Oswajamy jesień: urządź jesienny piknik.
Imprezy to koszmar. Dlatego ich nie robię. Z zasady nie robię. Jednak L. zażyczyła sobie parapetówkę i jakoś uznałam, że to nie taki całkiem głupi pomysł. Po dokładnej analizie, kogo chcę zaprosić i kto na pewno nie przyjdzie, stworzyłam dość przyzwoitą listę, która ostatecznie zredukowała się do czterech osób (ze mną włącznie). Osób bardzo mi bliskich - coby nie mieć problemów, że coś nie wyjdzie. Zdecydowanie nie jestem imprezowym zwierzątkiem, co to to nie. W ten oto sposób powstał mój pomieszczeniowy piknik. Minimalistyczny. Sok z dyni (o nim wkrótce), pączki (o nich jeszcze bardziej wkrótce), owoce i mały talerz serów (Tete de Moine, ser kozi i jakiś tam pleśniowy) z chlebem do kompletu. L. doniosła jeszcze koktajl truskawkowy. Generalnie miało być więcej, ale po chwili doszłam do wniosku, że przecież to bez sensu. I miałam rację. Dobrze było, jak było. Lubię spotkania z przyjaciółmi. Jeśli w dodatku oni się znają i lubią - jest genialnie. Nie bez powodu wytrzymali moją zaba