Warszawy, choć pół życia próbowałam sobie wmówić co innego. 2. Jestem leniwa, niezorganizowana i rozrzutna. 3. Mój komputer uznał, że nie otworzy mi zdjęć, ponieważ folder nazywał się "Weekend z Kasią" i to "ą" go denerwowało i faktycznie - nie ruszyłam z miejsca, dopóki nie usunęłam "ą". Dlatego post zamiast wczoraj, jak Bóg przykazał, pojawia się dzisiaj - jak komputer przykazał. Amen. Na ten weekend czekałam już długo. Z Kasią planowałyśmy go już od tygodni, żeby nie powiedzieć miesięcy. Miało być po prostu fajnie. I tak było, a nawet więcej - cudownie. Weekend miałyśmy ściśle zaplanowany (co widać na powyższym zdjęciu). Ten plan mnie zachwycił. Absolutnie. Nie udało się go wypełnić stuprocentowo (bo trochę przeceniłyśmy nasze zasoby energetyczne i w ten oto sposób nie udało się obejrzeć "Bulwaru zachodzącego słońca", a i do Fridge nie pojechałyśmy, bo uznałyśmy, że nie jedziemy i

Oswajamy jesień: Uzupełnij zapasy świec, wosków.

Obraz
Nie mam jakieś szczególnej potrzeby gromadzenia świec i wosków. Wystarcza mi to, co mam. Mimo to postanowiłam posłuchać głosu wyzwania i się w coś zaopatrzyć. Witches' Brew rzuciło mi się w oczy, niestety na Allegro nie było dostępne i wtedy znalazłam Snowflake Cookie, którego opis mnie zafascynował i zwyczajnie kupiłam. Mimo to dostałam lekkiej obsesji na punkcie Witches' Brew i uznałam, że muszę, ale to muszę je mieć. I w końcu się znalazło. Na tych dwóch woskach kończy się zapewne moje uzupełnianie zapasów - chyba że uzupełnią się same z siebie w jakiś sposób. Jesień z czterema woskami (mam jeszcze Christmas Rose oraz Pink Sands) to aż nadto szczęścia. Witches' Brew pachnie paczulą i przyprawami. Snowflake Cookie jak uśmiechnięte maślane ciasteczko. Myślę, że mnie uszczęśliwią.

Zakupy, prezenty, czyli dużo nowych rzeczy i kosmetyków mam.

Obraz
 Ponad pół roku temu O. zadzwoniła do mnie i zapytała, czy chcę obraz z Audrey Hepburn. Był on w Poznaniu, a że gdy tamtędy przejeżdżam, nigdy nie mam na nic czasu, bo tylko wsiadam w kolejny środek lokomocji, pojechał do Krakowa. O. miała mi go wysłać, ale nie wiedziała, jak go zapakować. Po pół roku osobiście wysłałam go sobie do akademika, przy czym w międzyczasie wiele osób próbowało przekonać O., by im go dała/sprzedała. Audrey wylądowała jednak u mnie i dziś zawisła nad łóżkiem. Mam nadzieję, że nie spadnie mi w nocy na głowę, bo jej wymiary to 80x80cm, a rama też swoje waży... Gdybyście tylko widzieli, w jaki zabawny sposób ważyły ją panie na poczcie! Ważne jednak, że dotarła cała i zdrowa.  Oto Wiolinek. Decoupage'owy kotek, którego wysępiłam od O. Stworzony w celu bycia zakładką do książki i wykorzystywany również do tego celu. Czyż nie jest uroczy?  W drodze powrotnej do Frankfurtu miałam kilkugodzinną przerwę w Warszawie, by móc spotkać się z Gią i Kasią . Usiad

Paczuszka z Warszawy i coś zachwycającego.

Obraz
Z moim listonoszem znam się już na tyle dobrze, że doskonale wiem, kiedy mu się nie będzie chciało czegoś przynieść i od razu idę po to na pocztę. Ileż mniej nerwów mam zszarganych! Tak też było wczoraj. Wiedziałam, że Kasia wysłała mi paczuszkę z kilkoma ślicznościami i bransoletką Missiu z dziewczynkami, którą wygrałam u niej w konkursie, więc poszłam po nią. Ta niesamowita kobieta nie poprzestała jednak na bransoletce. Przy okazji zakupów zrobionych przez jej siostrę wpadło coś dla mnie - balsam do ust z granatem Burt's Bees (bo trochę narzekałam, że mój barwiony nie zawsze mogę nosić, bo czasem nie mam ochoty na kolor na ustach) oraz migdałowy krem do rąk, którego zapach i konsystencja sprawiają, że mam ochotę wsadzić w niego palce, a potem je oblizać. Cudem się powstrzymuję, bo pachnie bosko. Jak migdałowy krem do tortów. Oprócz tego Kasia wie, że jestem na poszukiwaniu perfum o zapachu kwiatu pomarańczy. Kiedyś L'Occitane miało idealny w swojej ofercie, jednak gdy c

Douglas Box of Beauty - październik 2012.

Obraz
Dobra, przyznam się do czegoś. Odkąd dowiedziałam się o istnieniu zagranicznych boxów, zawsze chciałam mieć swój. Gdy wszedł KissBox, prawie go kupiłam. Na pierwszy się nie zdecydowałam, bo za późno chciałam kupić - gdy już nie było. A potem kolejne były coraz gorsze, aż zwinęli interes. Nastąpił GlossyBox. Co miesiąc obserwuję jego zawartość i może w końcu się skuszę. Ale odkryłam istnienie czegoś innego - box Douglasa. W którym dokładnie wiem, co się znajduje. I w końcu, w tym miesiącu, kupiłam. W sierpniu Gia zapoczątkowała moje zainteresowanie tym boxem, we wrześniu nie było nic ciekawego, ale w październiku znalazło się coś, co sprawiło, że kupiłam bez wahania. Kapsułki Elizabeth Arden. Co prawda miałam problemy z kurierem, który wczoraj przyjechał dokładnie w tym czasie, tych dwóch godzinach, gdy mnie nie było w akademiku, a dziś miałam cały dzień zajęcia. Na szczęście zdołałam ten problem rozwiązać. I taka jestem dziś radosna i mam głupawkę cały dzień, że jeszcze nic nie zja

Jennifer Lopez Deseo EDP + KONKURS

Obraz
Nie jestem fanką perfum sygnowanych nazwiskami celebrytów. Zwykle są to słodkie zapachy, których nie mogę znieść. Jednak lubię perfumy. I gdy dostałam Deseo w paczce z USA, ucieszyłam się. Pierwszy niuch był także dość pozytywny. Mamie się nie spodobały ("I dobrze!", pomyślałam). Jednak coś w historii przez nie opowiadanej mi nie pasowało... Deseo zabiera nas w egzotyczną podróż, gdzie jest plaża, palmy i morze. Mnóstwo morza, ocean. I diament połyskujący w słońcu, jakim jest butelka. Świetnie się ją trzyma, jeśli chcemy nią w kogoś rzucić, albo żeby zwyczajnie rozwalić perfumy o ścianę. Doskonale pasuje do dłoni. Spryskanie się nimi sprawia jednak niejaki kłopot, ponieważ bez zatyczki nie leżą już tak dobrze i jeszcze trzeba znaleźć wolny palec, by nacisnąć atomizer... I kształt zalatuje trochę kiczem, gdy nie odbijają się od niego promienie słoneczne. Najważniejszy jest jednak zapach. Choć nie ma w nim kokosa, ja go lekko czuję - może gdzieś w wyobrażeniu obietnicy ty

Zdobycze kosmetyczne.

Obraz
To już drugi z rzędu post z moimi nowościami. Jak już wspominałam, chciałam dać wszystko razem, jednak na rzeczy, które pokażę dzisiaj, musiałam czekać AŻ do wczoraj. Byłam zbyt niecierpliwa, zdecydowanie. Ale cóż poradzić? Ja zawsze jestem niecierpliwa. A ostatnio jeszcze zamknięta we własnych czterech ścianach własnego ciała i nie chce mi się stąd ruszać ani o krok. Dokąd stawiam powolne kroczki? Opowiem Wam o tym wieczorem lub jutro. Wy dzisiaj zapewne przygotowujecie koszyczki do święcenia, układacie króliczki i kurczaczki, otulacie je jajkami... ja tego nie robię. Dziś nawet nosa nie wystawię spoza segmentu (powiedziałabym, że pokoju, ale podejrzewam, że jeszcze milion razy pójdę do kuchni). Pierwsza zdobycz, to wygrany u Kobiety przed 30. zestaw firmy Apart, na który składa się mydło w płynie, płyn do kąpieli oraz żel pod prysznic (bardzo się cieszę, bo mydło mi się akurat kończy i musiałabym kupić nowe, a żeli pod prysznic nigdy za wiele ). Mydło (bo reszty nie otwierałam) ma

Nina Ricci Nina EDP

Obraz
To moje pierwsze perfumy. Dostałam je na osiemnastkę, choć odebrałam pół roku później, bo z lenistwa nie dotarłam do ofiarodawczyni wcześniej. To był jej ulubiony zapach, ja polubiłam Ninę dopiero później. Jak widać na zdjęciach, nie ma swojej słynnej zatyczki - dostałam je już w takim stanie, zostały kupione z outletu Douglasa (sama do tej pory nie wiem, jak dotrzeć w takie miejsce, żeby zdobyć perfumy za ułamek ceny), bez zatyczki i bez pudełka. Moje mają 80 ml i dziś się zorientowałam, że zużyłam ich połowę. Pomyślałam sobie, że będę za nimi tęsknić... bo raczej ich sobie nie kupię, gdy się skończą. Choć będąc w akademiku, odczuwałam ich brak i spryskałam się nimi, gdy tylko wróciłam do domu. Oczywiście te perfumy opowiadają swoją własną historię. Historię bardzo dziewczęcą, kojarzącą mi się z Lolitą. Niewinna słodycz i grzech (przecież to jabłko) czający się gdzieś w nutach zapachowych. Po spryskaniu otula mnie słodycz jabłka - ale nie kwaskowatego, zielonego, tylko czerwonego ni

Chantal Thomass Osez-Moi! EDP

Obraz
Poznałam ten zapach w Sephorze, na parę miesięcy przed maturą. Pamiętam tę wysoką cenę (240zł/30ml, 420/100) i postanowienie: Kupię je, gdy dostanę się na germanistykę! Dostałam się. I kupiłam. Na 40% przecenie. 30ml. Potem nagle zniknęły z Sephory. Ilekroć kogoś pytałam: Wycofali, bo się nie sprzedawały. Ból, smutek, załamanie. Nastąpił Sylwester, minęła północ, przed pierwszą w nocy wchodzę na Allegro - 100ml za 120 zł! Kupiłam. Nawet się nie zastanawiałam. Na samą myśl, że miałyby mi się skończyć, a ja bym ich nie miała, wpadałam w głęboką depresję. W ten oto sposób mam dwie butelki, mniejsza została w domu. Te perfumy (że pozwolę sobie na taki skrót) są bardzo paryskie. Sam zapach tchnie czymś świeżym, ale zakurzonym, niczym Paryż - miasto, w którym stare i nowe zdaje się ze sobą przepychać. Elegancja i ekstrawagancja. Wieża Eiffla i Notre Dame. Balerinki i bagietki. A wieczorem seksowna bielizna i makaroniki. Chantal Thomass to francuska projektantka bielizny. W Pols