Ulubieńcy września.

 1. Kosmetyki.

Zawody wrześniowe wygrał żel pod prysznic Phenome z serii cukrowej. Cały miesiąc miałam mocno zabiegany i nawet nie miałam często siły, by się jakoś rozpieścić. Na peeling nie starczało mi też czasu, ale w ramach ratowania nastroju i poczucia, że żyję, używałam tego żelu. Pachnie absolutnie pięknie - jak cała seria - i jest poza tym świetny. Co prawda drogi, ale myślę, że czasem można wydać trochę pieniędzy na małą buteleczkę, która może uratować dzień. To też zdecydowanie mój zapach września.
 2. Lifestyle.

Blog Kota Burego, na którym spędziłam niezliczone godziny i zdołałam go opuścić dopiero, gdy przeczytałam wszystkie posty. A trochę to zajęło. Naprawdę rzadko się zdarza, bym uparła się, że przeczytam cały blog i faktycznie to zrobiła. A jednak. Kot miesza społeczne dziwactwa z błotem, powala swoim stylem pisania i fascynuje jak diabli. Zdecydowanie warto tam zajrzeć. I zostać na dłużej.
 3. Moda.

Z tą kategorią miałam poważne problemy, bo chyba na nic nie miałam w tym miesiącu siły. A jednak. Pewien drobiazg, który dostałam w sierpniu i z którym dopiero we wrześniu się przeprosiłam i nawet bardzo polubiłam! - breloczek na klucze z różowym kwarcem. Zdecydowanie łatwiej znaleźć klucz w torebce, gdy wisi na nim kamień. Kto by pomyślał...?
 4. Kultura.

W ramach pisania eseju, próby zrozumienia, co siedzi w głowie mojego Niemca (a w zasadzie: Skąd się te wszystkie dziwactwa w jego głowie wzięły?) oraz dla śmiechu pogrążyłam się w świecie Hägara Straszliwego. Z tego co wiem, te komiksy nie zostały przetłumaczone na polski (co za szkoda!), ale są zdecydowanie warte uwagi. Można się zdrowo pośmiać. Jednak mój Niemiec dostał na nie szlaban, a jego egzemplarze zostały skonfiskowane. Uznałam, że ten nieokrzesany wiking ma na niego zły wpływ.
5. Stollen.

Tradycyjne niemieckie bożonarodzeniowe ciasto, od którego się uzależniłam. Oczywiście święta są za trzy miesiące, więc w sklepach już wszystko musi być na tę okazję gotowe. We wrześniu zjadłam chyba sześć czy siedem Stollenów. Na szczęście kupowałam małe wersje po 200 g, niemniej pożerałam je na raz, a jeden taki ma prawie 800 kcal... Mój żołądek też nie był po takim obżarstwie szczęśliwy, ale za to wszystko inne tak. Stollen jest absolutnie przepyszny. Tak pyszny, że chyba tylko raz zdołałam sobie coś zostawić na drugi dzień.

Komentarze

  1. Robisz najlepszych ulubieńców myszko :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojej. Bardzo dziękuję za miłe słowa. Żebym tylko nie zaczęła gwiazdorzyc. Chociaż w sumie... wszystkie snickersy dla mnie :D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możesz wziąć wszystkie Snickersy, i tak ich nie lubię ;P.

      Usuń
  3. Lubię Stollen, are zjedzenie go raz w roku mi wystarcza...Jest strasznie ciężki, i nie chodzi nawet o kalorie. Za to zażeram się nałogowo Spekulatiusami, są genialne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tam wolę Stollen. Choć właśnie pomyślałam, że możliwe, że to na jeden z jego składników mam jakąś lekką alergię... Muszę to przemyśleć.

      Usuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny i każdy pozostawiony komentarz! :).

Popularne posty z tego bloga

Spontaniczny konkurs błyskawiczny - Alverde. [ZAKOŃCZONY]

Jennifer Lopez Deseo EDP + KONKURS