Stres a problemy ze zdrowiem.

Zastanawialiście się kiedyś, ile z Waszych wszelakich dolegliwości jest zależnych od stanu psychicznego? Choćby zwyczajny ból głowy. W czasie ostatnich miesięcy jest to temat, nad którym dużo rozmyślam i też rozmawiam z innymi. Zastanawia mnie po prostu, jak szybko mój żołądek reaguje na jakąkolwiek zmianę w moim życiu. A gdy ze źródłem moich problemów nie mogę sobie poradzić, wyłączam po prostu kolejny produkt z mojej diety i jakoś to działa. Ten weekend wywołał we mnie coś zadziwiającego - odkryłam, że moje problemy z glutenem (i trawieniem ogólnie) zaczęły się w momencie, gdy poziom mojego stresu drastycznie wzrósł, a przez dwa miesiące nie miałam możliwości odciąć się od tego wszystkiego i zataczałam błędne koło. Czasem dochodzę do wniosku, że jestem jeszcze głupsza, niż sądzę na co dzień.

Moja znajoma, która jest ekspertem od alergii (może się pochwalić ich sporym wachlarzem) oraz zajmuje się też medycyną naturalną (zrobiła wykształcenie w tym kierunku) powiedziała mi parę tygodni temu, że wszelkie alergie biorą się z głowy. Jej ciało - tak samo jak moje - od razu reaguje na niechciane czynniki i wysyła jej sygnały - czasem jest to zwykła wysypka, a czasem nietolerancja kolejnych produktów spożywczych. Osoby, które jej nie znają, a słyszą, czego nie może jeść, załamują się, bo co w takim razie może? Te osoby nie wiedzą jednak, że czasem jest zdecydowanie gorzej.

Pod koniec ostatniego semestru musiałam sobie radzić z konsekwencjami moich decyzji i poważnie zabrać się do pracy. Tyle że tej miałam coraz więcej. Teatr, studia, rodzina, związek, moja przyszłość... Musiałam znosić napady własnej nerwicy, agresji i kolejne depresyjne epizody, po czym moje jelita powiedziały "dość!". I odmówiły współpracy. Dwa tygodnie się z nimi męczyłam, po czym postanowiłam na próbę odstawić gluten. Poprawiło się, więc pozostałam na tej diecie - pierwsze kilka dni miałam z tym problem (wafle ryżowe - powietrze w stałej formie), ale potem przeszło. Z doświadczenia wiem, że gdy zrezygnuje się z jednej rzeczy, to później każda kolejna sprawia mniej bólu, więc co mi tam gluten, skoro półtora roku temu postanowiłam rzucić mięso. I tak trwałam aż do tego weekendu. Już tydzień temu postanowiłam, że jednej rzeczy, która sprawiała mi sporo kłopotów, zwyczajnie nie będę robić i trochę mi ulżyło. Choć nie do końca, bo, jak mogliście przeczytać w poprzednim poście, w czwartek zemdlałam na scenie. A teraz wyjechałam. Nie było mnie w domu, spędziłam czas z ludźmi, z którymi nie wiążę nic negatywnego, jadłam smaczne rzeczy w dużych ilościach, oglądałam "Grę o Tron" i w końcu się wysypiałam. Czysty relaks bez zobowiązań.

W ten weekend niestety nie mogłam być na mojej diecie bezglutenowej, ale staram się z moimi dietami nie zwariować, bo niedługo zacznę się żywić faktycznie tylko energią kosmiczną, a to nie będzie dobre ani dla mnie, ani dla mojego otoczenia. Niemniej chodzi o to, że poza malutkim bólem żołądka przez ułamek sekundy, nic mi się nie działo. Tak przyjemnie się uspokoiłam i oderwałam od nie do końca przyjemnej rzeczywistości, że problemy z żołądkiem zniknęły, a moje trawienie wróciło do normy.

Do glutenu na razie nie zamierzam wracać (nie z tym arsenałem bezglutenowych mąk, w które się zaopatrzyłam), ale niesamowicie mnie cieszy, że jest ze mną lepiej. Jutro idę do lekarza, by przebadać krew (w sumie na życzenie mojej rodziny w związku z czwartkiem - i po to, by udowodnić, że nie mam żadnej anemii), potem idę załatwić jeszcze jedną rzecz w związku z moim zdrowiem. I chyba postaram się tak wszystkim nie przejmować, jeśli zamierzam przeżyć ten semestr. Czy choćby resztę życia.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Spontaniczny konkurs błyskawiczny - Alverde. [ZAKOŃCZONY]

Jennifer Lopez Deseo EDP + KONKURS