Posty

Najpiękniejsze słowa.

Obraz
Co sprawia, że słowo staje się piękne? Gdy myślę o pięknym słowie, przychodzi mi od razu do głowy Schmetterling , czyli motyl po niemiecku. Wprawdzie Cejrowski wyraził się na jego temat niezbyt przychylnie, niemniej nie znał on etymologii tego wyrazu. W końcu według wierzeń ludowych wiedźmy przylatują w postaci motyli, by kraść mleko i śmietanę. Pięknym słowem jest też Schatz - skarb. Tak nazywa mnie mój Niemiec. Ja zaś nazywam go Schnecke - ślimak - i to słowo często dostaje też dodatkowe określenia, w zależności od tego, jakie czyny mój Niemiec popełni. Może być dobrym ślimakiem, złym ślimakiem, a ostatnio został złym niemieckim ślimakiem. Czasem jest też ślimakiem nocnym. Kocham niemieckie słowotwórstwo! W końcu to stąd wywodzi się Kichererbse (cieciorka), którym to słowem określił mnie tata mojego Niemca, gdy chichotałam w trakcie rozmowy telefonicznej. Kichern to chichotać właśnie. A że mój Niemiec niechętnie się goli, to ja go ochrzciłam Stachelbeere (agrest) od stacheln

Oswajamy jesień! Inspirujące lektury.

Obraz
Najprawdopodobniej niemal każdy z Was nie wyobraża sobie prawdziwych jesiennych wieczorów bez filmu czy książki. W pełni zrozumiałe, bo dla mnie są to synonimy lenistwa i relaksu, z których staram się w miarę możliwości korzystać. Ostatnio czytam wiele ciekawych książek, daję się wciągnąć w ich światy, ale moim celem na tę porę roku jest kształcenie się w pewnym kierunku. Aktorskim, oczywiście. I przy okazji pragnę powrócić do medialnego świata poprzez "Sztukę wywiadu", którą kiedyś zaczęłam, ale nie skończyłam. Jeśli zaś chodzi o aktorstwo, sięgnęłam po kanon, czyli "Pracę aktora nad sobą" Konstantina Stanisławskiego - jednego z największych twórców metod teatralnych. U nas w teatrze pracujemy głównie według Stanisławskiego i Jerzego Grotowskiego. Jako lekturę uzupełniającą skusiłam się na "Podręcznik dla aktorów", który bazuje na metodzie pracy Strasberga i przeczytałam kiedyś fragment, po którym uznałam, że muszę tę książkę mieć. Bardzo chciałaby

Oswajamy jesień! Jak rozgrzać się w zimne dni?

Obraz
Punkt ósmy wyzwania mówi o przygotowaniu się na chłodne dni. Uzupełniłam zapasy herbat , kocyk już miałam od wczesnej wiosny (choć ostatnio wszędzie widzę taki jeden, o którym marzę...), kupiłam dodatkową parę kudłatych skarpetek... Ale zapomniałam o rzeczy tak prostej, tak mocno przez niektórych kojarzonej z babciami, że aż retro. O rzeczy tak genialnej, że tym geniuszem zachwycam się od dwóch tygodni i stukam się w głowę z rozpaczy nad własną głupotą. Mowa o termoforze. Pamiętam z dzieciństwa, że miałam termofor (wciąż mogę nawet powiedzieć, gdzie on jest), ale to była raczej konieczność, niż przyjemność. Gdybym w te okropne zimy w domu moich rodziców, gdy wewnątrz panowało dziesięć stopni, przypomniała sobie o istnieniu termoforu, z całą pewnością byłabym szczęśliwsza. Jednak tak się nie stało i notorycznie marzłam. Dopiero tej wiosny mój Niemiec z jakiegoś powodu uznał, że potrzebuję i mi kupił. Użyłam go może dwa razy, a potem odstawiłam. Wydawało mi się to jakieś głupie i b

Ulubieńcy września.

Obraz
Ulubieńcy. Kiedy byli ostatnio? Mogę się tłumaczyć, ale ostatnie miesiące były tak naprawdę mało ulubieńcowe. W biegu, bez chwili na refleksję, albo nie było nic, co mnie w jakiś sposób zachwyciło. Zdarza się. Niemniej we wrześniu zaczęły się pojawiać pewne tendencje, o których Wam dzisiaj opowiem. Niektóre zakrawają wręcz na obsesję, a inne mają asocjalne tło lub nawet pochodzenie przestępcze! 1. Kosmetyki. W tym chłodnym okresie zachwycił mnie balsam do ust Nuxe. O lekkim, cytrusowym zapachu, świetnej konsystencji i matowym wykończeniu. Nie wspominając o działaniu. Podejrzewam, że stanie się jednym z moich życiowych ulubieńców. Nie tylko września. Nie tylko roku. To chyba najlepszy balsam do ust, jakiego kiedykolwiek używałam.  2. Lifestyle. W poprzednim poście pisałam o uldze, jaką odczułam, gdy zepsuł mi się telefon i miałam święty spokój. Dziś i wczoraj poważnie rozważałam zepsucie telefonu zastępczego, żeby wciąż być luksusowo nieosiągalna. Najlepszy sposób, by

Luksus bycia nieosiągalnym.

Obraz
Nie ma mnie.   Poszłam się szukać.  Jeśli będę z powrotem, zanim wrócę,  powiedz mi,  że powinnam na mnie czekać. Dwa tygodnie temu zepsuł mi się telefon. Rozmawiałam z moją mamą, rozłączyłam się i poszłam do sklepu. Niecałą godzinę później chciałam sprawdzić, która godzina, ale ekran odmówił współpracy. Wzdycham, wyjmuję baterię - dalej to samo. Wzdycham, ponawiam czynność - nic się nie dzieje. Wzdycham, rzucam telefonem o podłogę w DM - oprócz odwróconego w moją stronę wzroku innych klientów i dodatkowo pękniętego ekranu żadnych oznak życia. Nie popłakałam się, że nie mam telefonu. Raczej zestresowałam, że jeśli zaraz natychmiast nie będę miała nowego, moja rodzina mnie zlinczuje, gdy będą dzwonić, bo im się to nie uda. Gdzieś na granicy świadomości pomyślałam, że będę tęsknić za Instagramem i co ja zrobię bez mojego kalendarzyka menstruacyjnego (w końcu on zawsze mnie ostrzegał, kiedy mam dostać okresu! Już nie umiałam bez niego żyć!). Poza tym się nie przejęłam. Niem

Oswajamy jesień! Uzupełniłam zapasy herbat.

Obraz
Zaraz mi ktoś jeszcze powie, że to wszystko to nie herbaty. Obok herbaty to może i stało, ale z całą pewnością nią nie jest. W takim razie uzupełniłam zapasy ziółek i owocowych naparów. Pewnie byłaby to herbata, gdyby nie mój niedobór żelaza o bliżej nieokreślonym stopniu. Bądź co bądź uzupełniłam i mogę pić. U nas w domu zawsze musi się znaleźć tak miła dla układu trawiennego herbatka z koperkiem, kminkiem i anyżem. A do tego jakaś kolejna ziołowa kompozycja. Bardzo lubię herbaty Alnatura, są tańsze niż Yogi, ale mają mniej natarczywe smaki (w Yogi nieustannie denerwuje mnie używanie lukrecji, która dominuje każdą ich herbatę i wszystkie smakują mniej więcej tak samo) i są bardziej zróżnicowane.  Ostatnio odkryłam też inną markę, Suvi, która zaintrygowała mnie swoim "balsamem na duszę", czyli pomarańczą, imbirem i wanilią. Pyszna herbata, cudowna na jesienne wieczory. Obok niej stoi "tureckie jabłko", którego nie piłam, ale mój Niemiec twierdzi, że smaku

Oswajamy jesień! Moje umilacze kąpieli.

Obraz
W Oswajaniu Jesieni był to niemal od początku jeden z moich ulubionych punktów. Nawet jeśli na kąpiele jestem ostatnio zbyt leniwa, zmęczona, czy wyraźnie nie mam czasu. Nie mam czasu na relaks! To wręcz przestępstwo. Niemniej tak jest i muszę sobie z tym radzić. W każdym razie niemal wraz ze startem wyzwania kupiłam sobie żel pod prysznic. W końcu myję się nim zarówno pod prysznicem, jak i podczas kąpieli. To taka droga na skróty. Pomarańcza (a właściwie jej kwiat, choć i owocem nie pogardzę) jest moim ulubionym zapachem i od razu po nią sięgnęłam. Potem w DM zaopatrzyłam się w olejek do kąpieli (mam dużo soli, ale bezzapachowej i czasem trzeba to czymś uzupełnić), ten pachnie lekko migdałowo, ciepło i przyjemnie, ale nie słodko. Chętnie go używam razem z moją solą. Któregoś dnia wybrałam się do Berlina i poszłam do Lusha. Mój pierwszy bubble bar Somewhere Over The Rainbow (lubię tęczę, a to cudo ma w sobie kwiat pomarańczy). Wprawdzie uważam rzeczy z Lusha za przesadnie drogi