Posty

Wyświetlam posty z etykietą nieuczesane

Outfit z wampirkiem.

Obraz
Nie sądziłam, że ten dzień nadejdzie, a przynajmniej tak szybko. Okazało się, że już jutro ruszam w tę dzicz, jaką jest niemiecka wieś. I choć mam więcej obaw niż pozytywnych myśli, wydaje mi się, że przeżyję i wrócę do Was cała i (niekoniecznie) zdrowa w niedzielę. Taki jest plan, a że ja do spontanicznych osób nie należę (wszystko musi mieć swój czas na zastanowienie, podjęcie decyzji i zaplanowanie - jeśli chodzi o tempo i skrupulatność moich planów, mogłabym wygrać niejeden konkurs), prawdopodobnie wrócę. Musiałby mnie jakiś wąż zjeść, czy coś, żebym nie była w stanie tego zrobić. Chyba że zamieszczę w swoich planach nie wracanie... ale to już zupełnie inna bajka. Wezmę aparat i nadzieję na chłodną pogodę bez deszczu i drobne słońce (zza białych chmurek). I choćby mnie miało skręcić, zrobię jakieś zdjęcie, coby urozmaicić blog. I jeszcze jedno - po kiego diabła tam jadę? Ano... zajęcia z kreatywnego pisania! Coś, co uwielbiam, ale wolałabym jednak grzecznie, na miejscu, we Frankfur

Dostałam paczkę.

Obraz
Pół godziny temu (gdy już od kilku godzin przestałam się spodziewać poczty) przyszła mi paczka. A że lubię dostawać różne rzeczy, nie zdążyłam wsiąść do winy i już zaczęłam rozbebeszać karton. Wiedziałam, co w nim będzie, ale i tak nie mogłam się powstrzymać. I nawet nie wiem, co napisać. Bo się taaak cieszę i zajadam czekoladą. Torebka i kosmetyki to prezent za zorganizowanie konkursu na moim drugim blogu. A słodycze od mamy jako dodatek. W paczce były także cztery książki, ale one jutro pojawią się na Alinie , więc tu ich pokazywać nie będę. Jeśli będziecie chcieli je zobaczyć, sprawdźcie jutro w godzinach popołudniowych. Torebka jest diabelnie ciężka. Przyzwyczaję się, bo bardzo mi się podoba. Udało mi się ją także zlokalizować w Internecie na etorebka . Kosmetyki... jak na 100% naturalne zawierają w sobie naprawdę dużo parabenów i oleje mineralne. Wg mnie to jest wyznacznik czegoś przeciwnego do naturalnego. Ale zobaczymy. Wyjeżdżam na weekend, więc zabiorę masło do ciała, bo o

Niekryta Marchewka.

Obraz
Dziś trochę mi się nudziło. Czekałam, aż w Internecie pojawi się "Prawo Agaty" i tak sobie weszłam na Youtube, gdzie w wybranych dla mnie filmach znajdował się Niekryty Krytyk. Ostatnio, gdy go odkryłam, spędziłam na nim... dużo godzin. Następnie porzuciłam na trzy tygodnie, aż dziś - nierozsądnie - trafiłam tam znowu. I tak od godziny czternastej do osiemnastej oglądałam Przemyślenia Niekrytego Krytyka. Słyszał ktoś mój rżący śmiech? Mam wrażenie, że mój poziom intelektualny spada. Cóż jednak poradzę na to, że limitu bezsensu jeszcze nie przekroczyłam? Wracając jednak do marchewki. Kupiłam dziś marchewkę (dużą marchewkę) i postanowiłam ją zjeść (chyba drugi filmik NK). Obrałam ją i poszłam do łazienki umyć ręce. Tam też w lustrze zobaczyłam siebie z tą marchewką w ustach... i gdyby nie ona, umarłabym tam ze śmiechu. A że komuś obiecałam ostatnio, że następnym razem, gdy zajrzę (świadomie) do lustra, zrobię sobie zdjęcie i wrzucę na bloga, nie mogłam nie dotrzymać obietnicy

Olejek z Alverde i o tym, jak jest obrzydliwie nudno.

Obraz
Ja nie wiem, czy tylko moje życie w ostatnich dniach jest tak obrzydliwie nudne, czy może ktoś inny też tak ma. Ale jest. Nie da się temu zaprzeczyć, choćbym bardzo chciała. Wczoraj były zajęcia, a dziś spędziłam na nich tylko czterdzieści minut. I koniec. I święta. I wolne. O matko. Nawet recenzyjnych książek nie mam na tyle dużo, by mi wystarczyły. Czytam, nadrabiam filmy. I jakoś żyję. Miałam się dzisiaj pocieszać zakupami, ale kupiłam tylko jedną rzecz, która na pewno spodoba się połowie polskiej blogosfery poświęconej urodzie. Olejek z czarną porzeczką i paczulą z Alverde, który tak ładnie pachnie! Moja oliwka z Hipp się kończy (taka ociupinka została na dnie), więc tym razem zaprzyjaźnię się z Alverde, które powoli opanowuje moją łazienkę (emulsja do mycia twarzy, odżywka do włosów i resztka mojego balsamu do ust). Zresztą w maju zrobię rozdanie z tym olejkiem, bo wiem, że wiele osób go chce, ale w Polsce jest niedostępny. Taak, w maju będę bardziej hojna niż zwykle, gdy jeste

Mix story.

Obraz
V. i ja przy Bramie Brandenburskiej. Mój kwiatek na Dzień Kobiet. Filmy, które kosztowały niecałe 40 zł. Żel Isany z nowej EL o zapachu gardenii, jaśminu i kwiatu pomarańczy. Cudo na ścianie Empik Cafe w Bonarce. Chciałam dziś opowiedzieć jakąś historię. Być może poruszającą, być może praktyczną. Historię, jakich zapewne jest wiele. Chciałam ją udekorować obrazem. I zaczęłam robić porządki w zdjęciach. Segregować, obracać... aż uznałam, że nie opowiem historii, tylko ją pokażę. Jest zupełnie niechronologiczna. Nie jest może zbyt ciekawa. Ale to historia na mój nastrój. Trochę nostalgiczna, trochę bez ładu i składu. Ja dzisiaj jestem trochę jak te zdjęcia. Bez myśli przewodniej. Chciałam pokazać też książkę, którą obecnie czytam, ponieważ ona nie pasowała już do żadnego z tych zdjęć. Jednak mogę o niej napisać. To "Trupia farma". Tytuł wiele mówi o treści. Do tej historii należy dodać jeszcze jeden element, o którym o mało nie zapomniałam. Konkurs . To już zu

Wishlist.

Calvin Klein Beauty DKNY Pure YSL Rouge Volupte Perle 108 BlackBerry curve Ogrzewacz do rąk Krem BB Uguisu no fun Róż Torebka Prada Fairy Statyw do aparatu Stojak na kolczyki Silikonowe formy do ciast Gąbka z luffy The Original Organic Tulsi Green Tea Milky Way Magic Stars Prawdziwy amerykański stek Ryba fugu Bilety do Paryża Golarkę do ubrań Prawo jazdy Samochód Tatuaż Srebrną obrączkę Buty MiuMiu z kocim wzorem Kindle 3G Patelnię do płyty indukcyjnej Mieszkanie A najlepiej przystojnego, kochającego, inteligentnego milionera. Lub milionerkę. W chwili, w której chciałam wpisać na listę "bezproblemową cerę", uznałam, że osiąga to już zbyt wysoki poziom abstrakcji i przestałam ją wymyślać. Jeśli jednak ktoś z Was będzie chciał mnie uszczęśliwić, wiecie już, co robić. Miała tam być też kolekcja filmów z Angeliną i MM oraz nieskończona ilość książek. Zrezygnowałam z tego pomysłu, gdy do mojej Angie-kolekcji doszedł dzisiaj "Turysta".

W drodze.

Obraz
Dzisiejsza podróż minęła nadzwyczaj dziwnie, spokojnie, smutno, bezsennie i poniekąd szybko. Zaraz. Jaka podróż? Do akademika miałam przecież wrócić w niedzielę. Miałam. Ale, jak to ujęłam, znowu odwołując wizytę u dentysty, "z przyczyn ode mnie niezależnych niestety nie mogę się pojawić". W minionych dniach, gdy na blogu panowała cisza, w moim życiu szykowała się rewolucja. Raczej w negatywnym sensie. I choć kilka minut wcześniej wrzuciłam ubrania do pralki, spakowałam się i, ignorując pranie, wyszłam po prostu z domu. I jak oto przed godziną wylądowałam w akademiku dwa dni przed planowanym powrotem. Do życia wrócę. Po prostu potrzebowałam... uciec, że się tak wyrażę. Mniejsza o adekwatność tego słowa do sytuacji. W podróży zawsze się wyłączam. Patrzę na swoje ręce, nogi, brzuch, włosy i to nie jestem ja. Nie myślę, odrealniam się, oddalam od siebie samej. Zwykle podróż dobrze mi robi. Wracam z niej pusta. Gotowa na przyjęcie nowych emocji. Niestety kilka dni po niej mam d

Myśli nieuczesane.

Obraz
Kobiety to mają dobrze. Ich święta są organizowane z rozmachem, mówi się o nich. A dzień mężczyzny? Ledwo kojarzę, że gdzieś i kiedyś to jest, ale i tak zapominam. Mężczyźni nie dostają kwiatów. A ja lubię kwiaty, choć tylko dostawać, bo posiadanie mnie już nie interesuje. Za to Deusza owszem! Moją dzisiejszą różę zaczynał zjadać, zanim ja zauważyłam, że w ogóle istnieje. On naprawdę lubi kwiaty. Przez dwa dni musiał wytrzymać bez zwalania i gryzienia, ponieważ stare się zeschły i trzeba było czekać na nową "dostawę". Nastąpiła dzisiaj. Bukiet, który dostała mama, na pewno mu się bardzo spodoba, gdy sobie przypomni. I tak na dzisiejszy dzień chciałabym Wam polecić post Dziewczyny bez matury , który jest rewelacyjny i z którym się bardzo zgadzam. Nasuwa się pytanie: co faceci wiedzą o kobietach i seksie? Otóż nic, moje Drogie! Prawie nic! Również na blogu Djors znajduje się coś w sam raz na dzień dzisiejszy, czyli piosenka "Bombonierka", której słucham od samego r

Dzisiaj. Jutro?

Obraz
Dzisiaj (dziwne słowo...) piekłam ciasto daktylowe (miejmy nadzieję, że nie zakalec). Wyprałam kota (choć nie w pralce). Zmieniłam szablony na obu blogach (ach, żeby jeszcze mieć pomysł na idealne!). A jutro? Jutro przyjeżdżają do mnie przyjaciółki. Spędzimy przyjemne popołudnie. Z ciastem, kiwi, herbatą... Będzie miło, prawda? Tymczasem wracam do MM.

Regał & kolczyki

Obraz
To zdjęcie jest okropne, ale jakoś nie umiało wyjść lepsze. Nie widać, jak regał opiera się o ścianę, bo jest krzywy. Widać za to krzywiznę, która nie istnieje. A książek mam znacznie więcej, jednak na regale chciałam ustawić ulubione. Niestety, jak już wspomniałam, nie wszystkie są w domu. I mam nareszcie kolczyki perełki. Są malutkie, ale na razie mi wystarczą (lepsze takie niż ich brak). Mam też awokado i różowy szalik. Moje cudowne buty też przyszły, ale niestety są u babci i odbiorę je dopiero jutro. Mam nadzieję, że moja trzymiesięczna miłość do nich dalej trwa i ich nie zwrócę. Pokaże je Wam jutro wieczorem, gdy wrócę z łyżew. A w sobotę opera! A po niej planowane nic nie robienie. Myślicie, że mi się uda? Bo ja naprawdę cały czas coś robię. Jeśli nie rozwalam biurka, to kroję cebulę na zupę, zalewając się łzami i krzycząc na cały dom, że boli. Deusz nie lubi cebuli. Uciekł od niej w dzikim popłochu rakiety.

Wieści.

Nieważne, że jestem prawie chora. Chęć regału przeważyła wszystko. Najważniejsze - wywalić biurko, postawić na jego miejscu regał. Jak postanowiłam, tak zrobiłam. Czy muszę mówić, że biurko wyszło z tego w kawałkach? Za cholerę nie chciało przecisnąć się między ścianą a lodówką. A ja po dobroci dziś nie mogłam. Ewentualnie mogłam spróbować wyrzucić je przez balkon... Regał jednak stoi, na nim jakieś książki i płyty. Nie wszystkie, bo moje Fitzki są u O., jedna Camilla Morton u Gii, część bardzo ważnych pozycji ("Ostatnie seanse") w akademiku. Część nieprzeczytana, ale tam stanie. Deusz mi oczywiście pomagał. Wywaliłam dwa wory rzeczy (nie ma biurka, nie ma gdzie ich dać, więc z bólem serca musiałam się ich bezlitośnie pozbyć). Jeszcze trochę bałaganu w pokoju panuje, ale w tej chwili nie mam siły z nim walczyć. A na domiar złego wczorajszy odcinek Gossip Girl znowu był kiepski. Wieczorem pewnie będę ledwo stała na nogach. Teraz idę trochę poczytać. Zdjęcie niebieskieg

Regał...

Obraz
...będzie niebieski. W sklepie nie było fioletowej farby, a sprzedawca zapewne uznał mnie i mamę za wariatki. Przynajmniej tak na nas patrzył. Zaopatrzyłam się w zmywacz do paznokci, które już nie są zielone. Obejrzałam na śniadanie "The Holiday". Biegałam cały dzień po schodach w górę i w dół. Po raz kolejny nie miałam czasu się lenić. I nawet mi z tym dobrze. Jutro i pojutrze zajęte. O, zapomniałam. Czwartek też. Idę do kina na spotkanie z jedną z najbardziej intrygujących kobiet świata. Dla regału może znajdę czas w piątek. To już przeszłość... do następnego pomalowania.

Hi Sunday!

Obraz

Jeszcze trochę przynudzania.

Dzisiaj dnia nie spędziłam leniwie. Za to zimno. Dopiero przed chwilą wróciłam do łóżka i Wunderkinda, poratowałam swoje dłonie kremem, bo... Znalazłam dziś w domu regał! I możecie sobie myśleć, co chcecie, że to niemożliwe nie wiedzieć o istnieniu regału w pomieszczeniu, które bardzo dobrze znam i gdzie ów mebel stał od ładnych paru lat. Ale u mnie w domu to jest możliwe. Dosłownie zwaliłam z niego wszystko, wywróciłam, pozbawiłam tylnej ściany, wyjęłam półki, przetargałam do innego pomieszczenia, umyłam i teraz stoi i woda ścieka z niego na dywan. W poniedziałek jadę po farbę i prawdopodobnie będzie fioletowy. Najpierw chciałam różowy, ale mama uznała, że zwariowałam. Ma rację. Zastanowię się. Ale nie chcę nudnego brązu czy czerni, na której będzie widać każdy pyłek kurzu. Jestem już zmęczona, zmarznięta i głodna. Prawie jak w akademiku. Tam było przynajmniej ciepło. Jutro muszę zdjąć wszystko z biurka, wynieść je z pokoju i przetransportować tutaj regał. Deusz nie będzie miał

Home, not exactly sweet home.

Wczorajsza podróż przez Polskę była straszna. Mówią o tym moje dzisiejsze zakwasy. Odmrożeń udało się (cudem) uniknąć. Już nawet nie będę o tym opowiadać, bo szkoda straszyć ludzi PKP. I tak każdy wie swoje, prawda? Potem jednak dostrzegłam początkową fazę Apokalipsy w moim pokoju. Jako że wcześniej zamarzł mi kaloryfer, ktoś się podjął naprawiania go i płytki leżały po całym pokoju, kot powyciągał skądś kawałki papieru toaletowego, którymi czyściłam pędzle i rozniósł je również po całym pokoju. Fotel stanął w przejściu, a całe łóżko zasłane było... różnościami. Od pończoch, bielizny i ubrań po paczki z książkami, stare czasopisma, grzejnik... i musiałam się z tym uporać. Oczywiście Deusz musiał mi w tym pomagać. Wspomniałam już o przesuniętej komodzie i problemach z postawieniem jej tam, gdzie być powinna? A teraz, oprócz zakwasów, obudziło mnie walenie (zapewne w drugi zamarznięty kaloryfer, tym razem nie u mnie). A Deusz gwałtownie biega i skacze. I jest tak zimno, że śpię pod

Nieuczesane.

Miałam plan, iść się poślizgać po Odrze. Ale uznałam, że nie chce mi się samej. Nie miałam nikogo. Nie poszłam. Gdy myślę o pobudce za dziesięć piąta, trochę mi się kręci w głowie. To nie pierwszy ani nie ostatni raz, jednak zawsze się boję, że zaśpię, budzik nie zadzwoni... a potem budzę się w nocy co pięć minut i sprawdzam, która godzina i czy budzik jest włączony. Mam nadzieję, że dziś tak nie będzie. Przejadę przez prawie całą Polskę. Trochę dziwne uczucie. Bo tak naprawdę to są dwa światy - tu i tam. Tam i tu. Przekroczę granicę i jest mi dziwnie. Wraca jakaś codzienność, choć inna. I ta będzie trwała przez półtorej miesiąca. Dziwne. Dostaliśmy plan na nowy semestr. Oficjalnie nie będziemy nic robić. Jedynie w środę zajęcia od dziewiątej do osiemnastej. A tak to jedne, czy dwa na dzień. Z naciskiem na jedne. Wcześniej już się spakowałam. Teraz tylko muszę się ogarnąć, a resztą zajmę się jutro rano. Trochę mi dziwnie. Ogarnięcie się wydaje się niewykonalne. Jeśli skończył

Dziś.

Miałam egzamin. Poszedł mi dobrze, może się okazać, że nawet lepiej. To zależy od nastroju osoby, która go oceni, jednak wiem, ile mam dokładnie punktów. Nie jest źle, choć wolałabym lepiej. Jak zawsze. Tutaj zależy mi na ocenach, bo wiem, że nie jest tak niemożliwe jak na UJ, by je zdobyć. Potem poszłam na zakupy (godzina trzynasta, a ja jeszcze nie zjadłam śniadania). Kupiłam dwa lakiery do paznokci, jeden dla mnie, drugi obiecałam Kaś. Przy okazji coś do jedzenia i coś dla kogoś (jakże dziś jestem niekonkretna...). Potem wróciłam dowiedzieć się, jak mi ten egzamin poszedł. Uszy mi zamarzły - tak jak Odra, na której kra scaliła się ze sobą. A w piątek jadę już do domu! Ma to swoje wady i zalety. Na razie widzę zalety, wad liczę, że nie doświadczę. O, złudne nadzieje! I zawaliłam zaliczenie z filmu, co mnie smuci. Zdałam, ale mam kiepską ocenę (bo tu wszystkie zaliczenia są na ocenę, a jak powiedziałam wcześniej, tu mi zależy), jednak poprawię na początku przyszłego semestru. Wy

Ses(r)yjne rozterki.

Obraz
Pewnego dnia, na jednych z ostatnich zajęć z historii polsko-niemieckiej, poczyniłam bardzo interesujące notatki. Problem polega na tym, że we wtorek mam egzamin i zastanawiam się, czy nauka z nich przyniesie jakieś korzyści. A że ostatnio seryjni mordercy znowu zaprzątają mi myśli... po sesji znowu obejrzę Dextera. Chociaż nie wiem, czy to rozsądne. Jeszcze nauczę się go na pamięć, wezmę za bardzo do siebie i zacznę nałogowo mówić "tonight is the night", a potem zabiją mi żonę. Wróćmy jednak do historii. Wiecie, że gdy Słowianie i schrystianizowani  Bawarczycy spotkali się na polu bitwy, bardzo trudno było pokonać Słowian, bo... strasznie cuchnęli? I po co ja się mam tego uczyć? Przy okazji biorę udział w rozdaniu u denzee style do wygrania rajstopy w kotka oraz konkurs

Kocham pocztę.

Szczególnie tę Polską (duża litera celowo). Czekam na przesyłkę. Codziennie sprawdzam, czy jest awizo. Nie ma. W końcu piszę do firmy, w której zrobiłam zakupy. Przesyłka czeka od czterech dni na poczcie. Idę na pocztę. Pani w okienku mówi, że nie w tym okienku. Idę do tego, do którego mnie odsyła. Tam słyszę, że powinnam wrócić do poprzedniego. Mówię, że właśnie zostałam z niego tutaj wysłana. Wściekła pani z okienka nr 2 idzie do pani z okienka nr 1, żeby się jej zapytać, co ona sobie wymyśliła. Moje nazwisko w dodatku jest źle napisane. W końcu pani z okienka nr 2 idzie szukać mojej paczki. I jest? Jest. Na paczce napisane, że awizowano. Ale czy ktokolwiek widział to awizo? Na pewno nie ja. Moja paczka to zamówienie ze strony Zrób Sobie Krem . Z okazji skomplikowanego procederu szukania peelingu enzymatycznego trafiłam na tę stronę i zrobiłam trochę większe zakupy. Dziś rozpocznę proces doprowadzania mojej cery do stanu używalności. Bo naprawdę jest źle.

Zmrożony Frankfurt.

Obraz
Rano naszła mnie wena fotograficzna, ale że zdarza się to rzadko, nie miałam ze sobą aparatu, tylko telefon. Chciałam pokazać, jak wygląda zmrożony Frankfurt (było dziś rano naprawdę zimno), jednak efekty mnie nie zadowalają. Czy to ma jakieś znaczenie? Pokonałam jedną z dwóch najgorszych rzeczy, które czekały na mnie w tym semestrze. Kolejna nastąpi siódmego lutego. Mam dużo czasu i wiele do zrobienia. Nie zamierzam jednak się tym przejmować zbyt mocno. Zapasy stresu wyczerpałam ostatecznie we wrześniu, teraz podchodzę do wszystkiego na luzie. Oczywiście zdarzają się gorsze chwile, ale do tych zeszłorocznych się nie umywają. W sobotę wybieram się do Berlina. Jeszcze nie wiem, w jakim celu. Okaże się to zapewne na miejscu. Pytanie dnia będzie brzmiało: chcę tę torebkę, czy jednak nie? Dziś zrobię parę zadań i poświęcę się relaksowi. A może jutro spadnie śnieg?