Nieszczęścia chodzą parami, czyli całkowita dezorganizacja życia.

Czuję się właśnie tak, jak wyglądają moje nieszczęsne konwalie...
Zwykle mogłam się pochwalić ogólnym ogarnięciem. Mojego życia, życia mojego Niemca, życia moich przyjaciół, a do tego wszelakich innych rzeczy, które spadały na moją głowę. Ostatnio mi coś jednak nie wychodzi. Na głowę spadło mi coś, o czym wiedziałam, że nastąpi, ale nie spodziewałam się, że muszę to robić już teraz. Zostałam zmuszona do rozpoczęcia mojej pracy licencjackiej.

Wszystko byłoby dobrze, gdyby pierwsze dziesięć stron nie napadło na mnie tuż przed weekendem majowym, który to miałam zapchany. Potem kolejny tydzień, który był przeplatanką teatru i migreny (lub obu rzeczy na raz), z którą zmagałam się ładnych kilka dni. Potem weekend - zajęcia. I warsztaty w teatrze z pewną litewską grupą (uczniów jedynej prywatnej szkoły aktorskiej w Wilnie). Ani jednej wolnej minuty do bardzo późnych godzin wieczornych w niedzielę. I tak nastąpił poniedziałek, kiedy to udało mi się napisać pół strony, po tym jak już dowiedziałam się, że nastąpiła pewna tragedia (albo bardzo nieprzyjemna niedogodność), która ma wpływ na nasze życie i spowodowało to zepsucie mojego nastroju na cały dzień (nie uratował tego nawet nowy regał i małe zakupy w H&M) a potem poszłam do teatru, bo mieliśmy filmowe popołudnie z "Mechaniczną pomarańczą". We wtorki mam zajęcia, a potem miałam coś do załatwienia, następnie teatr i szalona rocznicowa kolacja z próbą wejścia na dach naszego bloku (który zakończył się opieprzem sąsiada).

Następują też kolejne dni. Czwartek to teatr (tak samo jak środa, a dziś byłam dodatkowo oświetleniowcem). Wygląda na to, że mam weekend na napisanie tej nieszczęsnej części teoretycznej. A i wtedy inne zadania... Praca do oddania w poniedziałek. Potem przygotować protokół z zajęć, zebrać się na wyjazd do Paryża (który to ja organizuję dla całej rodziny i oczywiście jestem zabiegana, zestresowana i najchętniej bym to komuś oddała - a właśnie, miałam napisać maila do hotelu, że przylecimy później, niż planowaliśmy, ponieważ zmieniono godzinę odlotu, a potem muszę się postarać nas w Paryżu nie zgubić), a zaraz po powrocie egzamin teoretyczny na prawo jazdy. O, muszę zadzwonić do mojego instruktora, żeby mi załatwił termin. Dwa lata po skończeniu kursu mogłabym w końcu podejść do egzaminu.

To moje zmartwienia tylko do końca maja. Może uda mi się to przetrwać. Już nawet nie odczuwam radości z powodu tego wyjazdu. Najchętniej zostałabym w domu. Szczególnie, że jestem chora. Od dwóch dni prawie nie dam rady mówić (chrypię, charczę i jakimś cichym, nie moim głosem jestem w stanie przekazywać informacje, gardło mi puchnie, a głowa pęka, kaszel i katar też są nieprzyjemne). I w tym stanie muszę na nowo zorganizować moje życie, bo obecnie to wszystko leży, ja też i czytam książkę. I liczę, że wszystko się jakoś samo ułoży.

Chciałabym się w końcu wyspać. Od tygodni nie spałam dobrze.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Spontaniczny konkurs błyskawiczny - Alverde. [ZAKOŃCZONY]

Jennifer Lopez Deseo EDP + KONKURS