Budapeszt, czyli płyta grzewcza na mapie Węgier.
Notes from my travels: Budapeszt i Węgry to śmieszne miejsce. Busz. Autobusz. I dyszkont. Z tego języka wywodzi się pasztet i kiszka. A jeśli ktoś chce, byśmy płaciły w euro, z całą pewnością jest oszustem. Ale to już nie nasze słowa, lecz sympatycznego faceta, u którego de facto także zapłacimy w euro za pokój. Z lokalną walutą Gia ma problemy - tłumaczy ją sobie w zabawny sposób na złotówki, a później nie rozumie, gdy ktoś chce od niej pięćset*. Sam Budapeszt okazał się autentyczną płytą grzewczą. Tubylcy zapewne nie odczuwają potrzeby wybrania się do sauny. Zaraz po wylądowaniu uznałyśmy, że więcej do ciepłych krajów nie lecimy. 3. września 2012 20:17 *W drugiej połowie kolejnego dnia w końcu się nauczyła. A ja zaczęłam mieć problemy. Nasze pierwsze śniadanie w Budapeszcie. Starbucks. Po mnie się można tego spodziewać. Naprawdę. Wzięłam zieloną herbatę, która smakowała jak rumianek. Czyli była ohydna. Na szczęście jako żywność posiadałam torebkę Fornetti. Gia: &