Posty

Wyświetlanie postów z kwiecień, 2012

O niemieckiej wsi i wcale nie fioletowych krowach oraz żółtym rzepaku - czyli jak przetrwałam weekend w Wilhelmsaue.

Obraz
Gdy wyjeżdżałam z histerią i niepewnością co do moich dalszych losów, wiedziałam z całą pewnością jedno - wrócę albo wściekła jak osa (gotowa ugryźć każdego, kto się zbliży), albo szczęśliwa i po raz pierwszy od miesiąca zadowolona z życia. Oczywiście miałam rację. I choć bardzo chętnie opowiedziałabym Wam o tym wszystkim już trzy godziny temu, uznałam, że najpierw muszę wykonać następujące czynności: - zjeść coś - rozpakować się - odżywić trochę włosy - nadrobić blogowe zaległości (a było tego mnóóóóstwo, zostało mi jeszcze YouTube) - zgrać zdjęcia (tych z telefonu nie mogłam przesłać, więc w bałaganie na biurku musiałam znaleźć kabel) - zmniejszyć ich rozmiar - znowu coś zjeść - pocieszyć przyjaciółkę - zjeść coś - otworzyć bloga... I oto jesteśmy w tym miejscu. Wracając jednak do wyjazdu. Fotele przed wejściem do Seminarhaus Wilhelmsaue jest wioską oddaloną pół godziny pociągiem od Frankfurtu i godzinę pieszo (samochodem 5-10 minut). Człapaliśmy między rzepakami i wi

Outfit z wampirkiem.

Obraz
Nie sądziłam, że ten dzień nadejdzie, a przynajmniej tak szybko. Okazało się, że już jutro ruszam w tę dzicz, jaką jest niemiecka wieś. I choć mam więcej obaw niż pozytywnych myśli, wydaje mi się, że przeżyję i wrócę do Was cała i (niekoniecznie) zdrowa w niedzielę. Taki jest plan, a że ja do spontanicznych osób nie należę (wszystko musi mieć swój czas na zastanowienie, podjęcie decyzji i zaplanowanie - jeśli chodzi o tempo i skrupulatność moich planów, mogłabym wygrać niejeden konkurs), prawdopodobnie wrócę. Musiałby mnie jakiś wąż zjeść, czy coś, żebym nie była w stanie tego zrobić. Chyba że zamieszczę w swoich planach nie wracanie... ale to już zupełnie inna bajka. Wezmę aparat i nadzieję na chłodną pogodę bez deszczu i drobne słońce (zza białych chmurek). I choćby mnie miało skręcić, zrobię jakieś zdjęcie, coby urozmaicić blog. I jeszcze jedno - po kiego diabła tam jadę? Ano... zajęcia z kreatywnego pisania! Coś, co uwielbiam, ale wolałabym jednak grzecznie, na miejscu, we Frankfur

Dostałam paczkę.

Obraz
Pół godziny temu (gdy już od kilku godzin przestałam się spodziewać poczty) przyszła mi paczka. A że lubię dostawać różne rzeczy, nie zdążyłam wsiąść do winy i już zaczęłam rozbebeszać karton. Wiedziałam, co w nim będzie, ale i tak nie mogłam się powstrzymać. I nawet nie wiem, co napisać. Bo się taaak cieszę i zajadam czekoladą. Torebka i kosmetyki to prezent za zorganizowanie konkursu na moim drugim blogu. A słodycze od mamy jako dodatek. W paczce były także cztery książki, ale one jutro pojawią się na Alinie , więc tu ich pokazywać nie będę. Jeśli będziecie chcieli je zobaczyć, sprawdźcie jutro w godzinach popołudniowych. Torebka jest diabelnie ciężka. Przyzwyczaję się, bo bardzo mi się podoba. Udało mi się ją także zlokalizować w Internecie na etorebka . Kosmetyki... jak na 100% naturalne zawierają w sobie naprawdę dużo parabenów i oleje mineralne. Wg mnie to jest wyznacznik czegoś przeciwnego do naturalnego. Ale zobaczymy. Wyjeżdżam na weekend, więc zabiorę masło do ciała, bo o

O Warszawie i czasie.

Obraz
W grudniu byłam w Warszawie. I choć minęło już prawie pół roku, wydaje mi się, jakby minął najwyżej miesiąc. I może nawet nie przypomniałabym sobie o tym wyjeździe (choć w jakiś sposób cały czas pamiętam), gdyby nie to, że chciałam skopiować zdjęcia outfitu z aparatu i mój wzrok natrafił na ten folder. Przejrzałam i przypomniałam sobie, że chyba miałam coś o tej wyprawie napisać, a chyba tego nie zrobiłam. I naszło mnie coś innego. Popatrzyłam na siebie sprzed pół roku i poniekąd wydałam się sobie samej obca. Ta dziewczyna, która była w Warszawie, to nie ja. A może jakaś tylko wersja mnie. Młoda, radosna, znudzona, zmęczona, nieaktualna i z chorym żołądkiem. Czas mija, a życie przecieka mi między palcami. Myślę sobie: To dobrze, studia szybko miną i wrócę do Krakowa. A potem: Cholera, będę musiała w końcu zacząć rządzić własnym życiem, a nie pozwalać mu się leniwie toczyć. Będę musiała znaleźć pracę, najlepiej wynieść się z domu i stać się dorosła. Bo najgorsze jest to, że czuję si

Quote of the day.

Obraz
"Po prostu myślę o kwiatach i wywieraniu wrażenia. To naprawdę dziwny zwyczaj, żeby dostarczać organy płciowe roślin ludziom, którzy nam się podobają. O co właściwie chodzi? Trudno go uznać za normalną oznakę pozytywnych uczuć." "Córka burzy" Richelle Mead, str. 37

Parę słów o wczorajszym Berlinie.

Plany: - poznać Berlin w tych częściach, których nie znam i trzymać się z daleka od Mitte - zjeść coś Wykonanie: - szwędanie się po Alexie (spożycie mrożonego jogurtu z musem z mango), a następnie New Yorkerze na Alexanderplatz - S-Bahn na Friedrichstr. - sushi - Burger King - spóźniony dziesięć minut pociąg I wciąż niedosyt po jedzeniu. A następnie objadanie się mrożoną pizzą we Frankfurcie. Czuję się trochę zbyt na poziomie nastolatek, których jedynym zainteresowaniem są centra handlowe i fast foody. Postanawiam się poprawić. Doświadczenia z wycieczki: - już wiem, że The Body Shop wcale nie jest tak fajny jak się zapowiada - Chanel nr 5 śmierdzi nawet po kilku godzinach na mojej skórze - mrożony jogurt jest pyyycha - pierożków w Ishinie dają za mało, a sos jest za ostry - nie wolno płacić pięciocentówkami, bo to nieuprzejme (to nie ja, to V.!) - w Berlinie zawsze pada, gdy mnie nie ma na zewnątrz - w Berlinie jest zimniej niż we Frankfurcie - blondie jest za ma

Outfit black&white cat.

Obraz
Choć tytuł postu może wskazywać inaczej, mój strój jest bardzo stonowany. Ale to widać. Jedynym szaleństwem, na jakie sobie pozwalam, jest nie założenie żadnej bluzki pod ten dziurawy sweter. I tak go lubię. Nawet kłóciłam się z mamą, do której będzie należał i wygrałam w tym starciu. I moje nowe spodnie, które szczerze pokochałam, choć nie obeszło się bez problemu. Chciałam czarne, jednak na wieszaku nie widziałam, a te miały rozmiar 25. W końcu zdecydowałam, że zmierzę, a sprzedawczyni powiedziała, że ma jeszcze czarne w rozmiarze 26. Oczywiście poszłam zmierzyć. W czarne nie udało mi się wcisnąć, a w te mniejsze weszłam bez problemu.Ale jeśli ktoś powie, jaka to jestem chuda, nie ręczę za siebie. Bo jak widać, jestem za gruba na większy rozmiar! A tłuszcz na tyłku i tłuszcz na brzuchu to dwie różne rzeczy. Ostatnio za dużo czasu spędzam w Internecie i chodzę nieprzygotowana na zajęcia. Wczoraj zjadłam całą tabliczkę czekolady, a później jeszcze owoce i pięć kanapek. W międzyczas

Quote of the day.

Den Schritt von der Leidenschaft zur großen Liebe habe ich nie gewagt. Stattdessen habe ich mir Arroganz und Härte und Stolz antrainiert, beschlossen, nie etwas zu empfinden. Ich habe nie geliebt. Angelika Schrobsdorff w wywiadzie dla Stern.de W moim nędznym tłumaczeniu: Nigdy nie odważyłam się na zrobienie kroku od namiętności do wielkiej miłości. Zamiast tego wyćwiczyłam w sobie arogancję i twardość i dumę, postanawiając nigdy niczego nie poczuć. Nigdy nie kochałam.

Niekryta Marchewka.

Obraz
Dziś trochę mi się nudziło. Czekałam, aż w Internecie pojawi się "Prawo Agaty" i tak sobie weszłam na Youtube, gdzie w wybranych dla mnie filmach znajdował się Niekryty Krytyk. Ostatnio, gdy go odkryłam, spędziłam na nim... dużo godzin. Następnie porzuciłam na trzy tygodnie, aż dziś - nierozsądnie - trafiłam tam znowu. I tak od godziny czternastej do osiemnastej oglądałam Przemyślenia Niekrytego Krytyka. Słyszał ktoś mój rżący śmiech? Mam wrażenie, że mój poziom intelektualny spada. Cóż jednak poradzę na to, że limitu bezsensu jeszcze nie przekroczyłam? Wracając jednak do marchewki. Kupiłam dziś marchewkę (dużą marchewkę) i postanowiłam ją zjeść (chyba drugi filmik NK). Obrałam ją i poszłam do łazienki umyć ręce. Tam też w lustrze zobaczyłam siebie z tą marchewką w ustach... i gdyby nie ona, umarłabym tam ze śmiechu. A że komuś obiecałam ostatnio, że następnym razem, gdy zajrzę (świadomie) do lustra, zrobię sobie zdjęcie i wrzucę na bloga, nie mogłam nie dotrzymać obietnicy

Naked.

Obraz
No words needed.

Spontaniczny KONKURS błyskawiczny. [Zakończony]

Obraz
Do wygrania balsam do ust Alverde , który osobiście uwielbiam i polecam z całego serca. W Polsce niedostępny. Co trzeba zrobić? Odpowiedzieć na pytanie: Co do diabła znajduje się na tym zdjęciu? Osoba, która jako pierwsza udzieli prawidłowej odpowiedzi wygrywa. Z konkursu wykluczone są następujące osoby: Gia , Vocalna, ja i moja mama. Choć ta ostatnia nawet tego bloga nie czyta i pewnie nie kojarzy, o czym wczoraj rozmawiałyśmy.

Konkurs z Alverde.

Obraz
http://siempre-la-belleza.blogspot.com/2012/04/wiosenne-rozdanie-ekologiczne.html Moje rozdanie w tej tematyce nastąpi w maju :)). A na razie polecam wzięcie udziału w powyższym konkursie. Później wrócę do Was z własnym postem.

Monochromatycznie i trochę o pielęgnacji.

Obraz
Ostatnio brakuje mi sił i energii. Coś we mnie kipi, ale nie wiem co. I tak się plątam od jednego punktu do drugiego. Pogoda nie pomaga. Deszcz, szaruga. Nie lubię słońca, ale ostatnio jestem trochę zbyt słaba i przyznaję, że odrobina (byle nie za dużo) by mi się przydała. Monochromatycznie - bo ostatnio ubieram się na czarno. Bądź w bardzo ciemne szarości. Bądź w mój bardzo ciemno brązowy płaszcz (wydaje się czarny, gdy jest niedostatek światła). Dziś założyłam najróżowsze, ale tylko dlatego, że jest zimno, a ja od paru dni się trzęsę. Może będę chora? W ciemności (akademikowego korytarza) Frankfurt (w oczekiwaniu na zielone światło) Frankfurt (w oczekiwaniu na tramwaj) Ostatnio też zaczęłam używać kremu BB firmy SkinFood Aloe Sun SPF20 PA+. Jest to próbka 1 ml i wystarcza na trzy użycia, co zdołałam już odkryć. Dziś jest mój drugi dzień. Już mam pewne spostrzeżenia. 1. Nareszcie nie martwię się, że wychodzę na ulicę z moją okropną, zapryszczoną, naczynkową i zaczerwieni

TAG : Bez czego nie zasnę, czyli co trzymam obok łóżka

Obraz
Mój pierwszy TAG, który "przywłaszczyłam" sobie od Nissiax83 :). Zasady: 1. Napisz kto Cię otagował i opublikuj zasady zabawy. 2. Wymień rzeczy, które zawsze znajdują się obok Twojego łóżka, np. na szafce nocnej. Jeśli chcesz, możesz także zamieścić zdjęcia. 3. Zaproś do zabawy 5 lub więcej innych blogerek.  Nie posiadam szafki nocnej, więc korzystam z dobrodziejstw krzesła, gdy nie posiadam akurat współlokatorki (gdy jakaś się pojawia, zwykle mam mobilną szafkę nocną, która się pojawia, gdy ja jestem w łóżku). Obowiązkowo znajdują się na niej: Komputer. Ostatnio próbuję spać bez jego towarzystwa, jednak jest ciężko, muszę to przyznać. Telefon. W końcu jest moim budzikiem i zegarkiem, bez niego się nie obejdę. Balsam do ust. Obecnie niezadowalająca mnie Balea. Marzę, by się skończyła, żebym mogła wrócić do Alverde. Niezbędna na okresy, w których usta mi wysychają. Gumka do włosów. Gdy denerwuje mnie, że moje kłaki wchodzą mi do ust i oczu.   Krem do rąk. Na cza

Przegląd filmowy - oscarowo, bajkowo, ekranizacyjnie, nietypowo.

Obraz
Ostatnio miałam fazę na książki i cały czas coś czytałam, a za obejrzenie filmu nie mogłam się zabrać. Wielkanoc to wszystko odwróciła i książkę odkładałam po kilku stronach, żeby zagłębić się w jakiś film. I oto, co udało mi się zobaczyć. Anastasia/Anastazja (1997) Koniec dynastii Romanowów, Rasputin i zaginiona księżniczka. Mroźny Petersburg, magia i podróż do Paryża w poszukiwaniu wspomnień. Kreskówka, a tak... emocjonalna. Jak chyba wszystkie. Jednak ta wydaje mi się o tyle bliższa, że bazuje na prawdziwej historii, choć sporo ją przeinacza, by nadać jej baśniowego wymiaru. I jak po obejrzeniu nie chcieć poznać historii prawdziwej Anastazji? Ja już ją znam z książki "Parada blagierów" Ireneusza Pawlika. Któregoś dnia może Wam pokażę, co tam ciekawego napisali. Jeśli ktoś (tak jak ja) jakimś cudem zdołał wcześniej nie poznać "Anastazji", serdecznie zachęcam. Może nie jest to perfekcyjna i polana grubą warstwą lukru produkcja Disney'a, ale wciąż urzekają

Muzyka na dziś.

Obraz

Samotne śniadanie wielkanocne.

Obraz
W domu zostałabym brutalnie obudzona i wyciągnięta z łóżka, żeby zjeść "rodzinne" śniadanie. Dostałabym zimne jajka ugotowane dwa dni wcześniej na twardo, herbatę z cytryną (zapewne nieposłodzoną) i mięso do kanapek domowej roboty (powiedziałabym "wędliny", ale one moim zdaniem wymagają wędzenia), kawałek zielonego jabłka, pomarańczę i pewnie jakieś uświęcone słodycze. Cokolwiek się znalazło w koszyku. Dziś jednak jestem sama. Miałam jajka - na miękko. Herbatę - bez cytryny i bez cukru, za to z jakimiś goździkami. I kanapki - jedną z salami, a drugą z wędzonym łososiem. Pomarańczy nie chciało mi się obrać, więc nie ma. Mój posiłek nie był poświęcony, ale smaczny. Teraz nadeszła pora obiadowa. Pierogi z wiśniami właśnie się gotują. To chyba najdziwniejsza Wielkanoc w moim życiu. A nie, u mnie Wielkanoc zawsze jest mniej lub bardziej dziwna... A ta w dodatku przejdzie bez czekolady, która bezczelnie skończyła mi się wczoraj. Smacznego!

Zdobycze kosmetyczne.

Obraz
To już drugi z rzędu post z moimi nowościami. Jak już wspominałam, chciałam dać wszystko razem, jednak na rzeczy, które pokażę dzisiaj, musiałam czekać AŻ do wczoraj. Byłam zbyt niecierpliwa, zdecydowanie. Ale cóż poradzić? Ja zawsze jestem niecierpliwa. A ostatnio jeszcze zamknięta we własnych czterech ścianach własnego ciała i nie chce mi się stąd ruszać ani o krok. Dokąd stawiam powolne kroczki? Opowiem Wam o tym wieczorem lub jutro. Wy dzisiaj zapewne przygotowujecie koszyczki do święcenia, układacie króliczki i kurczaczki, otulacie je jajkami... ja tego nie robię. Dziś nawet nosa nie wystawię spoza segmentu (powiedziałabym, że pokoju, ale podejrzewam, że jeszcze milion razy pójdę do kuchni). Pierwsza zdobycz, to wygrany u Kobiety przed 30. zestaw firmy Apart, na który składa się mydło w płynie, płyn do kąpieli oraz żel pod prysznic (bardzo się cieszę, bo mydło mi się akurat kończy i musiałabym kupić nowe, a żeli pod prysznic nigdy za wiele ). Mydło (bo reszty nie otwierałam) ma

Olejek z Alverde i o tym, jak jest obrzydliwie nudno.

Obraz
Ja nie wiem, czy tylko moje życie w ostatnich dniach jest tak obrzydliwie nudne, czy może ktoś inny też tak ma. Ale jest. Nie da się temu zaprzeczyć, choćbym bardzo chciała. Wczoraj były zajęcia, a dziś spędziłam na nich tylko czterdzieści minut. I koniec. I święta. I wolne. O matko. Nawet recenzyjnych książek nie mam na tyle dużo, by mi wystarczyły. Czytam, nadrabiam filmy. I jakoś żyję. Miałam się dzisiaj pocieszać zakupami, ale kupiłam tylko jedną rzecz, która na pewno spodoba się połowie polskiej blogosfery poświęconej urodzie. Olejek z czarną porzeczką i paczulą z Alverde, który tak ładnie pachnie! Moja oliwka z Hipp się kończy (taka ociupinka została na dnie), więc tym razem zaprzyjaźnię się z Alverde, które powoli opanowuje moją łazienkę (emulsja do mycia twarzy, odżywka do włosów i resztka mojego balsamu do ust). Zresztą w maju zrobię rozdanie z tym olejkiem, bo wiem, że wiele osób go chce, ale w Polsce jest niedostępny. Taak, w maju będę bardziej hojna niż zwykle, gdy jeste

Nail polish Manhattan 52B Quick Dry

Obraz
Lubię lakiery tej firmy. Mam ogromny sentyment. Pewnego dnia szukałam jasnoróżowego, ale tak ładnie patrzył na mnie ten śliczny odcień nude, że go wzięłam. Kolor: W opakowaniu bardzo ładny. Na paznokciach następująco: Jedna warstwa: wyrównuje koloryt płytki, ale może pełnić funkcję lakieru bezbarwnego. Dwie warstwy: trochę bardziej widoczny, jednak robią się smugi. Trzy warstwy: wciąż niepełne krycie i jeszcze więcej smug. Bez lakieru Jedna warstwa Dwie warstwy Trwałość: Jedna warstwa potrafi wytrzymać nawet do tygodnia mojego niemiłosiernego mycia rąk tysiąc razy dziennie i pięć razy dziennie zmywania naczyń w tej okropnej wodzie w akademiku. Dwie warstwy bez uszczerbku wytrzymają ok. trzech dni, mogą się ewentualnie odrobinę zetrzeć na końcach paznokci. Trwałość jest zdecydowanie zdumiewająca. Obietnice producenta, a rzeczywistość: Wysycha w zaledwie 60 sekund - nieprawda, ponieważ zajmuje mu to około dwudziestu (co, jak podejrzewam, jest przyczyną smug); dług