Dni Teatru. Przemęczenie. Coś o niczym.

Niezwykłą przyjemność sprawia mi wpędzanie się w stan przemęczenia (zwykle kończy się on wysoką gorączką i niezdolnością do zrobienia czegokolwiek - oczywiście ja uważam, że na chorowanie nie mam czasu i ignoruję to, co wcale dobrze mi nie robi...). Ale cóż poradzić, skoro są Dni Teatru i trzy dni wstaję przed szóstą rano, biegnę do teatru, w środku dnia wyskoczę na jakieś jedne zajęcia (te, których w żaden sposób nie mogę opuścić), wracam późnym wieczorem i nie mam siły na nic poza snem. A przecież rozpiera mnie energia! Rozpierała. Do dzisiaj, kiedy już na nic nie miałam siły. Wystarczyło usiąść na chwilę na zajęciach i dopadło mnie moje zmęczenie.

Konsekwentnie staram się pamiętać o tym, że jestem studentką. Staram się. To bardzo dobre określenie. Od trzech tygodni przychodzi mi to z trudem, bo za dużo się dzieje. A ostatnio mi trochę odwala. W końcu kto normalny biega po mieście z przyczepioną plakietką z męskim imieniem? (Mało kto wie, że zamieniłam się na dzisiaj rolami z jednym mężczyzną i oboje tak biegaliśmy - choć na terenie teatru - on udając mnie, a ja - czasami - udając jego. Bez wątpienia wyglądałam idiotycznie w za dużej koszuli - XXL kontra moje XS - za dużych okularach i za dużym kapeluszu. A on w moim - za małym - kardiganie. A potem trzeba było przyzwyczaić wszystkich do tego, że dzisiaj nie jesteśmy sobą - dosłownie.) Nawet na zajęciach (wczoraj) byłam nadaktywna. Zwaliłam to na spędzanie znowu całych dni w teatrze. Cóż, od przyszłego tygodnia się to zmieni, bo naprawdę muszę spróbować odpocząć.

Swoją drogą na poniedziałek mam referat i tylko kilka godzin czasu dzisiaj, by go przygotować. No i muszę się z moim Hamletem uporać... Mam wrażenie, że osiągnął w moim życiu coś na kształt kultowego symbolu. No bo kto o nim jeszcze nie słyszał?

Ale może o Dniach Teatru. Trzy dni - z czego w pierwszym opiekowanie się grupą dzieci w wieku do dziesięciu lat (z jedną koszmarną Polko-Niemką, która pokonała w swojej okropności wszystkie inne dzieci, które znam, razem wzięte - a chcę zaznaczyć, że lubię dzieci), w drugim kontakt z nastolatkami, a w trzecim... cóż, dziś był trzeci i chyba nic nie robiłam, oprócz robienia z siebie przedstawienia. Idea wystawiania własnych sztuk w teatrze naprawdę mi się podoba, ale różnica w poziomach jest ogromna. I to nie tyle między profesjonalnym teatrem a szkolnym, ale także między dwoma szkolnymi. Ile razy w ciągu tych trzech dni pomyślałam, że mam szczęście, będąc w teatrze i nie musząc robić czegoś takiego, jak ta młodzież, wiem tylko ja.

Idea jest świetna, organizacja nienajgorsza (choć zdarzyło się, że połowa obsady danego przedstawienia po prostu się nie pojawiła i trzeba było sobie radzić, ale to już nie wina teatru, tylko uczestników), ale czasem podejście (jw.) woła o pomstę do nieba.

Dobra, koniec z szukaniem wymówek. Przypominam sobie samej, że na studia też czasem trzeba coś zrobić. Palce rozgrzane, mogę zabrać się do roboty.

Tak, tak, nie mam czasu. Bez tego stwierdzenia się przecież nie obejdzie.

Komentarze

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny i każdy pozostawiony komentarz! :).

Popularne posty z tego bloga

Spontaniczny konkurs błyskawiczny - Alverde. [ZAKOŃCZONY]

Jennifer Lopez Deseo EDP + KONKURS