Posty

Co przywiozłam sobie z Warszawy.

Obraz
Z racji, że przygotowanie mojego arcydziwnego postu o Budapeszcie zajmie trochę czasu, postanowiłam zapełnić lukę w czasie i postach kilkoma nowymi rzeczami. Tak, większość z Warszawy, dwie z Frankfurtu, bo jakoś tak wyszło, że coś tam małego (dosłownie) kupiłam. Nie powiem tym razem, że będzie krótko (jak to zrobiłam wczoraj i krótko nie wyszło), ale na temat raczej już tak. Gdy Gia odkryła Lawendową Farmę , dałam się skusić na zamówienie. Cały sklep mnie kusił, ale właśnie Mydło Kleopatry sprawiło, że muszę, że chcę i złożyłyśmy zamówienie, które odebrałam sobie z Warszawy. Co kupiła Gia, możecie zobaczyć tu .   Śliczne kolczyki, które dała mi Gia, z piaskiem pustyni. Cudowne, złote jabłuszka.     Na półce z miniaturkami znalazłam ten olejek Weledy. To dość droga firma (przynajmniej dla mnie), a takie maleństwo uznałam za dobrą rzecz do sprawdzenia. Już wiem, że do twarzy go nie lubię, ale kiedyś pewnie zużyję do ciała. Miałam zabrać do Budapesztu, ale nie zmieścił mi się

Magda Gessler powinna przeprowadzić kuchenną rewolucję u siebie samej.

To będzie krótki, upierdliwy post. Lubiłam oglądać "Kuchenne rewolucje" (i przy okazji głodnieć). Mniejsza o Gessler. Niech sobie robi, co chce, obraża, kogo chce. Ale niech będzie konsekwentna. Muszę przyznać, że byłam ciekawa, jak wyglądają jej własne lokale, obsługa i dania. Miałam okazję się przekonać. Poszłyśmy z Gią do MG Eat. Można tam dostać smoothie, mrożone jogurty i inne ciekawe, niekoniecznie słodkie, rzeczy. Byłyśmy tam dwa razy. Za pierwszym wzięłyśmy smoothie. Ja ananasowo-truskawkowe, Gia jakieś inne z wanilią. Smaczne, ale niestety proporcje owoców były tak dobrane, że smaki ze sobą nie do końca współgrały. Może być, ale nic porywającego. Wręcz uznałam, że więcej smoothie tam nie kupię. Następnym razem poszłyśmy na kanapkę. Gia wzięła też kawę i brownie. Kanapki studenckie miały kosztować 6 zł, panini 12 zł. I były one tak położone, że miałam wątpliwości co jest czym, zapytałam więc kobietę za ladą, czy to też kanapka czy panini. Mówi, że skoro na półce t

Warszawo, po zmroku.

Obraz
Lubię powroty do miejsca, które w jakiś sposób mogę nazwać domem. I tak oto wróciłam do Warszawy z Budapesztu. I choć to miasto [Warszawę] kocham i nienawidzę jednocześnie, dziś zapachniała mi czasem, gdy była moim marzeniem, gdy przyjeżdżałam tu na okres poświąteczny, gdy była bezśnieżna zima, a ja jej nie poznawałam. Bo jakoś nie wychodziło. I nigdy nie pomyślałabym, że to miasto może być tak ładne. Wystarczy poczekać do zmroku. Teraz, z zupą dyniową i paczką chusteczek obok mnie, zastanawiam się, jak nadrobić trzydniowe braki w czytaniu blogów. Zajmie mi to wieczność. Przyjemną wieczność. O Budapeszcie wkrótce i pokrótce.

Komunikacja we Frankfurcie.

Moja podróż przez Polskę trwa. Tak to mogę chyba nazwać. Bo wciąż tu jestem, do Budapesztu lecę jutro, a Frankfurt po dwóch dniach opuściłam (czy stety czy niestety niestety nie jestem w tej chwili w stanie stwierdzić, ponieważ jestem zwyczajnie chora na jakieś paskudne, gorączkujące coś, czemu nie zamierzam się poddać). Czyli Polska jest jak najbardziej aktualna. Oczywiście V. była łaskawa zapomnieć o tym, że należy mi powiedzieć, że tunel przy bahnhofie jest zamknięty w związku z trwającym (od dawna) remontem. I wyjechałam na drugi koniec Frankfurtu, moknąc przy okazji w deszczu. Potem dzwonię do niej, jak dojechać i w końcu dotarłam. Oczywiście nie bez zastanowienia się, w jaki sposób dotrę na egzamin. Na przystanku zaczepił mnie jakiś Niemiec i mnie zagadywał, a ja uświadomiłam sobie, że półtora miesiąca bez używania języka mnie zabija i stwierdziłam, że go nie umiem. Ale udawałam, że wielce wiem, co mówię, choć moja spanikowana głowa notowała każdy błąd, jaki popełniłam. Mój tow

Kilka słów o gąbce konjac.

Gdyby mi się tak chciało, jak mi się nie chce! O ile byłam w stanie się ubrać, wyjść na pocztę, wrócić do domu i coś zjeść, to nic innego nie potrafię. Nic mi się nie chce! Nawet fakt, że za godzinę będę znowu siedzieć za kierownicą, nie potrafi mnie ożywić. Ale gdy już coś zacznę, to generalnie mi się zachciewa. Co to ma jednak wspólnego z gąbką konjac? Ano... o niej mi się też nie chciało, ale gdy ją pokazałam, ktoś poprosił, bym później coś o niej napisała. A że mi się nie chciało i nie chce, to jakoś to się ze sobą kumuluje i mogę coś napisać. Bo tak naprawdę ja chcę, tylko mi się nie chce... Amen. Gąbka konjac to gąbka z jakiejś roślinki rosnącej sobie w Azji. Ma działanie oczyszczające i relaksujące. Z natury jest twarda (coś jak luffa), ale po zmoczeniu robi się mięciutka i milutka (tu luffa jej do pięt nie dorasta). Oczywiście mówię o mojej wersji, którą zamówiłam na eBayu. Rossmannowska chyba z natury już jest miękka, o ile dobrze pamiętam. Przed użyciem należy ją zmoczy

Creepy dziewczynki, psychodeliczne lustra i strzelaniny za ścianą - czyli dlaczego należy unikać krakowskiego Muzeum Narodowego.

Obraz
Przez te lata mieszkania w Krakowie moje nogi nigdy nie przekroczyły progu Muzeum Narodowego (może z wyjątkiem studniówki, ale miałam tak ciasne buty na tak wysokiej szpilce, że ich nawet nie czułam, więc nie wiem, czy to się liczy). W końcu postanowiłam, że muszę i chcę. Nie było to zbyt rozsądne, bo jestem znaną światu malkontentką, która na wszystko narzeka. Ale jak nie narzekać na to, co muzeum oferuje? Są trzy wystawy stałe i jedna czasowa. Galeria sztuki polskiej XX w. Galeria rzemiosła artystycznego. Galeria "Broń i barwa w Polsce". Czasowa była wystawa fotografii Aleksandra Rodczenko. I nie wiem, co było najgorsze. Sztuka polska przyprawia o dreszcze, gęsią skórkę i inne nieprzyjemne doznania. Rzemiosło artystyczne było interesujące jedynie momentami. Ciekawe kąciki z meblami i lustrami (o tym w innym poście), ubrania, biżuteria... Od razu robi się ciekawiej. Broń i Barwa sprawiły, że zastanawiałam się tylko, jak stamtąd wyjść (okazało się, że musiałam przejść całą

Nowości z ostatniego miesiąca.

Obraz
Już jakiś czas miałam zrobić post o tym, co udało mi się wziąć w posiadanie. Źle mi szło zabieranie się za to, bo ciągle czekałam na jakąś jedną rzecz, którą koniecznie chciałam zamieścić. Tak długo się w to bawiłam, że ostatecznie uznałam, że lepiej będzie nagrać filmik. Muszę jednak pamiętać, by nie nagrywać na zoomie, bo jest niezbyt wyraźny. Jak widać, wszystko wymaga praktyki. Nie spodziewałam się, że to wyjdzie tak długie. Mam nadzieję, że Wam się spodoba mimo widocznych niedostatków. Muszę przyznać, że zaczyna mi się to powoli podobać.