Posty

Niemiło i refleksyjnie. O małych miasteczkach.

Po męczącym (ale jak cudownym!) weekendzie dostaję pytanie: Kiedy nowy post? "Gdy się napisze", odpowiadam w myślach, ale palce wystukują: "Nie wiem, bo ledwo się ruszam. Dopiero wróciłam do domu". Potem dodaję, że chyba zrobię znowu post zakupowy (oj, zrobię zdecydowanie). Pomyślałam jednak, że wczoraj chciałam coś napisać. Oczywiście nie miałam siły. Napiszę więc to teraz, póki jeszcze pamiętam. A zakupy mogą przyjść za parę dni, przed wyjazdem w góry. Będzie dziś niemiło i refleksyjnie. Pomyślałam, żeby nie napisać o dokładnym miejscu akcji, coby moi znajomi mnie przypadkiem nie znaleźli. W tej chwili jeszcze nie wiem, czy faktycznie tak zrobię. Zobaczę, co mi palce wystukają. Miejsce akcji: miasto w południowej Polsce nad pewną rzeką. Liczba mieszkańców to trochę mniej niż dwadzieścia tysięcy. Miasto na dogodnie położonej trasie z paroma atrakcjami turystycznymi. Wśród mieszkańców znane jako największa plotkarnia w kraju. Dzielnica turystyczno-rekreacyjna.

My weird Berlin memories.

Obraz
 Duuuuch w Bundestagu.  Deszczem rozmazana pod Bramą Bandenburską.  Mina nieadekwatna do smaku lodów. Przy Wyspie Muzeów. Kokos, mango. Echt lecker!  Tamże. Dziwne malinowe, słodkie, niebieskie coś w lodzie do picia. Za słodkie! Thank God not mine! Potsdamer Platz. Sfotografowane z myślą o Gii. Z kawiarni naprzeciwko. Love, love, love. BerlinLove. I love this city. J'adore.

Śniadaniowe muffiny z łososiem i pesto oraz śniadaniowy kot.

Obraz
Szklanka mąki 1/2 łyżeczki soli 2 łyżeczki proszku do pieczenia Jajko 1/3 szklanki oleju 1/2 szklanki wody/mleka (w zależności od predyspozycji, od biedy może być nawet rosół, ale wtedy dałabym mniej oleju) Kawałek surowego łososia pokrojonego w małą kostkę 3 plasterki bakłażana pokrojone w kostkę* 1-2 suszone pomidory pokrojone w kostkę Łyżka pesto bazyliowego Rozgrzać piekarnik do 180 stopni. Mąkę, sól i proszek wymieszać. Dodać jajko, wymieszać. Wlać olej, wymieszać. Dodać wodę, wymieszać. W cieście powinny być grudki, nie powinno być idealnie gładkie. Gdy będzie mniej więcej półtora raza gęściejsze od ciasta na pancakes, zaprzestać dolewania wody. Dodać łososia, bakłażana i pomidory. Wymieszać. Na końcu dać łyżkę pesto i luźno wymieszać. Wlać ciasto do 2/3 wysokości foremek. Piec 10-15 minut. Z tej porcji wyszło mi siedem małych muffinów. *plasterki bakłażana należy posolić i poczekać, aż puszczą sok, który trzeba następnie z nich zebrać, ponieważ w innym wypa

Co dostałam, co kupiłam.

Obraz
Już w czerwcu mówiłam, że moje urodziny się nie skończyły. Trwają do teraz. To naprawdę niesamowite dostać życzenia i prezent dwa miesiące po faktycznym dniu. Nie, żeby mi to przeszkadzało... poczułam się wręcz świetnie. Bo cóż może być lepszego dla książkoholiczki i miłośniczki seryjnych morderców? Przyczepiłam go do futerału na aparat. Wolfgang. Noszę go od wtorku cały czas, ale podejrzewam, że długo on nie pożyje...  Koszulka, którą zrobiła dla mnie O. Kolczyki z lawy (marzyły mi się takie od gimnazjum) od tejże. Kamyczki, które dostałam od mamy na imieniny (które mam za miesiąc) i zrobiłam z nich kolczyki. A to taka głupotka - otworzyli dziś sklep niedaleko mojego domu i przy zakupach dostałam notesik i długopis. Teraz moje zakupy: Chciałam kupić wodę różaną, ale nie było. Nie było także z kwiatu pomarańczy. Wzięłam więc, co było. Używam tego jako toniku. Kostka do kąpieli z Sephory o zapachu kwiatu pomarańczy. Jeszcze nie miałam okazji wykorzystać. Może j

Małopolska wycieczka po górzystych ostępach i bajkowych zamkach.

Obraz
Dziś od rana byłam w podróży (choć od sobotniego Berlina mam wciąż zakwasy). Tym razem była to mała wycieczka po Małopolsce, ponieważ przyjechała rodzina z miejsca w Polsce, gdzie diabeł mówi "dobranoc" (dosłownie). Początkowo miało być (znowu) Zakopane, jednak plany zostały zmienione. I pojechaliśmy w miejsce, w którym wcześniej nie byłam, choć bardzo chciałam. Ojców i okolice. Marzyło mi się chodzenie po górach, jednak nikt inny nie miał ochoty (a ja odpowiednich butów). Najpierw pojechaliśmy do Jaskini Wierzchowskiej, gdzie niestety nie było nietoperzy (wbrew obietnicom mamy), potem do zamku w Pieskowej Skale, a stamtąd na Pustynię Błędowską. Sporo pobłądziliśmy, bo nawigacja (mama) nie pamiętała, jak się tam jedzie. W końcu dotarliśmy. Jakoś. W Jaskini było przyjemnie zimno. Stwierdziłam, że mogę tam zamieszkać, bo taka temperatura utrzymuje się cały rok (7,5 stopnia, a w najwyższej części o 1,2 stopnia więcej), są nietoperze (pomińmy tę kwestię) i najbardziej jadowit

Odrobina relaksu.

Obraz
Odkąd wróciłam do domu, jestem w ciągłym biegu. Zapisałam się na prawo jazdy i parę godzin później miałam pierwszy wykład z teorii. Następnego dnia bieganie, żeby załatwić zaświadczenie, że mogę prowadzić samochód (a że większość lekarzy wyjechała sobie teraz na urlopy, miałam z tym problem). Po południu przyjechała do mnie przyjaciółka, która została do dziś, a dziś kolejny wykład... Jutro Kraków, a potem przyjeżdża rodzina na weekend. Potem wykład, dzień wolny, dentysta, wykład... i tu chyba zaczynają się kolejne dni wolne - do następnego wykładu. I chwila oddechu do końca miesiąca. (W międzyczasie muszę pomyśleć o książce do egzaminu.) A sierpień znowu zapchany od góry do dołu... a może od dołu do góry? Nie narzekam. Nie nudzę się. I dobrze mi z tym. Jednak potrzebowałam chwili relaksu, więc poszłam do fryzjera i kosmetyczki (moje brwi wołały bardzo głośno o hennę). Po przycięciu włosów uznałam, że wyglądam, jakbym znowu miała piętnaście lat. Po hennie już się to trochę poprawiło,

Uzależniłam się od zakupów internetowych.

Obraz
Wydaje mi się, że to reakcja na stres. Zakupy relaksują, a ja od najmłodszych lat jestem zakupoholiczką. Przez długi czas panowałam nad nałogiem, jednak od założenia Koffera zaczęłam wariować. Niestety. Większość moich zakupów jest okołokosmetyczna, co sprawia, że zaczynam się sobą załamywać. Ostatnio codziennie coś kupowałam, albo w ostatniej chwili rezygnowałam z zakupu, odwołując się do rozsądku (co było sukcesem). Część rzeczy przyszła prosto do domu i odebrałam je wczoraj, a dwie przyszły dziś. I tak oto w komplecie mogę pokazać, co ostatnio sprawiło, że się nie powstrzymałam. Albo kupiłam tylko dlatego, by coś kupić. Wbrew pozorom nie jest tego dużo. Po pierwsze - statyw. Już nie będę musiała robić zdjęć na biurku, gdy mnie najdzie na to ochota. O ile moja praca stanie się łatwiejsza! A przynajmniej nie będę mieć wymówek, że aparat nie chce stać, gdy najdzie mnie ochota na zdjęcie... Gąbka konjac - zamówiłam z Azji, bo była tańsza od tej rossmannowskiej i jakoś pomyślałam,