Posty

Jak (nie) udzielać pierwszej pomocy.

Obraz
Choć bardzo chciałabym Wam dzisiaj przedstawić pełnowartościowy post, niestety nie mogę. Trafiłam do więzienia za złe udzielenie pierwszej pomocy (zawsze mi się wydawało, że w przypadku krwotoku z przedramienia należy założyć opaskę uciskową powyżej rany, ale najwyraźniej twórcy testów na prawo jazdy są innego zdania), ofiara zmarła, a mnie czeka kolejna wizyta przed sądem. Znaczy się... no... w piątek miałam teorię na prawo jazdy (pierwsze podejście od ponad dwóch lat!) i mimo dobrego przygotowania (jaka ja skromna...) nie zdałam. Kolejny termin mam w czwartek, w międzyczasie czeka mnie też wizyta u lekarza i milion rzeczy do załatwienia, więc muszę się uczyć, załatwiać, leczyć i tak dalej... Mam parę rzeczy, o których chcę Wam opowiedzieć, ale muszą one poczekać przynajmniej do piątku. (Jeśli jednak w czwartek nie zdam, rzucę się pod Berlin-Warszawa-Ekspres i już nic nie napiszę - to chore, żeby egzamin, który kosztuje sam w sobie trzydzieści złotych mnie kosztował dwieście ty

BERLIN: Wegetariańska restauracja wietnamska Cat Tuong

Obraz
Pewnego dnia ruszyliśmy z moim Niemcem na podbój Berlina w celu zakupu porządnego fletu. Biegaliśmy godzinami po całym mieście (instrumentu ani widu, ani słychu...) i powoli zaczynałam umierać z głodu. Libańska restauracja przyprawiła mnie o obrzydzenie, na japońską bądź chińską kuchnię nie miałam ochoty (ileż można jeść sushi?), a wszędzie indziej było tylko i wyłącznie mięso. A że ja mięsa nie jem, owe miejsca były z miejsca skreślone. I tak oto zmęczona, głodna, snułam się po Kastanienallee, przyprawiając mojego Niemca o rozstrój nerwowy (zmęczona i głodna Alina to Alina nie do zniesienia), aż po drugiej stronie ulicy, moimi krótkowzrocznymi oczami zobaczyłam coś, co sprawiło, że przebiegłam przez ulicę, nie zważając na samochody, a mój biedny Niemiec omal nie stracił ręki, za którą go ciągnęłam. Zobaczyłam słowo "wegetariański". Zaraz obok "wietnamski". W ten oto sposób mój Niemiec stracił ostatnią nadzieję tego dnia na mięsny posiłek, a ja odkryłam jedno z

Jaka jest rola blogów lifestylowych?

Obraz
Zastanawiałam się ostatnio, czemu tak mało bloguję i mam jakąś wewnętrzną blokadę, by obrobić moje filmiki, które chcę wrzucić na YouTube. Te dwa kanały mocno się u mnie ze sobą wiążą, oba prowadzę z miłością, więc zwyczajnie musiałam zauważyć, że coś jest nie tak. I pomógł mi w tym YouTube właśnie, kiedy uświadomiłam sobie, że wszyscy nagrywają o tym samym i tych osób zwyczajnie już nie lubię, bo mnie nudzą. I zadałam sobie pytanie: Jaką rolę mają blogi lifestylowe? Z blogami kulinarnymi, książkowymi, parentingowymi, fitnessowymi i tak dalej nie ma problemu - każdy wie, o czym są, czego można się spodziewać. Lifestyle jest jednak tak szeroką kategorią (nie bez powodu zwaną "o wszystkim i o niczym"), że ciężko określić, co mają one przekazać i do czego służyć. Do postawienia sobie tego pytania skłoniła mnie już jakiś czas temu Ula Phelep, oceniając mojego bloga: stwierdziła, że sama nie wiem, o czym piszę . Byłam oburzona, bo wiem doskonale. Piszę o moim stylu życia. Tyle

Prezent urodzinowy od Kasi.

Obraz
 Choć od moich urodzin minęły już dwa tygodnie, ja jakoś nie zdołałam wyjść z tego etapu. Może dlatego, że prawie bez przerwy gram w Wiedźmina 3: Dziki Gon ? Cholera mnie wie. Jednak dziś wyszłam z domu, bo musiałam coś załatwić, moje nowe śliczne skórzane balerinki mnie obtarły we wszystkich możliwych miejscach i cierpię, a dodatkowo osoba, z którą się umówiłam na herbatę (i z powodu tych balerinek nie wróciłam do domu i czekałam na tę osobę dwie godziny) poszła do innej filii kawiarni niż ta, w której się mieliśmy spotkać... W każdym razie siedziałam sobie godzinę na ławce nad Odrą i czytałam Kodeks Drogowy (moja ulubiona książka w ostatnich dniach!) z przerwami na "Francuzki nie tyją" (nie jest aż tak porywająca jak Kodeks, ale też fajna), słońce świeciło mi w plecy, ja pooddychałam świeżym powietrzem, zatankowałam witaminy D, humor mi się poprawił, wróciła energia życiowa i postanowiłam, że dziś nie gram w Wiedźmina, ale napiszę posta na bloga. Nim się zdezaktualizuje,

Wiedźmin 3: Dziki Gon - pierwsze wrażenia po 40 godzinach gry...

Obraz
Od dnia premiery, gdy o godzinie osiemnastej Wiedźmin się zainstalował, a ja go włączyłam (czyli od pięciu dni i jakiś trzech godzin), grałam (wg stanu pokazanego w GOG Galaxy) 43 godziny i 46 minut. Z wyjęciem dnia dzisiejszego, kiedy to zrobiłam sobie odwyk - po części przymusowy, bo mój Niemiec wyjątkowo ma wolne i uznaliśmy, że zrobimy coś razem. Doszłam więc do wniosku, że po niemal dwóch dobach grania mogę coś powiedzieć o tej grze (kiedy to właśnie ściąga mi się kolejny patch...). STEROWANIE Muszę przyznać, że sierota ze mnie straszna, jeśli chodzi o przemieszczanie się za pomocą klawiatury. Już wkurzało mnie to niesamowicie w Zabójcach Królów, którego do dzisiaj nie przeszłam. Oczekiwałam możliwości grania myszą, jaką dawał mi pierwszy Wiedźmin i się rozczarowałam. W Dzikim Gonie już się na to nastawiłam psychicznie i uczyłam się poruszać. Lepiej jeżdżę konno niż chodzę - bo koniem nie zawsze muszę sterować. Tak to już jest, ale to moje problemy. TRUDNOŚĆ Ze zdumieniem zauwa

Dziś są moje urodziny. I premiera Wiedźmina 3.

Obraz
A to tort sprzed paru lat, uparłam się na niebieski sernik. Dziś są moje urodziny. Dziś staję się stara (choć według niemieckiego prawa moi rodzice powinni się mną jeszcze zajmować i finansować moje życie - w Polsce tak dobrze to nie ma! Jak więc wyjaśnić tę rozbieżność niemieckim urzędnikom?), a moja rodzina powoli zaczyna tyrady, które są zmorami każdej osoby będącej w związku (w sumie ci wolni mają podobnie, ale chyba trochę mniej natarczywie): Kiedy ślub? Kiedy dzieci? Muszę przyznać, że u mnie to póki co były subtelne aluzje. No dobrze, po dwóch latach związku się zaczęło. Babcia podpytuje, czy moja przyjaciółka planuje ślub, po czym stwierdza, że ona (babcia) jest już stara i na mój nie przyjedzie. Skoro ona z grubej rury, to ja też: Jedyną wymówką, jaką akceptuję, jest śmierć, ale na to też nie pozwalam. I koniec. To jednak nic w porównaniu ze stwierdzeniem, że mój zegar biologiczny tyka i koniecznie muszę urodzić przed trzydziestką, bo później to już za późno... Zostało

Modelka do aktów, czyli rozbieranie się dla pieniędzy.

Obraz
Zimy wciąż nie było, więc śnieg topnieć nie mógł, ale topniały moje oszczędności, znaczy pieniądze zarobione na naszej bajce bożonarodzeniowej. Ja, finansowy kłębek nerwów, nie wiedziałam, co ze sobą podziać. I tak złapała mnie znajoma i mówi, że ma dla mnie propozycję pracy. Nietypowej i nie jest pewna, czy to coś dla mnie. W końcu wypowiada to na głos, a w mojej głowie ruszają wszystkie trybiki, wyliczenia i inne te rzeczy, które składają się na decyzję. No to pozostało tylko przekonać mojego Niemca. Bo ja byłam na "tak", z mocno ściśniętym gardłem, ale wciąż na "tak". Mój Niemiec dostał jakąś godzinę na zastanowienie się i wciąż niezadowolony z tego pomysłu - zgodził się. Myślę, że pomogła wizja, że to on będzie musiał płacić cały czynsz. Dodał tylko, że jeśli ja czuję się z tym komfortowo. Komfortowo? Ja?! Od zawsze mam problem z nagością. Istnieje wiele czynników, które wywołują we mnie zabójczy niemal stres, ale myśl, że miałabym się rozebrać przed grupą ob