Posty

Wyświetlam posty z etykietą little things

Ulubieńcy sierpnia.

Obraz
Nadszedł czas na kolejnych ulubieńców. Kasia systematycznie mi o nich przypomina - chyba wie, że sama z siebie bym nie wpadła na pomysł zrobienia tego postu, chyba że dany miesiąc byłby absolutnie ulubieńcotwórczy. Nie zdarza się to jednak często. Niemniej gdy Kasia mi powie, że nie pragnie niczego poza ulubieńcami, przebiegam w myślach cały miesiąc w głowie i zastanawiam się: Co mnie tym razem urzekło? Zwykle coś się znajduje. Przyznam, że sierpień jest dość niekonkretny i dziwny. Sama nie wiem, co bym w nim najchętniej zamieściła. To taki miesiąc, który dłużył mi się niemiłosiernie, choć przecież minął szybko. Tyle że ledwo kojarzę, że w domu byłam zaledwie dwa tygodnie temu, że byłam w górach, spotkałam się z rodziną, zwiedziłam kilku lekarzy, pojechałam na jedną noc (i to bez kawałka dnia) na jakąś niemiecką wieś, a potem wróciłam do teatru, gdzie czekały mnie dwa tygodnie nie-wiadomo-czego. Miesiąc się skończył, a wydaje mi się, jakby te wszystkie wydarzenia miały miejsce dwa mi

Little things: Berlin.

Obraz
 Wczoraj dość spontanicznie - bo w związku z decyzją podjętą wieczór wcześniej - pojechałam na chwilę do Berlina. I pisząc to, rzeczywiście mam "chwilę" na myśli. Całkowity czas spędzony w tym mieście to półtorej godziny i polegał na bieganiu po sklepach - tak w ramach relaksu, bo wiem, że nie będę miała w najbliższych dniach (tygodniach?) możliwości, by się wyrwać i chciałam z tego możliwie najszybciej skorzystać. Wolne przedpołudnie zdecydowanie temu służyło. Celem był Lush, Dussmann, Galeries Lafayette oraz Saturn na Alexanderplatz. W Dussmannie marzyłam o znalezieniu jednego ze słowniczków Dudena, niestety jest niedostępny, ale go sobie zamówię, bo bardzo, bardzo chcę. Odkąd przeczytałam w nim jedną stronę - jestem absolutnie zakochana. Do Lafayette poszłam w związku z kupnem czegoś smacznego - te mini naleśniczki z kozim serem i rozmarynem były naprawdę rewelacyjne i pewnie kupię je jeszcze [nie] raz. A może zdecyduję się na inny smak? Kto by pomyślał, że porzucen

Zakupy, prezenty, czyli dużo nowych rzeczy i kosmetyków mam.

Obraz
 Ponad pół roku temu O. zadzwoniła do mnie i zapytała, czy chcę obraz z Audrey Hepburn. Był on w Poznaniu, a że gdy tamtędy przejeżdżam, nigdy nie mam na nic czasu, bo tylko wsiadam w kolejny środek lokomocji, pojechał do Krakowa. O. miała mi go wysłać, ale nie wiedziała, jak go zapakować. Po pół roku osobiście wysłałam go sobie do akademika, przy czym w międzyczasie wiele osób próbowało przekonać O., by im go dała/sprzedała. Audrey wylądowała jednak u mnie i dziś zawisła nad łóżkiem. Mam nadzieję, że nie spadnie mi w nocy na głowę, bo jej wymiary to 80x80cm, a rama też swoje waży... Gdybyście tylko widzieli, w jaki zabawny sposób ważyły ją panie na poczcie! Ważne jednak, że dotarła cała i zdrowa.  Oto Wiolinek. Decoupage'owy kotek, którego wysępiłam od O. Stworzony w celu bycia zakładką do książki i wykorzystywany również do tego celu. Czyż nie jest uroczy?  W drodze powrotnej do Frankfurtu miałam kilkugodzinną przerwę w Warszawie, by móc spotkać się z Gią i Kasią . Usiad

Paczuszka z Warszawy i coś zachwycającego.

Obraz
Z moim listonoszem znam się już na tyle dobrze, że doskonale wiem, kiedy mu się nie będzie chciało czegoś przynieść i od razu idę po to na pocztę. Ileż mniej nerwów mam zszarganych! Tak też było wczoraj. Wiedziałam, że Kasia wysłała mi paczuszkę z kilkoma ślicznościami i bransoletką Missiu z dziewczynkami, którą wygrałam u niej w konkursie, więc poszłam po nią. Ta niesamowita kobieta nie poprzestała jednak na bransoletce. Przy okazji zakupów zrobionych przez jej siostrę wpadło coś dla mnie - balsam do ust z granatem Burt's Bees (bo trochę narzekałam, że mój barwiony nie zawsze mogę nosić, bo czasem nie mam ochoty na kolor na ustach) oraz migdałowy krem do rąk, którego zapach i konsystencja sprawiają, że mam ochotę wsadzić w niego palce, a potem je oblizać. Cudem się powstrzymuję, bo pachnie bosko. Jak migdałowy krem do tortów. Oprócz tego Kasia wie, że jestem na poszukiwaniu perfum o zapachu kwiatu pomarańczy. Kiedyś L'Occitane miało idealny w swojej ofercie, jednak gdy c

Ulubieńcy lipca.

Obraz
W maju miałam ulubieńców. Ale nagle nadeszła połowa czerwca i okazało się, że nie mam czasu. Gdy nastąpił ostatni tydzień czerwca i należałoby się zabrać za nowych ulubieńców, zaniechałam. Nie lubię spóźnień i wolałam sobie całkiem odpuścić. Potem nadszedł pomysł, by zrobić połączonych maja i czerwca. Ale też coś sprawiło, że zrezygnowałam. Zaś w lipcu nawet nie myślałam o tym, co mogłoby się w nich znaleźć i nie zamierzałam w ogóle robić tego posta. Jednak Kasia wczoraj do mnie napisała, że tak lubi moich ulubieńców, i pod jej wpływem zaczęłam rozmyślać. Ostatecznie post sam się ułożył. Mój lipiec był tak różnorodny, że nie bez powodu koncentruje się na końcu miesiąca. Podejrzewam, że nic z jego początku nie mogłabym sobie przypomnieć. I w ten oto sposób są to ulubieńcy końca lipca, ale gdyby pojawili się na jego początku, to zapewne by przetrwali do dziś. Jak i zresztą jest.  1. Kosmetyki. Odkąd mojego nie-mineralnego Garniera wycofali ze sprzedaży, a mineralny okazał się je

O zakupach i o tym, że nareszcie mam czas.

Obraz
Wczoraj pomalowałam paznokcie. Na różowo - w kolorze mojej torebki. Co w tym dziwnego, skoro rok temu wpadłam w mały nałóg kupowania lakierów to paznokci? A to, że od pięciu miesięcy miałam ochotę na ich pomalowanie, jednak nie miałam czasu, lub ten czas był tak krótki, że zapominałam o tym, że tego chcę. I ostatecznie mi się udało dopiero wczoraj. To był ten moment, w którym odkryłam, że mam czas. A dziś, nim wyszłam na zakupy, zrobiłam nawet makijaż - i to nie sceniczny, a normalny! Tego już było dla mnie za wiele. Wakacje? Nie, ja ich jeszcze nie mam. Ale czas owszem, choć nie całkiem wolny. Gdy uporam się z analizą językoznawczą jednej z baśni braci Grimm, będę mogła uznać, że mam czas. Poszłam w zasadzie po spodnie. Bardzo chciałam jakieś kupić, ale w tym siedlisku sieciówek nie jest tak prosto. W tzw. normalnych sklepach z ubraniami też nie. Mimo to wpadłam na genialny pomysł - jako że jestem z lekka kurduplowata i zdecydowanie chuda, to spróbujemy na dziale dziecięcym w  H&a

10 kroków do lata: kolorowy tydzień.

Obraz
 Na kolorowy tydzień czekałam bardzo długo. Bardzo chciałam w końcu pomalować paznokcie i uznałam, że ten tydzień będzie idealny. I jakoś wyszło tak, że nie miałam czasu i ostatecznie tego nie zrobiłam. Za to każdego dnia pilnowałam, by mieć coś widocznie kolorowego. Poniedziałek zaczęłam na zielono. Zielony sweterek i kolczyki Królowej Elfów (w gimnazjum nazwała je tak moja koleżanka - mam jeszcze białe i nazywają się kolczykami Królowej Śniegu). We wtorek strój był co prawda mało kolorowy, ale założyłam te kolczyki po prawej i bransoletkę (która kiedyś, wieki temu, była dodatkiem do Witch). Zaś te różowe kwiaty otrzymałam w prezencie w piątek i noszę od tej pory z przerwami jedynie na sen.  We wtorek lub w środę zaszalałam i uznałam, że skoro nie mogę nosić najróżowszych, to kupię sobie torebkę. O ile butów kupować nie znoszę, to torebki uwielbiam. Ostatnio kupiłam czarną, ale podszewka się wręcz rozpadła i noszenie jej jest chwilowo niemożliwe. Moja wielka torebka (jedyna, do k

Prezenty, zakupy, czyli duuużo nowości.

Obraz
 Jako że w maju są moje urodziny, niektórzy przypominają sobie o moim istnieniu. Niektórzy pamiętają cały rok. A ja też postanawiam sama się rozpuścić. W tym roku, biorąc pod uwagę, jak bardzo zajęty i męczący był maj, zasłużyłam sobie. Tak przynajmniej sobie wmawiam. Dziś, bo mam dobry humor. Normalnie bym się poważnie zastanawiała, czy to jakiś podstęp. To coś na górze jest kotem z białej czekolady. Jedyny słodycz, którego nie pożarłam przed zrobieniem zdjęcia (kot zniknął kilka minut później, choć czekoladą był wypełniony i był naprawdę ciężki). Zdjęcie nie wyszło, bo chciałam go czym prędzej pożreć bez patrzenia na konsekwencje (ach, ta radość z pobytu w domu).  Potem odebrałam paczkę od Kasi - z moim wymarzonym pumeksem z Phenome, jej własną tartą (czyż nie jest śliczna?), kartką i... czekoladą. Białą oczywiście. Zniknęła, nim zdołałam pomyśleć o sfotografowaniu. Akurat miałam łacinę, gdy pobiegłam na pocztę, więc potrzeba poprawy nastroju jest raczej zrozumiała. Owa czeko

Ulubieńcy kwietnia.

Obraz
Po raz kolejny weszłam w fazę całkowitego absurdu - kto publikuje ulubieńców z poprzedniego miesiąca w połowie obecnego? (Jak ten czas szybko leci! Myślałam, że minęła dopiero jedna czwarta...) Moja forma ulubieńców bardzo mi się spodobała i dlatego zamierzam ją ciągnąć.  Zobaczymy, co z tego wyjdzie. A raczej jak długo to potrwa. 1. Kosmetyki. Zwycięzcą jest czarne mydło. Gdy dostałam próbkę od Kasi, absolutnie się zakochałam. Wprowadziło ono małą rewolucję w mojej pielęgnacji (co prawda mojego trądziku jeszcze nie zdołałam wytępić, ale zdecydowanie jestem z siebie teraz bardziej zadowolona). Myślę, że zaprzyjaźnimy się na dłużej (w końcu po coś kupiłam później pełne opakowanie). 2. Lifestyle. Organizacja. Coś, co jest ostatnio moim drugim ja. Manewrowanie między uczelnią, teatrem a resztkami życia prywatnego... mój blog na tym cierpi (oba blogi). A ja jestem zadowolona. Choć maj mam tak zdezorganizowany, że zdecydowanie przeciągnęłabym tego ulubieńca na kolejny miesiąc.