Outfit z wampirkiem.
Nie sądziłam, że ten dzień nadejdzie, a przynajmniej tak szybko. Okazało się, że już jutro ruszam w tę dzicz, jaką jest niemiecka wieś. I choć mam więcej obaw niż pozytywnych myśli, wydaje mi się, że przeżyję i wrócę do Was cała i (niekoniecznie) zdrowa w niedzielę. Taki jest plan, a że ja do spontanicznych osób nie należę (wszystko musi mieć swój czas na zastanowienie, podjęcie decyzji i zaplanowanie - jeśli chodzi o tempo i skrupulatność moich planów, mogłabym wygrać niejeden konkurs), prawdopodobnie wrócę. Musiałby mnie jakiś wąż zjeść, czy coś, żebym nie była w stanie tego zrobić. Chyba że zamieszczę w swoich planach nie wracanie... ale to już zupełnie inna bajka. Wezmę aparat i nadzieję na chłodną pogodę bez deszczu i drobne słońce (zza białych chmurek). I choćby mnie miało skręcić, zrobię jakieś zdjęcie, coby urozmaicić blog. I jeszcze jedno - po kiego diabła tam jadę? Ano... zajęcia z kreatywnego pisania! Coś, co uwielbiam, ale wolałabym jednak grzecznie, na miejscu, we Frankfur