Posty

Wyświetlam posty z etykietą o miłości

Moje mruczące miziadełko.

Obraz
I kudłate kochanie. Kudłate śliczności. Moje miziu-miziu. Kici-kici. Mru-mru. I wiele innych określeń, którym można określić najkudłatszego Deusza świata. Ostatnio jest miziadełkiem. Nie wiem, czego on używa, ale ja chcę mieć takie miękkie włosy, jak on ma futro... Dawno go nie było. Niestety jest to stworzenie, któremu da się zrobić zdjęcia jedynie wtedy, kiedy śpi. A ostatnio mu się to mało zdarzało. W nocy biega gdzieś po chaszczach i przychodzi oblepiony malutkimi rzepami, a w dzień - o ile się łaskawie pojawi - miauczy, je i idzie spać, by potem znowu uciec. Ostatnio zaczął także mruczeć i się przytulać. Mama mówi, że okresy godowe się skończyły, to będzie odsypiał. Faktycznie, ostatnie trzy noce spędził w domu! Wbijając mi pazury w głowę, pragnąc zrobić mruczący masaż. Podobno kotom wychodzącym nie można obcinać pazurów, bo sobie i tak zedrą. Deusz tego nie robi. Na tylnych (kudłatych i miziatych) łapkach faktycznie ma spiłowane, ale na przednich miał szpony, które przebijały m

My weird Berlin memories.

Obraz
 Duuuuch w Bundestagu.  Deszczem rozmazana pod Bramą Bandenburską.  Mina nieadekwatna do smaku lodów. Przy Wyspie Muzeów. Kokos, mango. Echt lecker!  Tamże. Dziwne malinowe, słodkie, niebieskie coś w lodzie do picia. Za słodkie! Thank God not mine! Potsdamer Platz. Sfotografowane z myślą o Gii. Z kawiarni naprzeciwko. Love, love, love. BerlinLove. I love this city. J'adore.

Kudłatość zaawansowana. I konkurs.

Obraz
Gdy wróciłam do domu i zobaczyłam Deusza, wykrzyknęłam od razu: Kudłatość zaawansowana! Wciąż jest najkudłatszy (i w ogóle cały naj), ale kudłatość się zrobiła bardziej dojrzała. Choć wciąż jest małym dzieckiem, które głośniej miauczy i mniej gryzie. O czym świadczy fakt, iż wróciłam niespecjalnie poturbowana i mogłam się pokazać publicznie bez chowania ran wojennych pod ubraniami. Może wciąż nie dawał mi w nocy spać (to mrrrrruczenie) i uwielbiał się kłaść na klawiaturze i na mojej szyi tak, że nie byłam w stanie ni to czytać, ni patrzeć w ekran. Wciąż kochany. I wciąż bardzo kudłaty. I oczywiście wciąż nie dawał sobie robić zdjęć w sytuacji innej niż w trakcie snu. Dziś nie piszę wiele. Bo od moich zachwytów może zemdlić. Tak jak moją mamę. - Mamooo, Deusz potrafi jednocześnie mruczeć i miauczeć! Popatrzyła na mnie tak wymownie, że już nawet nie wnikałam. Chcę wrócić do mojej przytulanki. Gdzie jest głowa? I konkurs, choć nie u

Kotu da się zrobić zdjęcie tylko wtedy, kiedy śpi.

Obraz
Dziś na zajęciach odebrałam MMSa. Deusz! Och, moje najkudłatsze, kochane, śliczne, cudowne, urocze, przytulaśne... A przed chwilą przyszedł mail z ich większą ilością. Wygrzewający się w słońcu na balkonie kot. Czy jest coś cudowniejszego? Jak ja za nim tęsknię! Po pierwszym dniu zajęć w semestrze letnim zasłużyłam sobie na chwilę relaksu. Najchętniej powygrzewałabym się z moim kotem, kotkiem, koteczkiem, kociątkiem na tym balkonie. Mniejsza z tym, że za dużych ilości słońca nie toleruję. Dziś mi się trochę chce. Zadowoliłam się słońcem w pomarańczach.

Deusz ćwiczy jogę...

Obraz
...przez sen - w momencie, gdy ja czytam książkę "Szybka i prosta joga". Wczoraj uciekł z domu. Na szczęście wrócił po godzinie. Z całymi łapkami umorusanymi węglem. Tak się wystraszyłam... z kim ja bym spała? A jeśli coś by mu się stało? Dziś olejowałam włosy, ale do sukcesów mi daleko. Jeszcze to opanuję. A godzinę temu nałożyłam sobie na twarz czerwoną glinkę. Gdy mama mnie w niej zobaczyła, wybuchnęła śmiechem, po czym stwierdziła, że lepsza niż algi (o soczyście ciemnozielonym kolorze) i że ten ceglasty kolor bardzo mi pasuje. Kazała mi się opalać, ale nigdy nie osiągnęłabym takiego efektu. Co najwyżej efekt pomidora wyjętego z gorącego piekarnika... Miłego weekendu! I przypominam o konkursie, kliknijcie w różowy baner nad postem/pod nagłówkiem, żeby dowiedzieć się więcej. A tak na koniec - przed chwilą zauważyłam:

Apokalipsa. Pryszcze. Sushi.

Obraz
Sałatka z glonów wakame, ebi futomaki. A wcześniej mini zakupy (olej kokosowy i korektor z Inglota) i zabawa w wizażystkę z odrobiną pigmentu i brokatu na palcach. Chęć wycieczki do fabryki cukierków. Różowe Frugo i biały KitKat. Kłótnie od rana do nocy, krzyczący kot i kwestia: o co chodzi z sukienkami komunijnymi i moje wściekłe: Skoro symbol niewinności, to niech najlepiej idą nago! I święte oburzenie. A później jeszcze kwestia nieochrzczonego, nowonarodzonego dziecka i końca świata. Dzień dziwny. Z Kotkiem spotkałyśmy w Galerii kolegę z UJ. Potem się jej pytam, co o nim sądzi. Jej pierwsze pytanie: - Kochałaś go kiedyś? - Nie, nawet go nie lubiłam. Non stop mnie wkurzał. W sumie żywiłam do niego sympatię, ale do lubienia było daleko. - A co o nim sądzisz? - pytam, bo to dziecię wybredne, a ciekawi mnie, co myśli o moich znajomych. - Fajny jest. Pasujecie do siebie. - Co? Po co? Czemu? - Oboje macie pryszcze. Zaskakująca logika. A potem: - Mama też ma pryszcze.

Kot w pralce.

Obraz
"I po co mi błyskasz po oczach tą lampą? Nawtykać ci?" "Może jak zapozuję i udam grzecznego kotka, to sobie pójdzie." "Cholera, długo jeszcze?..." "Ech..."

Niegrzeczny kotek.

- Ty skurwysynu zajebany! - Co się stało? Lecę do kuchni, żeby zobaczyć, co Deusz zrobił. Część śmieci leży na podłodze, w tym skorupka jajka. - Nie wolno tak robić! - mówię do Deusza. - Nie wierzę - mówi mama. - Nie pochwaliłaś go. [Śmiech na sali]

Bubble tea w Krakowie, lodowisko i Kotek. Ja w ilości śladowej.

Obraz
O butach najróżowszych opowiem raczej jutro. Bo dzisiaj chcę się nimi jeszcze nacieszyć w samotności. Ten obcas (13 cm)! Zaś dzisiaj pojechałam z moim różowym Kotkiem do Krakowa na łyżwy. Miałyśmy Groupona do Oranżerii (lodowisko + herbata/gorąca czekolada), ale to lodowisko nie nadawało się do niczego. Czekolada za to była smaczna. W ramach ratowania nastroju (ta mżawka...) pojechałyśmy pod Galerię (ile się najeździłyśmy MPK, to nie wie nikt!) i właśnie tam wzięłyśmy się za jazdę. Mnie niestety nieszczęsne łyżwy trochę brutalnie obtarły w jednym miejscu i nie bardzo dałam radę, ponieważ po prostu bolało. Kotek wywrócił się sześć razy, przemókł trochę, ale był zadowolony. Nieszczęsna łyżwa Kotek w akcji Kawałek lodowiska i jakiejś obcej ludziny (odmiana od ludzia, który jest odmianą od istoty ludzkiej) W Galerii dokonałyśmy również fascynującego odkrycia polegającego na... bubble tea! Ja zobaczyłam pierwsza, zobaczyłam, że jest degustacja, więc wysłałam Kotka, by sobie zde