Buty. I chyba nie tylko.

Odkrycie, że w moich adidasach odkleja się podeszwa, było wystarczającym usprawiedliwieniem dla zakupu butów. Muszę jednak zaznaczyć - nie mam manii na punkcie tej części garderoby, wręcz nie znoszę jej kupować. W tej kwestii nie jestem typową kobietą. Zdecydowanie preferuję chodzenie boso, ale niestety w świecie, który rzekomo jest cywilizowany, należy chodzić w jakimś obuwiu. A przynajmniej na takiej deszczowej pogodzie, jaka gości u nas w Słubicach... Dzisiaj moje włosy przemokły już trzy razy, gdy biegałyśmy z dziewczynami po Frankfurcie, by pozałatwiać parę drobnych rzeczy. Czy chwaliłam się, że zdałam DSH na 77,7%, czyli już pełnoprawnie jestem na poziomie C1 z niemieckiego? Satysfakcjonuje mnie to, choć muszę przyznać, że bardziej cieszą mnie moje własne obliczenia dotyczące wyniku, bo jeszcze zanim wyszłam z sali byłam święcie przekonana, że napisałam na jakieś 76%. Bardzo niewiele się pomyliłam.

Ale buty. Mówiłam o butach. Taki był zamysł i wbrew dygresjom zamierzam się go trzymać. W CCC w Słubicach widziałam takie całkiem, całkiem buty i chciałam je kupić. Jednakże dziura w adidasach sprawiła, że uznałam, iż muszę teraz, natychmiast, a byłam w domu, do Słubic trochę daleko, więc poszłam do CCC w Myślenicach. Po deprymującym mierzeniu w końcu znalazłam jakieś, które mnie satysfakcjonowały. Kupiłam. Przejechałam w nich całą Polskę. Obeszłam pół Frankfurtu. Mięśnie bolą mnie aż do połowy ud, a palce u stóp zapomniały, jak się nazywają. Muszę je rozchodzić. Trochę zbyt wąskie z przodu jak na moje przyzwyczajenia. A dodatkowo obcas! Dość wysoki. Oswoję się z tym, ponieważ kocham takie buty. Te są z firmy Jennifer, na którą patrzyłam co jakiś czas i jestem zadowolona. Może moje nogi nie, ale się przyzwyczają, jestem pewna. A przynajmniej nie mają wyjścia. Buty są trochę ocieplane, nie rozkleiły się po dwóch intensywnych, mokrych dniach, obcas nie odpadł, więc na dzień dzisiejszy określam je jako porządne. Ja mam talent do unicestwiania obuwia. To wiele tłumaczy. Sama jestem zdziwiona.

Jakiś czas temu zamówiłam też kolczyki i naszyjnik u Natajki. Właściwie nie dla siebie, ale te kolczyki tak mi się spodobały, że w docelowe ręce trafi chyba tylko naszyjnik... To buteleczki z modelinowymi serduszkami w środku. One są takie malutkie! Niestety dzisiaj mój program do grafiki robi mi na złość i wszystkie zdjęcia przerabia na czarno-białe. Cóż. Postaram się nie wyrażać dezaprobaty zbyt głośno.

A na zakończenie pokażę Wam, jak bawiłam się w piątek:

500 elementów, a jednego dalej nie ma. Ożesz, kto zjadł?! To kot, na pewno kot! Ale o kocie kiedy indziej, on ma zaplanowany osobny post.

A od wczoraj czuję się studentką - piłyśmy z dziewczynami mojito z Biedronki, cytrynówkę Barmańską, a to wszystko w plastikowych, różowych kieliszkach koktajlowych. A co mi tam, zobaczcie.

Komentarze

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny i każdy pozostawiony komentarz! :).

Popularne posty z tego bloga

Spontaniczny konkurs błyskawiczny - Alverde. [ZAKOŃCZONY]

Jennifer Lopez Deseo EDP + KONKURS