Posty

Wyświetlam posty z etykietą o stroju

Nowe kolczyki.

Obraz
Dzisiaj rano udało mi się obudzić wcześniej niż zwykle i nie zignorowałam budzika, jak to robiłam przez cały weekend, ale się ruszyłam. Ubrałam się, spięłam włosy (znowu trochę mi się rozwaliły, muszę kupić chyba lakier, albo wymyślić bardziej trwały sposób splatania) i wyszłam do sklepu po śniadanie. Nie, wbrew pozorom się nie odchudzam, choć moja marchewka, jabłko, banan, daktyle i jogurt oraz woda z cytryną i imbirem mogą wskazywać na coś przeciwnego. Raczej staram się ratować mój organizm. Narzekałam sobie trochę po przebudzeniu, że nie ma śniegu, a jest w całej Polsce. Jednak gdy wychodziłam ze sklepu, widzę - śnieg! Pada śnieg, pada śnieg! Radosna, w cienkiej bluzce i rozpiętym płaszczu idę z powrotem do akademika, patrząc w niebo, a jakiś mężczyzna: - Nie jest pani zimno? Drugi mu coś chyba powiedział, a ja szczęśliwa ruszyłam na moje śniadanie. Choć teraz już przestało sypać. Zrobiłam te kolczyki w zeszłym tygodniu, chyba we wtorek, gdy miałam kilka minut czasu między zajęc

Outfit pt. "Nic mi się nie chce, ale udam, że jest inaczej".

Obraz
Rano uznałam, że pozwolę mojemu snu zadecydować, czy wstaję. Dałam sobie pięć minut czasu - jeśli zasnę, nie ruszam się z łóżka, jeśli nie - wstaję. Nie wstałam. Nie chciało mi się nic. Miałam do poprawienia recenzję na zajęcia itd. Zrobiłam to i zadecydowałam, że choć udam, że czegoś mi się chce. Stąd ten outfit. Gdy Wam nic się nie chce, zakładacie zapewne jeansy i jakiś t-shirt. Ja dzisiaj wyszłam z innego założenia. Jednak porządnych zdjęć i tak nie chciało mi się zrobić. W tle biurko mojej współlokatorki. Nie ma jej, więc nie może mnie okrzyczeć. A to, że wyglądam na tych zdjęciach okropnie nie zasługuje nawet na tłumaczenie. Jednak efekt niechcenia był na tyle skuteczny, że w kserze nie zapłaciłam nic za wydrukowanie wspomnianej wyżej pracy, a w jednej trzeciej drogi na zajęcia spotkałam koleżankę, która mi powiedziała, że ich nie ma. Jak widać, zaczarowałam świat moim niespecjalnym, choć niejeansowym outfitem i mogę się pogrążać w niechceniu aż do wtorku, kiedy to muszę na te

Outfit wigilijny.

Obraz
Diabeł tkwi w szczegółach, a samodzielne robienie zdjęć przy braku światła i z przeszkadzającym kotem jest bezsensowne. Sukienka, jak to zwykle bywa, o wiele lepiej wygląda na żywo niż na tym zdjęciu. I ja wyglądam w niej na żywo o niebo lepiej. Ale jest Wigilia, więc nie będę narzekać. Sukienka - Queen Lakier do paznokci - Essence nr 48 "Meet me now!" Szminka - Manhattan nr 57D Naszyjnik/kolczyki - ukradzione mamie

Kolczyki świąteczne.

Obraz
Moje koralikowe zamówienie przyszło akurat na dwa dni przed wyjazdem do Warszawy, więc w ramach radości, że mam nowe zabawki, postanowiłam zrobić dla mnie i dla Gii świąteczne kolczyki, w świątecznych barwach - czerwieni i zieleni. Trochę ciężkie, ale mi się bardzo podobają i, o dziwo, Gii też, choć miałam obawy. Na szczęście niepotrzebne. Chce ktoś takie? Zostało mi jeszcze koralików na dwie pary. Zapraszam również na konkurs u TINY , w którym można wygrać magnoliowy zestaw do rąk. I przypominam o trwającym konkursie u mnie !

Kolczyki.

Obraz
Pierścionków nie noszę, ponieważ uważam ich nadmiar za nieestetyczny, a o zakładaniu pojedynczych ciągle zapominam. Na szyi mam zawsze ten sam srebrny łańcuszek z przywiezionym prosto z Egiptu krzyżem ankh (i cokolwiek ktoś mówi o pewnych szkodliwych właściwościach, nie sprawdza się w mojej sytuacji). Bransoletki mnie po prostu denerwują (choć ostatnio noszę zegarek). Za to kolczyki są moją ulubioną biżuterią. Może nie noszę ich codziennie, ale dość często. Im większe, tym lepsze (spod mojej czupryny lepiej widać), choć czasem lubię też jakieś małe kropelki w uszach, które widać w rzadkich sytuacjach. Uwielbiam kolczyki. Zdecydowanie. Pomysł z samodzielnym robieniem świtał mi w głowie od dawna, ale zawsze szkoda mi było pieniędzy na zakup tych wszystkich bigli, koralików i innych. Dopiero Gia mnie przekonała, bym spróbowała. Zamówiłam więc w Internecie zestaw do robienia, niezbyt drogi, by sprawdzić, czy mi się to spodoba. I tak to się zaczęło (zawsze kojarzą mi się te słowa z Gumis

Outfit-Berlin i Berlin.

Obraz
Był plan. Początkowo głosił on, iż do Berlina jadę w sobotę, ale pewne warunki nie zostały spełnione, więc nie pojechałam (co w ostatecznym rozrachunku okazało się zrządzeniem losu, jednakże nie jest to w tej chwili ani odrobinę istotne). Kolejny punkt - wtorek. Jeśli nie sobota, to wtorek z całą pewnością. Także wstałam o godzinie wczesnej jak na wolny dzień i jeszcze przed godziną jedenastą wyjechałam, a gdy tylko słońce osiągnęło najwyższą pozycję na niebie, ja już wysiadałam na Alexanderplatz i stanęłam naprzeciwko Wieży Telewizyjnej. Wieża Telewizyjna Obok niej jest coś, co postronny obserwator mógłby nazwać malutkim parkiem - czym to jest w rzeczywistości, nie wiem - a tam na chodniku był ułożony ładny dywan z liści, jednak nadleciały gołębie, które rozwiały wszystko. Wyglądało to naprawdę cudownie, jednak za nic nie zdążyłabym wyjąć aparatu, by to nagrać (zdjęcie by tego na pewno nie oddało). Moim kolejnym krokiem była Alexa. Spędziłam tam bardzo mało czasu, najwięcej w

Koszula nocna.

Obraz
Kiedyś gdzieś zobaczyliście kawałek mojej czerwonej koszuli nocnej i zaraz usłyszałam, że chcecie ją zobaczyć w całości. No to nadeszła najwyższa pora. Sięga mi do połowy uda, jest bawełniana i stworzona przez firmę Moraj. Ja jestem zadowolona z życia, ponieważ dopiero weekend się skończył, a już zaczął! Odeśpię ostatnią podróż pociągiem. Nareszcie. Nadrobię wszelakie zaległości, odrobię parę zadań i zagryzę je suszoną papają (mniaaam) oraz mandarynkami. Nareszcie się zaczął na nie sezon! Czyli już mamy zimę...

Outfit inauguracyjny.

Obraz
Można powiedzieć, że dzień został pokonany w wielkiej bitwie z mniejszymi i większymi stratami [paznokcia]. Poranek zaczął się źle, ale im dalej w las, tym lepiej. Pomijając, że do godziny 15:20 egzystowałam jedynie na Froopie z kiwi, bo nie spodziewałam się, że wsadzą nam szkolenie z praw i obowiązków studenta. Gdybym wiedziała, zjadłabym ambitniejsze śniadanie. Zaś na wykładzie inauguracyjnym, który traktował o wolności i przestrzeni (whatever im chodziło), czytałam sobie książkę. Niestety za mało stron zostało mi do końca i dwadzieścia minut musiałam siedzieć i starać się nie wrzeszczeć. Przyszła mi Rice, więc będę czytać. A od poniedziałku biorę się za robienie kolczyków, o. Sukienka - Orsay Buty - Jennifer (CCC) Kurtka - Yoshe Kolczyki - Orsay

Buty. I chyba nie tylko.

Obraz
Odkrycie, że w moich adidasach odkleja się podeszwa, było wystarczającym usprawiedliwieniem dla zakupu butów. Muszę jednak zaznaczyć - nie mam manii na punkcie tej części garderoby, wręcz nie znoszę jej kupować. W tej kwestii nie jestem typową kobietą. Zdecydowanie preferuję chodzenie boso, ale niestety w świecie, który rzekomo jest cywilizowany, należy chodzić w jakimś obuwiu. A przynajmniej na takiej deszczowej pogodzie, jaka gości u nas w Słubicach... Dzisiaj moje włosy przemokły już trzy razy, gdy biegałyśmy z dziewczynami po Frankfurcie, by pozałatwiać parę drobnych rzeczy. Czy chwaliłam się, że zdałam DSH na 77,7%, czyli już pełnoprawnie jestem na poziomie C1 z niemieckiego? Satysfakcjonuje mnie to, choć muszę przyznać, że bardziej cieszą mnie moje własne obliczenia dotyczące wyniku, bo jeszcze zanim wyszłam z sali byłam święcie przekonana, że napisałam na jakieś 76%. Bardzo niewiele się pomyliłam. Ale buty. Mówiłam o butach. Taki był zamysł i wbrew dygresjom zamierzam się go t

Róóóóóóóóóż (w połączeniu z szarością jest pięęęęękny)!

Obraz
    Jak Kenzę lubię, uważam za śliczną i nie ukrywam, że chętnie wybrałabym się z nią na jakąś kolację [połączoną ze śniadaniem], to zwykle w jej ubraniach się nie zakochuję. Wyjątkiem są skórzane spodnie Jofama by Kenza, ale poza tym nie ma nic. Aż do teraz! Ja chcę ten cudowny, bardzo różowy sweter, który przecież tak ładnie kontrastowałby z tym szarym niebem! Zawinęłabym się w niego, a następnie zwinęłabym się w kłębek, umiejscowiła na miejscu w pociągu i mogę jechać do Słubic. Różowa, radosna, śliczna. Jak się Zarą nie podniecałam, to teraz mam szczerą nadzieję, że w polskiej/niemieckiej(?) jest/będzie. Choć mam wątpliwości, czy chcę wydać na sweter 180 złotych... Przy okazji zmieniła się piosenka w ramce bocznej. O mamusiu, ja chcę ten sweter!!! Źródło zdjęcia

Swetromania.

Obraz
Kocham swetry. Uwielbiam. Ubóstwiam. I właśnie mniej więcej rok temu weszłam do jednego z moich ulubionych sklepików (gdzie wciąż nie można płacić kartą, co mnie dziś bardzo zabolało, bo musiałam doczłapać 30 km do bankomatu... okej, przy okazji wypłaciłam pieniądze, bo na pewno nie ruszyłabym się tak daleko tylko po wypłacenie pieniędzy, już prowizja w najbliższym bankomacie byłaby mniejsza niż cena busa) i znalazłam tam cudny sweterek. I myślałam o nim przez ten cały rok z nadzieją, że kiedyś go jeszcze zobaczę. Czemu go wtedy nie kupiłam? Nie wiem. Chyba było mi szkoda pieniędzy. Ale dziś znowu tam weszłam i patrzę - jest! No kto by pomyślał. Po roku! Kartą zapłacić nie mogłam, więc musiałam wytrzymać te kilka godzin i w końcu stałam się jego dumną posiadaczką. Chciałam kupić coś jeszcze, ale skończyło się to oblepieniem watą cukrową i zmywaniem z reklamówki jej pozostałości - dobrze, kłamię tu troszkę, po prostu wymieniłam reklamówkę na czystą i wróciłam do domu. I marzy mi się