Posty

Wyświetlanie postów z wrzesień, 2014

Luksus bycia nieosiągalnym.

Obraz
Nie ma mnie.   Poszłam się szukać.  Jeśli będę z powrotem, zanim wrócę,  powiedz mi,  że powinnam na mnie czekać. Dwa tygodnie temu zepsuł mi się telefon. Rozmawiałam z moją mamą, rozłączyłam się i poszłam do sklepu. Niecałą godzinę później chciałam sprawdzić, która godzina, ale ekran odmówił współpracy. Wzdycham, wyjmuję baterię - dalej to samo. Wzdycham, ponawiam czynność - nic się nie dzieje. Wzdycham, rzucam telefonem o podłogę w DM - oprócz odwróconego w moją stronę wzroku innych klientów i dodatkowo pękniętego ekranu żadnych oznak życia. Nie popłakałam się, że nie mam telefonu. Raczej zestresowałam, że jeśli zaraz natychmiast nie będę miała nowego, moja rodzina mnie zlinczuje, gdy będą dzwonić, bo im się to nie uda. Gdzieś na granicy świadomości pomyślałam, że będę tęsknić za Instagramem i co ja zrobię bez mojego kalendarzyka menstruacyjnego (w końcu on zawsze mnie ostrzegał, kiedy mam dostać okresu! Już nie umiałam bez niego żyć!). Poza tym się nie przejęłam. Niem

Oswajamy jesień! Uzupełniłam zapasy herbat.

Obraz
Zaraz mi ktoś jeszcze powie, że to wszystko to nie herbaty. Obok herbaty to może i stało, ale z całą pewnością nią nie jest. W takim razie uzupełniłam zapasy ziółek i owocowych naparów. Pewnie byłaby to herbata, gdyby nie mój niedobór żelaza o bliżej nieokreślonym stopniu. Bądź co bądź uzupełniłam i mogę pić. U nas w domu zawsze musi się znaleźć tak miła dla układu trawiennego herbatka z koperkiem, kminkiem i anyżem. A do tego jakaś kolejna ziołowa kompozycja. Bardzo lubię herbaty Alnatura, są tańsze niż Yogi, ale mają mniej natarczywe smaki (w Yogi nieustannie denerwuje mnie używanie lukrecji, która dominuje każdą ich herbatę i wszystkie smakują mniej więcej tak samo) i są bardziej zróżnicowane.  Ostatnio odkryłam też inną markę, Suvi, która zaintrygowała mnie swoim "balsamem na duszę", czyli pomarańczą, imbirem i wanilią. Pyszna herbata, cudowna na jesienne wieczory. Obok niej stoi "tureckie jabłko", którego nie piłam, ale mój Niemiec twierdzi, że smaku

Oswajamy jesień! Moje umilacze kąpieli.

Obraz
W Oswajaniu Jesieni był to niemal od początku jeden z moich ulubionych punktów. Nawet jeśli na kąpiele jestem ostatnio zbyt leniwa, zmęczona, czy wyraźnie nie mam czasu. Nie mam czasu na relaks! To wręcz przestępstwo. Niemniej tak jest i muszę sobie z tym radzić. W każdym razie niemal wraz ze startem wyzwania kupiłam sobie żel pod prysznic. W końcu myję się nim zarówno pod prysznicem, jak i podczas kąpieli. To taka droga na skróty. Pomarańcza (a właściwie jej kwiat, choć i owocem nie pogardzę) jest moim ulubionym zapachem i od razu po nią sięgnęłam. Potem w DM zaopatrzyłam się w olejek do kąpieli (mam dużo soli, ale bezzapachowej i czasem trzeba to czymś uzupełnić), ten pachnie lekko migdałowo, ciepło i przyjemnie, ale nie słodko. Chętnie go używam razem z moją solą. Któregoś dnia wybrałam się do Berlina i poszłam do Lusha. Mój pierwszy bubble bar Somewhere Over The Rainbow (lubię tęczę, a to cudo ma w sobie kwiat pomarańczy). Wprawdzie uważam rzeczy z Lusha za przesadnie drogi

Co noszę w mojej torebce?

Obraz
Już od dawna zamierzałam podzielić się z Wami chaosem w mojej torebce, ale ciągle to odwlekałam. Albo nie miałam czasu, albo wychodziłam w danym momencie z założenia, że po co to komu, albo byłam tuż przed zmianą torebki i nie było sensu pokazywać tej starej rozwalającej się. Potem znowu brak czasu i jakoś się to kręciło od ponad roku. Gdy już byłam tuż przed zrobieniem posta na ten temat, doszłam do wniosku, że filmik byłby lepszy. Bo albo wywalę wszystko na podłogę i sfotografuję, albo poukładam ładnie w rządku i udam, że jestem taka zorganizowana i porządna. Nie, moja torebka to śmietnik. Przy okazji w trakcie kręcenia tego filmiku ją posprzątałam. A co do kwestii czekolady, którą tam poruszam, powiem jedno - teraz wszystko jest tak, jak należy. Życzę Wam dobrego humoru podczas oglądania. A ja chyba nigdy nie byłam w trakcie nagrywania tak niezdrowo opanowana. To znaczy, że wyczyniałam wybitnie mało głupot. Chyba nawet tym razem jestem jedynie na granicy komp

Rzeczy, bez których nie mogę żyć.

Obraz
 W zeszłym tygodniu znaleziono bombę w budynku niemal naprzeciwko i nas ewakuowano na czas rozbrajania. To był moment, gdy zaczęłam się zastanawiać, co chciałabym uratować z mieszkania, gdybym tam nie miała już nigdy wrócić, bo wyleciałoby w powietrze. Wtedy też uświadomiłam sobie, że tak naprawdę wiele nie potrzebowałam. Miałam mojego Niemca u boku i po co ratować cokolwiek? Znalazło się jednak parę rzeczy. Leon i Ottopus . Moje kochane pluszaki od mojego Niemca, które są dla mnie jak dzieci i byłoby mi bardzo smutno, gdybym musiała przejść przez życie bez nich. Są dla mnie bardzo ważne, nawet jeśli Wy uznacie to za skrajną głupotę.   Moja pralka . O tak! Mój Niemiec ma zakaz jej dotykania. Dostałam ją w zeszłym roku jako prezent świąteczny od jego taty. Właśnie podpisaliśmy umowę o mieszkanie i trzeba było je urządzić. Dla mnie mogło tam nic nie być, ale pralka musiała. Gdyby była mniej ciężka, to pewnie i rozważyłabym wyniesienie jej, żeby ochronić przed potencjalnym wybu

5 ulubionych blogów i dlaczego je czytam.

Obraz
 To moje najświeższe odkrycie wśród blogów kulinarnych. Chilifiga to blog o zdrowym żywieniu, z ciekawymi tekstami przed przepisami i samymi daniami, które zwykle zjadłabym ze zdjęcia. Czasem zdarza mi się coś z tego ugotować. Sytuacje z życia autorek są zabawne i są wisienką na torcie całego bloga. Marzy mi się ich książka kucharska, kto mi kupi?  Zaczęłam od oglądania filmików, a potem zostałam na blogu. Style Digger to jeden z najlepszych blogów, z jakimi miałam do czynienia w całej mojej blogowej karierze. Z szafiarskiego rozwinął się w lifestyle'owy i to naprawdę wysokiej klasy. Autorka mówi dużo o minimalizmie, ale w stonowanej formie. O podróżach, coraz rzadziej o modzie, ale jeśli już, to niezwykle inspirująco. Nie ogranicza się do stylizacji i nie skupia na konsumpcjonizmie. Liczy się wysoka jakość - tę prezentuje również ów blog.  Mój najulubieńszy blog, może dlatego, że autorka jest jedną z moich najulubieńszych osób. Kasia zaczęła swoje blogowanie od kosme

Moje ulubione hobby.

Obraz
To było trudne. Są trzy rzeczy, które absolutnie kocham i tak naprawdę nie pozostają one jedynie w sferze hobby, bo po części traktuję je jak pracę, bądź nią faktycznie są. Na szczęście w dużej mierze się ze sobą łączą i w ten sposób mogę Wam o nich krótko opowiedzieć. Od zawsze kochałam czytać, kolekcjonować książki i pogrążać się w ich świecie. Nigdy się to nie zmieniło. Moim dziecięcym marzeniem było również aktorstwo, które obecnie praktykuję na scenie małego teatru we Frankfurcie nad Odrą i jest to obecnie moja (wybitnie kiepsko - czyli zazwyczaj zerowo - płatna) praca. Traktuję to obecnie jako etap w moim życiu, niemniej nie potrafiłabym się ze sceną rozstać na zawsze. Kocham to. Książki jednak wiążą się z czymś innym - blogowaniem. Piszę o nich od prawie sześciu lat, część z nich to egzemplarze recenzyjne, część moje własne, ale w trakcie lektury zawsze myślę o tym, jak ujmę to w słowa. Czytanie, blogowanie i aktorstwo to moje hobby, to moje pasje i moje prace. Porzucenie któ

10 rzeczy, których nikt o mnie nie wie.

Obraz
Ten temat jest trochę przekłamany, bo część osób o tym wie. Podejrzewam jednak, że grono moich czytelników nie miało o tych faktach pojęcia (za to o wielu innych dziwactwach mojej nieskromnej osoby już tak). Choć nie wykluczam, że moi przyjaciele, którzy to czytają, również odkryją tu coś nowego. 1. Boję się bibliotek, które są większe niż jedno pomieszczenie. 2. W 90% przypadków myślę po niemiecku. 3. Nie lubię nosić wielu warstw ubrań. 4. Jeśli popełnię błąd, zadręczam się nim latami. Nawet jeśli już nikt o tym nie pamięta. 5. Nigdy nie wybieram przyjaciół lub partnerów. To oni wybierają mnie. Ja to jedynie akceptuję - lub nie. 6. Nigdy nikomu nie mówię nic w 100%, zawsze jakiś szczególik przemilczę. Przy czym ten sam szczególik wspomnę innej osobie, ale wtedy ominę inny. 7. Jem dużo tłuszczu, bez tłuszczu nic mi nie smakuje. 8. Gdy jeszcze jadłam mięso, zwykle było ono surowe. I tłuste. 9. Wyrywam sobie włosy. 10. Nie potrafię pracować, gdy jestem całkiem sama. Nie mogę się skupi

Moje miejsce pracy blogowej.

Obraz
Faktem jest, że prowadzenie bloga to praca - nawet jeśli się na nim nie zarabia. Dla mnie to jednak również pasja, z której nie chcę rezygnować nawet wtedy, gdy jestem wykończona, nie mam czasu i jedynego wolnego dnia w trakcie ostatnich dwóch tygodni robię zdjęcia, nagrywam filmik, piszę posty i zastanawiam się, czy moi czytelnicy za mną tęsknią. Mam nadzieję, że trochę tak. Moim miejscem pracy jest stół kuchenny aka moje biurko. W tak małym mieszkaniu znaleźliśmy miejsce tylko dla jednego rasowego biurka i dostało się ono mojemu Niemcowi (nieszczęsnemu posiadaczowi komputera stacjonarnego i niezdrowej skłonności do składowania śmieci w każdym miejscu, w którym się znajduje - niech zatem sobie ma swój kąt do bałaganienia), a mi pozostał chwiejny stół. Dopiero niedawno większość drobiazgów wsadziłam do pudełka, żeby nie zajmowały tyle miejsca. Poza tym w pobliżu są słuchawki, komputer (rzecz jasna), mysz (która ostatnio okazuje się całkiem przydatna), telefony, dysk zewnętrzny, zega

Weekend w skrócie: zabawy z kotem, jezioro i kościół w Zaue. Oraz bomba w budynku (prawie) naprzeciwko.

Jakiś miesiąc temu spędziliśmy z moim Niemcem nasz ostatni wolny weekend u jego rodziców. Jego mama miała urodziny, więc przy okazji pojechaliśmy do sąsiedniej miejscowości, ponieważ urodził się mały kangurek. Niestety gdy dotarliśmy, już nie był na zewnątrz i go nie zobaczyliśmy, za to dorosłe kangury już tak, choć stały dość daleko i ich nie nagraliśmy. Zresztą nie robiły też nic ciekawego. Stały. A potem leżały. Za to chwilę później przeszliśmy się do jeziora, którego wycinek możecie zobaczyć w filmiku. A ja dostawałam ataku paniki, gdy odkryłam, że podest, do którego przywiązane były łodzie, unosił się na wodzie i był jedną z ostatnich rzeczy na świecie, które nazwałabym stabilnymi. Kolejnym celem był kościół w Zaue. Kościół sam w sobie mnie nie interesuje, ale ten był stary, minimalistyczny i miał cudowną atmosferę. A może urzekł mnie fragment starego cmentarza. Muszę przyznać, że czułam się jak w Wiedźminie, gdy ów cmentarzyk zobaczyłam. Zaczęłam już wypatrywać ghuli i inn

Koniec studiów - i co dalej?

Obraz
Szukałam odpowiedzi na to pytanie chyba całe życie. Ani trochę nie przesadzam, bo zawsze wiedziałam, że będę studiować, choć moje plany się zmieniały - od weterynarii, przez medycynę, poprzez prawo, na germanistyce skończywszy (dostałam się nawet na orientalistykę - indianistykę, ale tych studiów nie podjęłam, lecz wyjechałam do Niemiec), ale co po tym? O, tu miałam chyba jeszcze więcej pomysłów! Z całą pewnością nigdy bym nie wpadła na to, co zrobiłam. Zrobiłam licencjat, od dzisiaj posiadam oficjalnie wykształcenie wyższe z filologii i kulturoznawstwa, mogę się wręcz mianować językoznawczynią... A zdecydowałam się nie iść dalej tą ścieżką kariery. Nie kontynuuję studiów, nie zamierzam dorabiać się trzech magicznych literek przed nazwiskiem. Dla niektórych to pewnie oczywisty cel, ale dla mnie nie ma znaczenia. Po łącznie czterech latach studiowania i odkrywania zasad funkcjonowania instytucji uniwersytetu (czy to renomowany UJ, czy może trochę mniej renomowany UAM, czy też niemiec