Z życia w teatrze cz. 3. Marzenia i ich spełnianie.

Wierzę w przypadki. Wierzę w przeznaczenie. Pamiętacie, co napisałam kiedyś z boku na blogu (teraz jest to w zakładce "o mnie")? Że będę aktorką, bo tego chce moje przeznaczenie. I choć do szkoły aktorskiej nigdy nie poszłam, bo przez egzaminy wstępne bym nie przebrnęła (ten śpiewa i, co gorsza, taniec!), to trafiłam do świata, o którym marzyłam. Teatr. Aktorstwo.

I się uzależniłam. Po dwóch i pół tygodnia. Na dzień dobry dostałam małą, acz ważną rolę w jednym przedstawieniu. A teraz - gwoli rezygnacji ze spotkania z przyjaciółmi i wyjazdem do domu na zaledwie trzy dni w trakcie dwumiesięcznej przerwy od zajęć - zrobiłam wszystko, żeby tam zostać i dostać jeszcze jedną - tym razem większą - rolę. Bo trafiłam do osoby, która daje szanse. Takie szanse, że na myśl o kolejnej propozycji, którą dostałam, chce mi się płakać, choć będzie ona wymagała ode mnie jeszcze więcej wyrzeczeń - tym razem poważniejszych. I choć decyzji jeszcze nie podjęłam (w najbliższym czasie nie mam na to najmniejszych szans, ale w lipcu prawdopodobnie już tak), to wiem, że zrobię wszystko, by była ona pozytywna.

Czasem wątpiłam w to, czy zostanę tą nieszczęsną aktorką. Ale gdy dziś po północy (!) wróciłam z teatru, pomyślałam, że wszystko jest dokładnie takie, jakim być powinno. Bo mimo wszystko się spodziewałam. Nagle znowu czuję, że moje życie zależy ode mnie. I przysięgam zrobić wszystko, by dalej być tak absolutnie, euforycznie szczęśliwa.

Delikatnie próbuję przez to powiedzieć, że blog prawdopodobnie ucierpi. Jednak on też jest pewnym etapem mojego rozwoju. Kolejnym etapem samorealizacji.

Przeprowadziłam dziś kilka rozmów odnośnie teatru (łącznie z wyśmianiem odpowiedzi po trzech miesiącach na moje podanie o praktyki w jednym z wydawnictw w Berlinie - nadawcy bardzo podziękowałam w myślach za to, że odpowiedział mi tak późno, a przez to ja trafiłam do teatru) i wiem, że to moje miejsce. Niestety teraz trzymam dwie sroki za ogon (teatr i studia) i tak sobie myślę, że może się okazać, że jedną z nich będę musiała wypuścić. Obawiam się tej decyzji. Obawiam się - jakakolwiek by ona nie była. Bo w teatrze nie ma normowanych godzin pracy. Nie ma czasu na życie poza nim. Każdy idzie tam w jakimś celu, a ja mam wrażenie, że mój cel nie jest jeszcze sprecyzowany. Po prostu tego pragnęłam z całej duszy. I to moje miejsce. Ale jednak nigdy nie będzie całkiem różowo...

Marzenia się spełniają. Przypadki istnieją i pomagają. Decyzje są jednak trudne. I to naprawdę piękne, że widzę, że wszystko tak naprawdę zależy ode mnie. Nachodzi mnie jednak mały strach, że ten sen może prysnąć. I trafię do nierzeczywistej rzeczywistości z daleka od tego, co mnie uszczęśliwia.

Wierzę w moje marzenia. Warto wierzyć. I jeśli jakieś macie, pragniecie czegoś bardzo mocno, któregoś dnia na pewno to dostaniecie - jeśli tylko będziecie pragnąć najmocniej na świecie.

Komentarze

  1. Trzymam kciuki, żeby jednak marzenia się spełniały i wszystko szło po Twojej myśli :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękny tekst. Powodzenia z całego serca :)

    OdpowiedzUsuń
  3. To jest Travis - Writing to reach you. :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Miło się czyta, ze czyjeś marzenia stają się rzeczywistością :) mi nie pozostaje nic innego jak pogratulować! Gratuluję i życzę Ci żebyś nie wątpiła w swoje wybory :) wszystko się ułoży :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny i każdy pozostawiony komentarz! :).

Popularne posty z tego bloga

Spontaniczny konkurs błyskawiczny - Alverde. [ZAKOŃCZONY]

Jennifer Lopez Deseo EDP + KONKURS