Posty

Zakupy kosmetyczne, jedzeniowe i inne cuda.

Obraz
Niedawno nagrałam filmik o zakupach z ostatnich dwóch tygodni marca (patrz wyżej), ale potem mi odbiło, a może to był ciąg dalszy owego powyższego odbijania, i kupowałam dalej. Ostatnio jestem w stanie paniki, że niedługo nie będę mieć pieniędzy, więc wydaję je, póki mam. Jestem dziwna. Jestem zakupoholiczką. I próbuję odreagować stres. I nienawidzę się za to. Ale bardzo chciałam. Bardzo. A teraz się uspokajam. Bo tak być nie może. Bo ja przecież nie mogę wydawać tyle pieniędzy! Oficjalnie postanawiam się uspokoić. Gdy tylko przyjdzie ten strój kąpielowy, który kupiłam, a którego nie będziecie teraz mieć okazji zobaczyć... Trafię do piekła... Za parę groszy kupiłam ręcznie malowaną jedwabną poszewkę na poduszkę. I na tym się skończyło, bo poduszka, którą miałam do dyspozycji, jest o kilka centymetrów za duża. Nie jest źle, coś się wymyśli. Potem zastanawiałam się nad kupnem puzzli z dużą ilością elementów i przypadkiem trafiłam na wiedźmińską edycję limitowaną.

Stres a problemy ze zdrowiem.

Zastanawialiście się kiedyś, ile z Waszych wszelakich dolegliwości jest zależnych od stanu psychicznego? Choćby zwyczajny ból głowy. W czasie ostatnich miesięcy jest to temat, nad którym dużo rozmyślam i też rozmawiam z innymi. Zastanawia mnie po prostu, jak szybko mój żołądek reaguje na jakąkolwiek zmianę w moim życiu. A gdy ze źródłem moich problemów nie mogę sobie poradzić, wyłączam po prostu kolejny produkt z mojej diety i jakoś to działa. Ten weekend wywołał we mnie coś zadziwiającego - odkryłam, że moje problemy z glutenem (i trawieniem ogólnie) zaczęły się w momencie, gdy poziom mojego stresu drastycznie wzrósł, a przez dwa miesiące nie miałam możliwości odciąć się od tego wszystkiego i zataczałam błędne koło. Czasem dochodzę do wniosku, że jestem jeszcze głupsza, niż sądzę na co dzień. Moja znajoma, która jest ekspertem od alergii (może się pochwalić ich sporym wachlarzem) oraz zajmuje się też medycyną naturalną (zrobiła wykształcenie w tym kierunku) powiedziała mi parę tygod

Z życia w teatrze: The show must go on, czyli sytuacje krytyczne na scenie.

Szczerze nie zamierzałam pisać tego posta. Jak już coś, powinnam była to zrobić w grudniu, ale uznałam, że w moich czytelnikach przerażenia (względnie obrzydzenia) wywoływać nie chcę. Życie na scenie nie jest takie, jak wiele osób sobie wyobraża - nie wchodzi się w sterylnie czystą i bezpieczną bańkę mydlaną. Tutaj nigdy nic nie jest w stu procentach idealne. Aktorstwo to niebezpieczny zawód - niebezpieczny i trudny. Ale czy z perspektywy widza można się tego domyślić? Nie pisałabym o tym, gdyby dziś nie przydarzyła mi się okropna sytuacja. Może słowem wstępu dodam, że na scenie nie ma półśrodków - stracisz głos, musisz grać; złamiesz nogę, grasz dalej; umrzesz, the show must go on . Po prostu idziesz dalej i udajesz, że nic się nie stało. Liczy się tylko gra - prywatne problemy nie mają znaczenia. Owszem, czasem się zdarzy, że z jakiegoś powodu przerwie się przedstawienie, ale ja tego nie przeżyłam i nie słyszałam, by z powodu jakiegoś wypadku na scenie ktoś po prostu powiedział,

Prima Aprilis.

Jestem bardzo tolerancyjna wobec wszelakich świąt czy powodów do robienia czegoś nietypowego. W całym kalendarzu jest tylko jeden dzień, który napawa mnie przerażeniem i obrzydzeniem i którego tak nie znoszę, że mam ochotę po prostu wziąć i zabunkrować się głęboko pod ziemią, by nie mieć tego dnia z nikim nic wspólnego. Tak, mówię o Prima Aprilis. Nie wiem, czy wzięło się to od dowcipu, który zrobiła mi ciotka mojej matki, gdy jeszcze byłam mała, ale do dziś uważam go za podły. Bo dowcip powinien mieć w sobie przynajmniej szczyptę absurdu, by dana osoba naprawdę miała powód, by być wyśmianą, gdy się nabierze - ale powiedzenie mi, że ojciec mnie woła (coś, co zawsze wywoływało we mnie przerażenie, drastycznie podnosiło ciśnienie i poziom adrenaliny) było nie dość, że tak prawdopodobne, że nawet nie wzięłam pod uwagę jego roli w jakimkolwiek dowcipie, to w dodatku wywołało we mnie strach (co znowu zrobiłam źle? Czego on ode mnie chce?). A ona powiedziała na to - zamiast swojskiego &quo

Mediolan: Kadedra, galeria, piazza dei Mercanti, Alpy.

Obraz
 W czwartek dostaliśmy wolne w myśl, że po co jechać do jakiegoś miasta, jeśli ma się go nie zobaczyć. Z naszej sześcioosobowej grupy cztery osoby jeszcze nigdy w Mediolanie nie były, więc z naszymi włoskimi przewodniczkami zostaliśmy wsadzeni w metro i wysłani do katedry, która jest chyba najważniejszym zabytkiem w tym mieście. Zresztą... wystarczy na nią spojrzeć, by wiedzieć, o co tyle szumu. To prawdziwe dzieło sztuki - nie tylko z zewnątrz, w środku jest równie piękna. Szczególnie podłoga, w której zakochałam się bez pamięci (zresztą ta w Galerii Wiktora Emmanuela zachwyciła mnie nie mniej). Niestety dość szybko podeszła do mnie pracownica katedry i zapytała, czy mam bilet na robienie zdjęć. Nie wiedziałam, że jakiś trzeba, więc poprosiła, bym więcej ich nie robiła. Na szczęście nie kazała mi usunąć tych, które już miałam, przez co mogę pokazać Wam choć odrobinę wnętrza. Na placu przed katedrą przeżyłam coś, co mnie zniechęciło. Kręciło się tam sporo murzynów, którzy rozdawali

Mediolan - pierwsze wrażenia: Włosi, teatr, jedzenie, wiosna.

Obraz
Wywiało mnie na dwa dni do Mediolanu. Wszystko byłoby cudownie, gdybym jednak faktycznie wyjechała na urlop, a nie - bądź co bądź - do pracy. Pojechałam z teatrem z "Chorym z urojenia" Moliera, którego graliśmy w jednym z mniejszych mediolańskich teatrów. Zresztą ten "mniejszy" teatr jest dużo większy od naszego. Czasu też wiele nie mieliśmy - przylecieliśmy we wtorek wieczorem, w środę graliśmy (czyli całe popołudnie i wieczór spędziliśmy w teatrze na przygotowywaniu siebie, sceny i oświetlenia do występu), a w czwartek wieczorem mieliśmy samolot powrotny do Berlina. I gdzie tu znaleźć czas na przeżywanie miasta? Szczególnie że Mediolan ma w sobie pewne surowe antyczne piękno. Lokum, które nam przydzielono, nie powalało. A może właśnie powalało tym, jak mało było przyjemne. Pierwsze wrażenia były naprawdę fajne. Duża przestrzeń, dwa podwójne łóżka, dwa pojedyncze. Potem ktoś powiedział, że nie ma prysznica. Ja już wpadłam w panikę i powiedziałam, że chcę do domu.