Niemiło i refleksyjnie. O małych miasteczkach.

Po męczącym (ale jak cudownym!) weekendzie dostaję pytanie: Kiedy nowy post? "Gdy się napisze", odpowiadam w myślach, ale palce wystukują: "Nie wiem, bo ledwo się ruszam. Dopiero wróciłam do domu". Potem dodaję, że chyba zrobię znowu post zakupowy (oj, zrobię zdecydowanie). Pomyślałam jednak, że wczoraj chciałam coś napisać. Oczywiście nie miałam siły. Napiszę więc to teraz, póki jeszcze pamiętam. A zakupy mogą przyjść za parę dni, przed wyjazdem w góry.

Będzie dziś niemiło i refleksyjnie.

Pomyślałam, żeby nie napisać o dokładnym miejscu akcji, coby moi znajomi mnie przypadkiem nie znaleźli. W tej chwili jeszcze nie wiem, czy faktycznie tak zrobię. Zobaczę, co mi palce wystukają.

Miejsce akcji: miasto w południowej Polsce nad pewną rzeką. Liczba mieszkańców to trochę mniej niż dwadzieścia tysięcy. Miasto na dogodnie położonej trasie z paroma atrakcjami turystycznymi. Wśród mieszkańców znane jako największa plotkarnia w kraju. Dzielnica turystyczno-rekreacyjna.

Czas akcji: dwa dni w kalendarzu miejskim, wokół których toczy się cały rok. Czyli Dni M(iasta).

Fabuła: ma być koncert zespołu, który nawet lubię. Jestem wykończona po wzmożonej aktywności fizycznej godzinę wcześniej, ale twardo idę przez miasto. Koncert ma się zacząć za pół godziny, więc tłum także idzie w tamtym kierunku. Wszyscy umyci, ogoleni, pachnący, aż czuć dwa metry dalej. Niesamowite wrażenie. Docieram na miejsce. Już tutaj widzę tłum z piwami. Idę dalej, kieruję się w stronę sceny. Tam jeszcze więcej piw, alkoholu i innych rzeczy. Tłum gęstnieje. Zespół wychodzi na scenę, zaczynają grać. Po jednej piosence idę usiąść. Po drugiej stwierdzam, że mam dość i sobie idę. Opuszczam dzielnicę trochę inną drogą.

Na owej drodze znajduję co chwilę wielkie plamy wymiocin. I wtedy naszła mnie jedna refleksja. Wcześniej naszła mnie też inna, ale one się ze sobą łączą i żadna nie jest przyjemna.

Nie rozumiem, dlaczego stroić się, perfumować i wyprawiać inne takie rzeczy, gdy jest dla kogoś oczywiste (dla mnie jest, co się działo, ponieważ kilka tych Dni mam już za sobą i doskonale wiem, na czym to polega), że się upije i będzie po dwóch godzinach śmierdzieć gorzej niż gorzelnia i rzygać dalej niż widzi. Pierwsze wrażenia są takie miłe, ale wydają się absurdalne, gdy zna się ciąg dalszy wieczoru (i zdaję sobie sprawę, że nie każdego to dotyczy, ale nie zmienia to faktu, że sporej większości i dla mnie nie ma sensu).

Refleksją dodatkową i połączoną było to, że zawsze chodziłam z koleżanką i się wygłupiałyśmy (trzy lata temu ona do chłopaka, który był w alkoholowym ciągu od czterech dni i był całkowicie pijany rzuciła epickim tekstem: "Chcesz mineralnej?", gdy mówił, że by się jeszcze napił). Przez to było naprawdę fajnie i mogłam być długo. A gdy poszłam sama, nawet koncert nie był wystarczającą motywacją, bo to miasto... doprowadza mnie do szału! Rzadko zdarza mi się obserwować ludzi, jednak wczoraj to robiłam. Zauważam pewne tendencje wśród mieszkańców, które przypominają mi moich kolegów z gimnazjum i widzę kopie w następnych pokoleniach. Wszystko się powtarza. I widzę głupotę. Bo ktoś nie widzi innej możliwości, a zabawę uważa za udaną tylko wtedy, gdy wróci z niej pijany lub obudzi się z mocnym kacem, bez majtek i obcą osobą obok gdzieś w krzakach.

I bardzo się cieszę, że częściej mnie tam nie ma, niż jestem. Nie wiem, jakie ja mam tendencje. Jak się zachowuję. Jedno jest pewne - zwykle nie robię tego, co mnie denerwuje u innych. Czyli nie jestem nimi.

I choć może to wszystko zabrzmieć źle, nie lubię małych miasteczek. Ale gdybym miała wybrać jakieś ze wschodniej Polski (albo południowo-wschodniej) lub zachodniej, wybrałabym wschodnią - bo to bardziej moja mentalność i zdecydowanie lepiej rozumiem funkcjonowanie społeczeństwa. Odkąd zaczęłam studiować w Ffo, widzę, że Polska jest zupełnie niejednolita - wschód i zachód to niemal dwa różne kraje. A jednak gdzieś tam w środku zgadzam się ze stwierdzeniem, że lepsze znane zło niż nieznane dobro (które i tak wraz z upływem czasu przestanie być białe i okaże się tak samo pełne wad, choć możliwe że innych).

Rozważyłam zablokowanie komentowania. Po czym uznałam, że w tym kraju jest wolność słowa, więc przyjmę każdą obelgę pod swoim adresem. Ja po prostu nie lubię, mam swoje zdanie i nie zamierzam go zmienić. Nie lubię i koniec.

Komentarze

  1. Bo to Polska właśnie :D
    A możliwość komentowania jest potrzebna i koniec kropka :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niektórzy jednak nie potrafią rozsądnie z niej korzystać, więc czasem lepiej jest rozważyć święty spokój ^^.

      Usuń
    2. Hmm Budapeszt mówisz? :D Tylko ten termin taki nie bardzo. We Wrześniu muszę w końcu praktyki zrobić bo póki co się leniłam. Ale propozycja brzmi fajnie :D
      Choć muszę przyznać że myślałam nad czymś cieplejszym. Palmy mi się marzą :D Patrzyłam na oferty Tunezji ale ludzie piszą że w hotelach są karaluchy :/

      Usuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny i każdy pozostawiony komentarz! :).

Popularne posty z tego bloga

Spontaniczny konkurs błyskawiczny - Alverde. [ZAKOŃCZONY]

Jennifer Lopez Deseo EDP + KONKURS