Co nieco o czymś.


Miałam napisać podsumowanie roku 2011. Miałam. Taki był plan. Miałam obmyślony schemat. A przed chwilą pomyślałam, po co? Czy Was interesuje to, ile straciłam, ile zrozumiałam, ile się nauczyłam i ile osiągnęłam w tym roku? Bo gdy robię rachunek sumienia, myślę, że jestem taka mała, ale gdy porównuję się z innymi ludźmi, zauważam, że w ciągu zaledwie dziesięciu miesięcy - ostatnie dwa są takie pełne spokoju i braku zmian - osiągnęłam tak wiele, że mogę być z siebie dumna. Drobne porażki, stres, ból i samotność po drodze nie mają tak wielkiego znaczenia. Bo w końcu zrozumiałam - albo znalazłam się na dobrej drodze do zrozumienia - że tak naprawdę to jeszcze nie koniec, życie się dopiero zaczyna i mam czas na podejmowanie decyzji i zamartwianie tym, że nagle odkryłam, iż tak naprawdę nie mam zielonego pojęcia, czego od owego życia chcę. A może mam zbyt dokładne pojęcie, dlatego wiem, że tego nie osiągnę i muszę znaleźć wyjście awaryjne? Kto wie? Co przyniesie mi następny rok? Czy będzie koniec świata? Czy wreszcie zrobię to, do czego się od tak dawna przymierzam? Czy zrobię coś głupiego? Awangardowego? Czy dam się odkryć światu? Kto wie...

Mam postanowienia noworoczne, choć nie są jeszcze sprecyzowane. A może właśnie są. W roku 2011 nauczyłam się, że tak naprawdę jest więcej pytań niż odpowiedzi. Nawet na pytania, na które wydawało mi się, że odpowiedź doskonale znam. Może znałam, ale z biegiem czasu się ona zmieniła.

Ten post ma mi przypominać, że tak naprawdę dopiero zaczynam poszukiwania.

W planach rok 2011 miał być najlepszym rokiem. Poniekąd był, gdy tylko zdołałam zrozumieć naukę z niego płynącą. Choć nie ulubionym. A jaki będzie 2012? Dla mnie jest zagadką. Będzie szaleństwem. Czymś dziwnym, pełnym ryzyka. O ile zdołam je wcisnąć w terminarz. Ale nie zamierzam się lenić. Zamierzam coś zmienić. Kto wie, czy będzie tego równie dużo jak w tym roku. 2011 - pełen sukcesów. 2012 - znak zapytania. I naprawdę bardzo mocno pragnę zrobić w tym roku coś głupiego ze społecznego punktu widzenia, a kolejnego kroku do osiągnięcia sukcesu wewnętrznego z mojego własnego. Chcę przełamać bariery.

I choć jestem dopiero w połowie drugiego drinka (nieważne, że brzydko wyglądają, ale są naprawdę smaczne), to czuję, że wiem, do czego dążę. Jutro pewnie wiedzieć nie będę, gdy znowu obudzę się z kotem we włosach po godzinie dziesiątej i będę narzekać, że tak późno wstaję.

Nowy rok nastąpi za dwie godziny z kawałkiem. Nie czekam na niego, po prostu spędzę przyjemnie ten wieczór sama. A Wam i sobie życzę samych sukcesów w przyszłym roku i reszcie życia. Życzyłabym końca świata, ale niektórzy pewnie uznaliby to za złe słowa, choć ja patrzę na to raczej optymistycznie. I będę wyglądać przez okno, by zobaczyć, cóż ten 2012 ze sobą przyniesie. Choć wcale nie czuję, by miał nadejść za tę ultrakrótką w perspektywie wieczności chwilę.

Komentarze

  1. Tina: A co jest złego w byciu samym?

    OdpowiedzUsuń
  2. W takim razie pozostaje mi życzyć wielu szczęśliwych chwil w Nowym Roku i tych szaleństw, o których wspominałaś :-)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny i każdy pozostawiony komentarz! :).

Popularne posty z tego bloga

Spontaniczny konkurs błyskawiczny - Alverde. [ZAKOŃCZONY]

Jennifer Lopez Deseo EDP + KONKURS