Posty

Wyświetlam posty z etykietą o teatrze

Poczuj rytm! (Albo zgiń).

Obraz
Podobno każdy ma poczucie rytmu i co to za bzdura, że ktoś nie ma? Wsłuchaj się w muzykę i zaraz załapiesz! Wiecie, jak bardzo mnie denerwuje, gdy słyszę coś takiego? Mam przyjaciółkę, która jest muzykiem. Któregoś pięknego dnia wybrałyśmy się na koncert i ona umierała ze śmiechu, widząc, jak kiwam głową. Muzycy skończyli grać, a ja dalej. Ochrona się ze mnie wyśmiewała! Ja się nie przejmowałam. Cóż ja na to poradzę, że w głowie słyszę własną muzykę, która jest niekompatybilna z prezentowaną na scenie? Nawet poradniki rytmu mi nie pomagały. Świat swoje, ja swoje. I tak sobie żyłam przez dwadzieścia lat... Potem trafiłam do teatru. Oczywiście ja - naiwna, głupia i niewykształcona marzycielka - nie zdawałam sobie sprawy, ze teatr składa się w zasadzie wyłącznie z rytmu. Rytm słów, rytm ruchu, rytm wewnętrzny postaci, a także rytm relacji między aktorami. Postawcie na scenie taką sierotę jak ja i od razu coś się nie zgadza. Bo to na scenie zamiast postaci biega Alina w swoim rytmie, al

Modelka do aktów, czyli rozbieranie się dla pieniędzy.

Obraz
Zimy wciąż nie było, więc śnieg topnieć nie mógł, ale topniały moje oszczędności, znaczy pieniądze zarobione na naszej bajce bożonarodzeniowej. Ja, finansowy kłębek nerwów, nie wiedziałam, co ze sobą podziać. I tak złapała mnie znajoma i mówi, że ma dla mnie propozycję pracy. Nietypowej i nie jest pewna, czy to coś dla mnie. W końcu wypowiada to na głos, a w mojej głowie ruszają wszystkie trybiki, wyliczenia i inne te rzeczy, które składają się na decyzję. No to pozostało tylko przekonać mojego Niemca. Bo ja byłam na "tak", z mocno ściśniętym gardłem, ale wciąż na "tak". Mój Niemiec dostał jakąś godzinę na zastanowienie się i wciąż niezadowolony z tego pomysłu - zgodził się. Myślę, że pomogła wizja, że to on będzie musiał płacić cały czynsz. Dodał tylko, że jeśli ja czuję się z tym komfortowo. Komfortowo? Ja?! Od zawsze mam problem z nagością. Istnieje wiele czynników, które wywołują we mnie zabójczy niemal stres, ale myśl, że miałabym się rozebrać przed grupą ob

Spacer nad Odrą i pożegnanie z teatrem.

Obraz
Siedzę w domu już od miesiąca. Nosi mnie i nie mam co ze sobą zrobić. Siedzenie całymi dniami przed komputerem to katorga. Mam już dość. Domu, siebie, świata. Chcę coś robić, ale powoli zauważam, że brakuje mi motywacji do czegokolwiek. Ledwo staczam się z łóżka każdego dnia. Wczoraj się zwyczajnie wkurzyłam i postanowiłam, że idę biegać - czy mi się to podoba czy nie! Z tego biegania wiele nie wynikło, bo po czterech i pół kilometra uznałam, że nie dam rady, więc przerzuciłam się na interwały, ale po niecałym kilometrze stwierdziłam, że i tego mi się nie chce. Usiadłam zatem na słupku i wpatrywałam się w Odrę, przeganiając latające dookoła mnie owady. I tak sobie rozmyślałam. O teatrze, o przyszłości, o przyjeździe mojej przyjaciółki w przyszłym miesiącu, o naturze, strefie komfortu, o sobie. Puściłam kilka kaczek na wodzie. Nie wyszłam poza trzy odbicia, a potem skończyły się płaskie kamyki i tyle z tej rozrywki. Zastanawiałam się, czy rośnie tam czosnek niedźwiedzi (w tym roku ja

Nadszedł ten czas...

Obraz
I nareszcie nadszedł ten czas. Czas, na który czekałam niemal rok - po raz kolejny czas teatru trzydzieści godzin na dobę, czas występów dwa razy dziennie i wstawania o czwartej nad ranem. Nadszedł ten gorący okres w roku, który tak naprawdę zaczął się w listopadzie - wraz z próbami. Czasem trwającymi od rana do nocy, przerywanymi innymi projektami. W listopadzie mieliśmy łącznie cztery premiery. W grudniu zajmujemy się na szczęście niemal wyłącznie naszą bajką bożonarodzeniową, która premierę miała w niedzielę. Cieszyć się, czy płakać? Sama nie wiem. Potrafię robić obie rzeczy jednocześnie. Skakać z radości i wpadać we frustrację. To chyba część tego całego zamieszania. Nie wiem, jak w zeszłym roku udało mi się to pogodzić ze studiami. To chyba jakiś klon czy inna kropla astralna... W każdym razie moje milczenie nie wynika z mojego lenistwa, lecz pracowitości. Mogą o tym powiedzieć moje włosy - codziennie farbowane trzema różnymi farbami w sprayu. Już rozważa

Moje ulubione hobby.

Obraz
To było trudne. Są trzy rzeczy, które absolutnie kocham i tak naprawdę nie pozostają one jedynie w sferze hobby, bo po części traktuję je jak pracę, bądź nią faktycznie są. Na szczęście w dużej mierze się ze sobą łączą i w ten sposób mogę Wam o nich krótko opowiedzieć. Od zawsze kochałam czytać, kolekcjonować książki i pogrążać się w ich świecie. Nigdy się to nie zmieniło. Moim dziecięcym marzeniem było również aktorstwo, które obecnie praktykuję na scenie małego teatru we Frankfurcie nad Odrą i jest to obecnie moja (wybitnie kiepsko - czyli zazwyczaj zerowo - płatna) praca. Traktuję to obecnie jako etap w moim życiu, niemniej nie potrafiłabym się ze sceną rozstać na zawsze. Kocham to. Książki jednak wiążą się z czymś innym - blogowaniem. Piszę o nich od prawie sześciu lat, część z nich to egzemplarze recenzyjne, część moje własne, ale w trakcie lektury zawsze myślę o tym, jak ujmę to w słowa. Czytanie, blogowanie i aktorstwo to moje hobby, to moje pasje i moje prace. Porzucenie któ

Z życia w teatrze: Co robi ze mną rola?

Obraz
 Tylko nie utknij w tej roli na zawsze - mówi ciągle F. Wprawdzie zwykle nie do mnie, ale i ostatnio w moim kierunku spogląda podejrzliwie, gdy coś odwalę. Ma rację. To święta prawda. Rola po jakimś czasie przestaje być strojem, który zakłada się i zdejmuje w zależności od potrzeby, ale jest tatuażem - trzyma się skóry i nie puszcza. Czasem jest to zwykły tatuaż z henny, który zejdzie po jakimś czasie, czasem zwykły z gumy do żucia, który wytrzyma dwa dni, a czasem zostaje na zawsze i trzeba ponosić konsekwencje własnej decyzji... Nie wierzę, by istniał dobry aktor, na którego jego rola nie ma wpływu. By poczuć daną postać, trzeba ją poznać, zaprzyjaźnić się (bądź ją znienawidzić) i ponosić w sobie. Czasem trzeba wyciągnąć przeżycia z własnej przeszłości, bądź przepracować teraźniejszość, lub też obmyślić teoretyczną przyszłość dla siebie, by dopasować poszczególne elementy do charakteru postaci. A czasem trzeba zrobić coś, o co się siebie nigdy nie podejrzewało. Przekroczyć gr

Nieszczęścia chodzą parami, czyli całkowita dezorganizacja życia.

Obraz
Czuję się właśnie tak, jak wyglądają moje nieszczęsne konwalie... Zwykle mogłam się pochwalić ogólnym ogarnięciem. Mojego życia, życia mojego Niemca, życia moich przyjaciół, a do tego wszelakich innych rzeczy, które spadały na moją głowę. Ostatnio mi coś jednak nie wychodzi. Na głowę spadło mi coś, o czym wiedziałam, że nastąpi, ale nie spodziewałam się, że muszę to robić już teraz . Zostałam zmuszona do rozpoczęcia mojej pracy licencjackiej. Wszystko byłoby dobrze, gdyby pierwsze dziesięć stron nie napadło na mnie tuż przed weekendem majowym, który to miałam zapchany. Potem kolejny tydzień, który był przeplatanką teatru i migreny (lub obu rzeczy na raz), z którą zmagałam się ładnych kilka dni. Potem weekend - zajęcia. I warsztaty w teatrze z pewną litewską grupą (uczniów jedynej prywatnej szkoły aktorskiej w Wilnie). Ani jednej wolnej minuty do bardzo późnych godzin wieczornych w niedzielę. I tak nastąpił poniedziałek, kiedy to udało mi się napisać pół strony, po tym jak już

Ulubieńcy kwietnia.

Obraz
 1. Kosmetyki. Od paru miesięcy zabierałam się do kupna pudru. Wprawdzie miałam (mam) bodajże perłowy z Biochemii Urody, ale mnie podrażnia, o czym się przekonałam, czując niemiłe pieczenie oczu. Puder mineralny Alverde o kolorze 01 Pocelain. Jest odrobinkę kryjący, więc wyrównuje trochę koloryt twarzy, nie odnotowałam żadnych działań niepożądanych (może poza moją własną nieumiejętnością niezasyfienia wszystkiego, gdy go używam). Jestem w nim zakochana. Potrafię go używać co drugi dzień, a przecież cały świat doskonale wie, że ja i makijaż to jak pies i jeż - podejdzie, ale się nie zaprzyjaźni. Ale ten jeż traci ostatnio kolce. No i muszę dodać, że ładnie matuje, a do tego jest niedrogi (2,95 euro? Chyba, nie jestem pewna, no, może 3,95).  2. Lifestyle. Była Wielkanoc, był teatr, była Kukułka i było malownicze zemdlenie na scenie - czegoż więcej chcieć?  3. Moda. Najpiękniejsze balerinki świata. Tak ładnych jeszcze nigdy nie miałam. Kupiłam je w CCC, przeżyły już biegani

Historia różu - historia pewnego marzenia.

Obraz
Już w przedszkolu moim marzeniem był róż. Nie róż jako kolor (którego z zasady przez jakieś dwadzieścia lat mojego życia nie lubiłam - tak, też przeszłam przez fazę pt. jestem-taka-mroczna-czerń-to-jedyny-słuszny-kolor), ale róż jako kosmetyk. Co mnie w nim fascynowało? Nie wiem. Jakiś taki księżniczkowy był. Kojarzył mi się nieodmiennie z dorosłością i bardzo chciałam go mieć. Problem był jeden, a może kilka - moja mama nie używała nigdy różu, więc kraść go nie mogłam, a na kupno się nie odważyłam, bo to taka dorosła rzecz (przy czym w wieku dziesięciu lat nie miałam problemów z pójściem do drogerii po jasnoróżową perłową szminkę Pierre Rene, czy lakier do paznokci, albo cień do powiek Inglota - którego notabene właściwie nie używałam, ale mam ten obraz w głowie). Przeszłam przez etap wieku nastoletniego i inne kosmetyki (jakieś kredki do oczu, pudry, korektory), ale jakoś zapomniałam, że zawsze chciałam różu. A może wciąż nie miałam odwagi go kupić? Przecież gdzieś w mojej głowie c

Z życia w teatrze: The show must go on, czyli sytuacje krytyczne na scenie.

Szczerze nie zamierzałam pisać tego posta. Jak już coś, powinnam była to zrobić w grudniu, ale uznałam, że w moich czytelnikach przerażenia (względnie obrzydzenia) wywoływać nie chcę. Życie na scenie nie jest takie, jak wiele osób sobie wyobraża - nie wchodzi się w sterylnie czystą i bezpieczną bańkę mydlaną. Tutaj nigdy nic nie jest w stu procentach idealne. Aktorstwo to niebezpieczny zawód - niebezpieczny i trudny. Ale czy z perspektywy widza można się tego domyślić? Nie pisałabym o tym, gdyby dziś nie przydarzyła mi się okropna sytuacja. Może słowem wstępu dodam, że na scenie nie ma półśrodków - stracisz głos, musisz grać; złamiesz nogę, grasz dalej; umrzesz, the show must go on . Po prostu idziesz dalej i udajesz, że nic się nie stało. Liczy się tylko gra - prywatne problemy nie mają znaczenia. Owszem, czasem się zdarzy, że z jakiegoś powodu przerwie się przedstawienie, ale ja tego nie przeżyłam i nie słyszałam, by z powodu jakiegoś wypadku na scenie ktoś po prostu powiedział,

Mediolan - pierwsze wrażenia: Włosi, teatr, jedzenie, wiosna.

Obraz
Wywiało mnie na dwa dni do Mediolanu. Wszystko byłoby cudownie, gdybym jednak faktycznie wyjechała na urlop, a nie - bądź co bądź - do pracy. Pojechałam z teatrem z "Chorym z urojenia" Moliera, którego graliśmy w jednym z mniejszych mediolańskich teatrów. Zresztą ten "mniejszy" teatr jest dużo większy od naszego. Czasu też wiele nie mieliśmy - przylecieliśmy we wtorek wieczorem, w środę graliśmy (czyli całe popołudnie i wieczór spędziliśmy w teatrze na przygotowywaniu siebie, sceny i oświetlenia do występu), a w czwartek wieczorem mieliśmy samolot powrotny do Berlina. I gdzie tu znaleźć czas na przeżywanie miasta? Szczególnie że Mediolan ma w sobie pewne surowe antyczne piękno. Lokum, które nam przydzielono, nie powalało. A może właśnie powalało tym, jak mało było przyjemne. Pierwsze wrażenia były naprawdę fajne. Duża przestrzeń, dwa podwójne łóżka, dwa pojedyncze. Potem ktoś powiedział, że nie ma prysznica. Ja już wpadłam w panikę i powiedziałam, że chcę do domu.