Hamlet, reż. Thomas Ostermeier
Gdy następnego dnia, z samego rana czeka Cię ważny sześciogodzinny egzamin, z całą pewnością najlepszym rozwiązaniem jest pojechać do Berlina, do teatru. Wyjść o północy, położyć się padnięta o pierwszej i spać. Aż zadzwoni budzik, by obwieścić, że nadszedł dzień, o którym kilka razy śniłaś. Koszmary. Po moich zeszłosemestrowych zmaganiach z "Hamletem" aż dziwi, że zechciałam mieć z nim coś jeszcze wspólnego. A jednak. Gdy tylko mam możliwość, staram się rozwijać moją znajomość teatru, a o księciu duńskim jakąś wiedzę już posiadałam. Za to o Thomasie Ostermeierze nie posiadałam żadnej. Po obejrzeniu trailera pomyślałam, że czeka mnie coś niezwykłego. Ale nie spodziewałam się, że to będzie jazda z górki bez trzymanki. Jestem przyzwyczajona do małego teatru, z niewielką ilością rekwizytów, efektów i bałaganu. Tutaj było dużo rekwizytów, dużo efektów i jeszcze więcej bałaganu. Cała scena pokryta ziemią. Do tego szlauch z wodą i moja osobista przygoda na oczach pięciuset l