Posty

Wyświetlam posty z etykietą o ciele

TAG: Październik miesiącem maseczek

Obraz
Zajęta. Zmęczona. Zabita. Moje trzy "z" na ten weekend. I prawdopodobnie do końca moich "wakacji". Jeszcze tydzień - powtarzam sobie. Za tydzień będę już w akademiku. I z tego zajęcia nie mogę zrobić nic, co chcę, ani nic, co muszę. Bo każdy uważa, że mam za dużo czasu i można go sobie rozdysponować. Może pokażę Wam, do czego zostałam zagoniona... Ale to nie dziś, bo nie zamierzam już dziś chodzić po żadnych schodach. I tak pewnie jutro będę musiała. Tyle z marudzenia. Dziś o nowym TAGu, który wczoraj dotarł w me progi. Bardzo fajny, bo raczej nie szkodzi, a pomaga. Naszej cerze. Chyba że trafimy na maseczkę-mordercę, ale nie sądzę, by to zdarzało się często. Dlatego dziękuję Kasi za tę swoistą mobilizację do zadbania o siebie i stworzenie dziesięciominutowego domowego SPA. Miałam to odwlec do powrotu do akademika, ale już nawet mnie samej ta wymówka nie przekonała. W ciągu dwóch dni możecie się spodziewać początku moich zmagań z maseczkami. Przejdźmy do rzeczy

Kilka nowości. Szmatki, pędzelki, kremiki...

Obraz
 Szmatka muślinowa z The Body Shop, którą wygrałam u Kasi oraz próbka Signoriny z naszej mini wymianki perfumowej. A do tego dwie z trzech bransoletek, które dostałam od rodziny, gdy pojechali nad morze. Trzecia gdzieś wsiąkła. Pewnie ją znajdę. Trochę się rozciągnęła, bo używałam jej jako gumki do włosów w trakcie jazd (a wiecie, że już je skończyłam? Niedługo egzamin...).  16,5 ml Idealii. Zamówiłam sobie, bo stęskniłam się za jej poziomkowym zapachem. Jeśli jednak zapytacie, dlaczego kupiłam do cery suchej, nie będę potrafiła udzielić na to pytanie odpowiedzi... Jednak zrobiłam to z premedytacją. Niestety nie pamiętam, co mną wtedy kierowało. Swoją drogą: czy można mieć cerę mieszaną z tłustą strefą T, która to strefa jest notorycznie przesuszona, ale wciąż tłusta? Chyba miałam problemy ze zdecydowaniem się, czy ona jest tłusta czy sucha i możliwe, że to był powód, dla którego wybrałam Idealię do cery suchej. Teraz zobowiązuję się do używania wyłącznie Idealii aż do końca i po

Moja kolekcja szamponów. Garnier, Clear, Schauma, Babydream, Sante.

Obraz
Na początek przypominam o konkursie w poprzednim poście. Do wygrania perfumy Jennifer Lopez Deseo! Nie uważam się za szamponomaniaczkę. Jednak są momenty, kiedy mam ochotę coś zmienić i szukam nowości. Są lepsze, gorsze... Czasem u kogoś użyję szamponu, który mnie zachwyci i go kupię, ale wtedy czeka on na lepsze czasy i jest używany sporadycznie. Są też prawdziwe cuda, a także niepozorne skarby. A także ulubieńcy od zawsze. Zacznijmy od tych, które lubię najmniej. Potem jest tylko lepiej. Czyli opowiem Wam o moich pięciu szamponach. Garnier - drożdże piwne i owoc granatu Namówiła mnie na niego mama, bo chyba jej samej się spodobało, co jest napisane na opakowaniu. Jednak moje włosy go nie polubiły (wcześniej używałam Fructis, który wcale nie był zły, dlatego uznałam, że inny Garnier też może mi podejść). Zwyczajnie się nim zmęczyłam i go porzuciłam. Czasem używam go do mycia szczotki, bądź innych celów, które wymagają użycia szamponu bądź jemu podobnych specyfików. To nie jes

Co przywiozłam sobie z Warszawy.

Obraz
Z racji, że przygotowanie mojego arcydziwnego postu o Budapeszcie zajmie trochę czasu, postanowiłam zapełnić lukę w czasie i postach kilkoma nowymi rzeczami. Tak, większość z Warszawy, dwie z Frankfurtu, bo jakoś tak wyszło, że coś tam małego (dosłownie) kupiłam. Nie powiem tym razem, że będzie krótko (jak to zrobiłam wczoraj i krótko nie wyszło), ale na temat raczej już tak. Gdy Gia odkryła Lawendową Farmę , dałam się skusić na zamówienie. Cały sklep mnie kusił, ale właśnie Mydło Kleopatry sprawiło, że muszę, że chcę i złożyłyśmy zamówienie, które odebrałam sobie z Warszawy. Co kupiła Gia, możecie zobaczyć tu .   Śliczne kolczyki, które dała mi Gia, z piaskiem pustyni. Cudowne, złote jabłuszka.     Na półce z miniaturkami znalazłam ten olejek Weledy. To dość droga firma (przynajmniej dla mnie), a takie maleństwo uznałam za dobrą rzecz do sprawdzenia. Już wiem, że do twarzy go nie lubię, ale kiedyś pewnie zużyję do ciała. Miałam zabrać do Budapesztu, ale nie zmieścił mi się

Kilka słów o gąbce konjac.

Gdyby mi się tak chciało, jak mi się nie chce! O ile byłam w stanie się ubrać, wyjść na pocztę, wrócić do domu i coś zjeść, to nic innego nie potrafię. Nic mi się nie chce! Nawet fakt, że za godzinę będę znowu siedzieć za kierownicą, nie potrafi mnie ożywić. Ale gdy już coś zacznę, to generalnie mi się zachciewa. Co to ma jednak wspólnego z gąbką konjac? Ano... o niej mi się też nie chciało, ale gdy ją pokazałam, ktoś poprosił, bym później coś o niej napisała. A że mi się nie chciało i nie chce, to jakoś to się ze sobą kumuluje i mogę coś napisać. Bo tak naprawdę ja chcę, tylko mi się nie chce... Amen. Gąbka konjac to gąbka z jakiejś roślinki rosnącej sobie w Azji. Ma działanie oczyszczające i relaksujące. Z natury jest twarda (coś jak luffa), ale po zmoczeniu robi się mięciutka i milutka (tu luffa jej do pięt nie dorasta). Oczywiście mówię o mojej wersji, którą zamówiłam na eBayu. Rossmannowska chyba z natury już jest miękka, o ile dobrze pamiętam. Przed użyciem należy ją zmoczy

Nowości z ostatniego miesiąca.

Obraz
Już jakiś czas miałam zrobić post o tym, co udało mi się wziąć w posiadanie. Źle mi szło zabieranie się za to, bo ciągle czekałam na jakąś jedną rzecz, którą koniecznie chciałam zamieścić. Tak długo się w to bawiłam, że ostatecznie uznałam, że lepiej będzie nagrać filmik. Muszę jednak pamiętać, by nie nagrywać na zoomie, bo jest niezbyt wyraźny. Jak widać, wszystko wymaga praktyki. Nie spodziewałam się, że to wyjdzie tak długie. Mam nadzieję, że Wam się spodoba mimo widocznych niedostatków. Muszę przyznać, że zaczyna mi się to powoli podobać.

Tołpa dermo face, sebio. Normalizujący żel do mycia twarzy.

Obraz
 Pewnego dnia skończyła mi się emulsja do mycia twarzy z Alverde, a naczytałam się (jak to zwykle bywa na blogach) wiele złego o SLSach i postanowiłam, że mój następny zakup będzie ich pozbawiony. Poszłam więc do Rossmanna i pół godziny stałam przed półkami, studiując składy. Tołpa patrzyła na mnie z półki, do której normalnie nie dosięgam. I w końcu postanowiłam - Tołpa to jest to. Opakowanie ma dziwne. A raczej grafikę. Używam tego żelu od miesiąca, a wciąż się nie przyzwyczaiłam do jego wyglądu. Z przyjaciółką ustaliłyśmy, że Tołpa tak ma, że nie pasuje do niczego, nawet na półkach w sklepie się odróżnia. I to prawda. O ile z przodu jest minimalistycznie i jasno, to z tyłu...  Więcej tekstu, niż przeciętny Polak mógłby zdzierżyć.  Skład. Żadnych parabenów, silikonów, SLSów. Tylko co robi pod koniec ten denaturat? Dobrze, że pod koniec.*  Konsystencja jest żelowa, ale rzadka. Dlatego też opakowanie jest nieodpowiednie, ponieważ z tej wielkiej i szerokiej tubki może wylec

Odrobina relaksu.

Obraz
Odkąd wróciłam do domu, jestem w ciągłym biegu. Zapisałam się na prawo jazdy i parę godzin później miałam pierwszy wykład z teorii. Następnego dnia bieganie, żeby załatwić zaświadczenie, że mogę prowadzić samochód (a że większość lekarzy wyjechała sobie teraz na urlopy, miałam z tym problem). Po południu przyjechała do mnie przyjaciółka, która została do dziś, a dziś kolejny wykład... Jutro Kraków, a potem przyjeżdża rodzina na weekend. Potem wykład, dzień wolny, dentysta, wykład... i tu chyba zaczynają się kolejne dni wolne - do następnego wykładu. I chwila oddechu do końca miesiąca. (W międzyczasie muszę pomyśleć o książce do egzaminu.) A sierpień znowu zapchany od góry do dołu... a może od dołu do góry? Nie narzekam. Nie nudzę się. I dobrze mi z tym. Jednak potrzebowałam chwili relaksu, więc poszłam do fryzjera i kosmetyczki (moje brwi wołały bardzo głośno o hennę). Po przycięciu włosów uznałam, że wyglądam, jakbym znowu miała piętnaście lat. Po hennie już się to trochę poprawiło,

Uzależniłam się od zakupów internetowych.

Obraz
Wydaje mi się, że to reakcja na stres. Zakupy relaksują, a ja od najmłodszych lat jestem zakupoholiczką. Przez długi czas panowałam nad nałogiem, jednak od założenia Koffera zaczęłam wariować. Niestety. Większość moich zakupów jest okołokosmetyczna, co sprawia, że zaczynam się sobą załamywać. Ostatnio codziennie coś kupowałam, albo w ostatniej chwili rezygnowałam z zakupu, odwołując się do rozsądku (co było sukcesem). Część rzeczy przyszła prosto do domu i odebrałam je wczoraj, a dwie przyszły dziś. I tak oto w komplecie mogę pokazać, co ostatnio sprawiło, że się nie powstrzymałam. Albo kupiłam tylko dlatego, by coś kupić. Wbrew pozorom nie jest tego dużo. Po pierwsze - statyw. Już nie będę musiała robić zdjęć na biurku, gdy mnie najdzie na to ochota. O ile moja praca stanie się łatwiejsza! A przynajmniej nie będę mieć wymówek, że aparat nie chce stać, gdy najdzie mnie ochota na zdjęcie... Gąbka konjac - zamówiłam z Azji, bo była tańsza od tej rossmannowskiej i jakoś pomyślałam,

Nie pij mleka!

Nigdy nie działały na mnie reklamy typu "Pij mleko, będziesz wielki" (choć kiedyś kupiłam ojcu nad morzem koszulkę "Pij piwo, będziesz wielki"). Ba! ja mleka nawet nie lubiłam. I wciąż nie lubię. Ale niestety uwielbiam produkty mleczne typu jogurty, sery (żółte, pleśniowe...), twaróg, śmietana (taką prawdziwą potrafię wyjadać nawet łyżeczką ze słoika)... Nie lubiłam też masła. I nic się w tej materii nie zmieniło. Ale jednak... Mleko posiada hormony wzrostu. W ogóle mleko krowie jest niekompatybilne z ludzkim układem trawiennym, bo ma zupełnie odmienny skład od mleka ludzkiego. Tak samo wraz z wiekiem osłabia się zdolność jego przyswajania. I tak dalej. Całe szczęście, że mleka nie lubię. Czyżby? Od dłuższego czasu nie dotykałam niczego więcej niż jogurtu, ale ten też jadłam rzadko. Przy okazji moja pielęgnacja uległa lekkiej zmianie i moja cera zaczęła się robić niemal idealna. Jedynie resztka starych wyprysków została i tylko czekałam, aż grzecznie zejdą. Dopó

Yves Saint Laurent - Rouge Volupte nr 7 Rose Lingerie

Obraz
Bohaterką dzisiejszego wpisy jest moja urodzinowa szminka YSL. Gdy kupowałam, wahałam się między tą, a Rouge Volupte Perle 108, która wpada lekko w fiolet (a możliwe, że pamiętacie, że mam obsesję na punkcie znalezienia idealnej fioletowej szminki i przez moment myślałam, że 108 może mi ją zastąpić). Zdecydowałam się na różową, myśląc, że z fioletu już wyrosłam. Czy postąpiłam słusznie? Dzięki (nie)słońcu widać, jak wyglądałaby w cieniu 108. Ale to wciąż 7. Opakowanie , jak widać, jest typowe dla serii Rouge Volupte (i Perle także). Śliczne, złote, odbija się od niego wszystko, dlatego może służyć za lusterko (i faktycznie można się w nim przejrzeć). Kolor jest jasnym, ale niezbyt intensywnym różem. Kolor zbliżony trochę do pudowego. Nie posiada drobinek, ale słońce jednak się odbija, przez co brakuje mi czegoś na kształt matu. Przepysznie pachnie i czasem mam ochotę ją zjeść, dlatego nakładanie jej jest przyjemnością. Nie tyle jednak z powodu smaku, co raczej kremowej kon

Zacięłam się dziś w windzie. I poszłam na zakupy.

Obraz
Nie przejęłam się tym może dlatego, że zanim jeszcze weszłam dziś do windy, zwyczajnie wiedziałam , że mnie to spotka i wyszłam temu naprzeciw. I mimo tego zacięcia (dziękuję, losie, że nie uraczyłeś mnie klaustrofobią!) uważam ten dzień za - jak do tej pory - całkiem udany. Zostałam szybko uratowana (choć wylądowałam między piętrami) i poszłam... A poszłam zarezerwować pokój w hotelu, bo mój Różowy Kotek do mnie przyjeżdża za tydzień (TAAAAAK!!!), potem okazało się, że pan Wu się nie pojawił, więc kolejnej porcji wykładu z filozofii - na szczęście - nie będzie. Dostałam listę zajęć z kulturoznawstwa i mam całe wakacje na zastanawianie się, na które chcę iść (na większość tych, które są wtedy, gdy mam już w planie inne zajęcia). A potem stwierdziłam, że - a co! - pójdę coś kupić. I poszłam. Zakupy trochę stopowe i wakacyjne. Wkładki do butów już dawno były mi potrzebne, a peeling rozpuściłam (nie wiem jakim cudem) i kupiłam sobie cudo zastępcze (błagam, działaj!). Do tego różowy

Zakupy jako środek do zwalczania summertime sadness.

Obraz
Najpierw skończył mi się żel do mycia twarzy i zdecydowałam się na zakup nowego (Tołpa dermo face). Jakoś przypadkiem do koszyka wpadł mi także żel pod prysznic (Alterra). Potem wpadłam w weekendową słoneczno-temperaturowo-bezsłodyczową depresję. I dziś postanowiłam się trochę dopieścić. Łącznie z nigdy wcześniej nie widzianym przeze mnie żółtym arbuzem. Skończyło się mydło. Więc kupiłam (Alverde). To w ramach walki z SLSami. A że Z. wczoraj zapytała, czy słyszałam o czymś takim jak zbilansowana dieta (gdy dałam jej do zrozumienia, że żywię się tylko truskawkami), postanowiłam zakupić lody Frugo, które zostały zjedzone na śniadanie (godzinę temu). No dobra, nie jest ze mną tak źle. Mam też jakieś warzywa z kurczakiem i ryżem. Ale tak naprawdę nie marzę o niczym innym, jak o tym, by te półtora tygodnia jak najszybciej minęło i żebym już opuściła ten akademik i spotkała się z tymi wszystkimi, za którymi tak okropnie tęsknię. Już wkrótce wakacje. Wkrótce. Szkoda, że miną, za

Insane girl with red nail(s).

Obraz
Gia chciała wczoraj zobaczyć lakier do paznokci, który określiłam... Powiedziałam, że wygląda na moich paznokciach, jakbym nimi kogoś zabiła. Moja opinia utrzymuje się do tej chwili. Momentami go lubię, przez większość czasu nienawidzę. Zdecydowanie jest zbyt jaskrawy do moich bladych palców. Zdjęcia służyły do celów zapoznawczych, ale uznałam, że je opublikuję. Robione kamerką internetową, jaskrawość lakieru nie jest tak widoczna. Sam lakier zaś to ten zakupiony wczoraj, możecie go zobaczyć w poprzednim poście. Poskarżę się na niego dokładniej kiedy indziej. Za urazy psychiczne po obejrzeniu zdjęć nie ponoszę odpowiedzialności! Mogę konkurować tuszą z Adele... I muszę się pochwalić, że w tych spartańskich akademickich warunkach bez przypraw oraz masła udało mi się zrobić niemal idealną w smaku i konsystencji jajecznicę ! Proszę o brawa!

Zakupy swetrowo-kosmetyczne.

Obraz
Nazywam to tak górnolotnie zakupami. A to takie przypadkowe podjęcie spontanicznej decyzji o wydaniu pieniędzy. Jak zwał, tak zwał. Nie na darmo zaczynają się wyprzedaże (tylko w tym okresie mogę wejść do sieciówek bez niesmaku wypisanego na twarzy), dlatego też podjęłam kolejną spontaniczną decyzję o zakupie turkusowego sweterka (ładnie wyglądał z moim rozczochranym i niekształtnym francuzem, którego się uczę pleść od trzech dni). Na zdjęciu nie widać, że jest turkusowy (choć na każdym ma inny odcień, hm), ale na żywo gwarantuję, że jest. Dodatkowo zakupiłam wodoodporny tusz do rzęs (bo mój mnie zaczął denerwować), czarną kredkę do oczu (choć się nie maluję, ale cóż) i czerwony lakier do paznokci (pomalowałam jednego paznokcia i wygląda, jakbym nim kogoś zabiła). Wszystko z Essence. Jestem zadowolona z zakupów. Kupiłam też dużo jedzenia, ale nim się nie pochwalę, bo to zbyt intymne...

Monochromatycznie i trochę o pielęgnacji.

Obraz
Ostatnio brakuje mi sił i energii. Coś we mnie kipi, ale nie wiem co. I tak się plątam od jednego punktu do drugiego. Pogoda nie pomaga. Deszcz, szaruga. Nie lubię słońca, ale ostatnio jestem trochę zbyt słaba i przyznaję, że odrobina (byle nie za dużo) by mi się przydała. Monochromatycznie - bo ostatnio ubieram się na czarno. Bądź w bardzo ciemne szarości. Bądź w mój bardzo ciemno brązowy płaszcz (wydaje się czarny, gdy jest niedostatek światła). Dziś założyłam najróżowsze, ale tylko dlatego, że jest zimno, a ja od paru dni się trzęsę. Może będę chora? W ciemności (akademikowego korytarza) Frankfurt (w oczekiwaniu na zielone światło) Frankfurt (w oczekiwaniu na tramwaj) Ostatnio też zaczęłam używać kremu BB firmy SkinFood Aloe Sun SPF20 PA+. Jest to próbka 1 ml i wystarcza na trzy użycia, co zdołałam już odkryć. Dziś jest mój drugi dzień. Już mam pewne spostrzeżenia. 1. Nareszcie nie martwię się, że wychodzę na ulicę z moją okropną, zapryszczoną, naczynkową i zaczerwieni