Zakupy kosmetyczne, jedzeniowe i inne cuda.

Niedawno nagrałam filmik o zakupach z ostatnich dwóch tygodni marca (patrz wyżej), ale potem mi odbiło, a może to był ciąg dalszy owego powyższego odbijania, i kupowałam dalej. Ostatnio jestem w stanie paniki, że niedługo nie będę mieć pieniędzy, więc wydaję je, póki mam. Jestem dziwna. Jestem zakupoholiczką. I próbuję odreagować stres. I nienawidzę się za to. Ale bardzo chciałam. Bardzo. A teraz się uspokajam. Bo tak być nie może. Bo ja przecież nie mogę wydawać tyle pieniędzy! Oficjalnie postanawiam się uspokoić. Gdy tylko przyjdzie ten strój kąpielowy, który kupiłam, a którego nie będziecie teraz mieć okazji zobaczyć... Trafię do piekła...

Za parę groszy kupiłam ręcznie malowaną jedwabną poszewkę na poduszkę. I na tym się skończyło, bo poduszka, którą miałam do dyspozycji, jest o kilka centymetrów za duża. Nie jest źle, coś się wymyśli. Potem zastanawiałam się nad kupnem puzzli z dużą ilością elementów i przypadkiem trafiłam na wiedźmińską edycję limitowaną. I kupiłam puzzle ze śliczną nagą rudą Triss, 1500 elementów, a do tego była druga część gry (a że nałogowo gram ostatnio w pierwszą, to chyba jeszcze nie jest Wam wiadome, to ucieszyłam się jeszcze bardziej) z soundtrackiem i innymi dziwnymi dodatkami, więc te 60 zł wydało mi się tak śmiesznie niską kwotą... Dobra, żadnych wymówek! Poza tym ukradłam mojemu Niemcowi pierwszą część gry, bo uznałam, że u mnie będzie wyglądała ładniej niż u niego, bo w końcu ja mam teraz drugą część... Oficjalnie stwierdzam, że kupię w końcu wszystkie książki, bo moja kolekcja zdecydowanie tego wymaga.

Potem książki. Nie zapłaciłam za nie. Po prostu się w nie zaopatrzyłam. Jedną dostałam. Spora część Lema po niemiecku. Lema należy mieć. A nawet przeczytać. Skoro nie mogę mieć po polsku, to niech będzie po niemiecku, a co mi tam!

I zakupy... Kolejna elektryczna szczoteczka do zębów, ale tym razem z ładowarką, a nie na baterie. Pumeks, bo miałam kaprys (i -10% na zakupy w Rossmannie, więc skoro kupiłam szczoteczkę, to to dorzuciłam). A następnie opuściłam Rossmanna i poszłam do DM. Po coś po goleniu dla mojego Niemca, ale sobie też coś kupiłam. Od paru tygodni marzył mi się puder mineralny Alverde. To w końcu wzięłam. Analogicznie z wiosenną herbatą. Smaczna. Następnie dwie sole do kąpieli Alverde, przy kasie wzięłam sobie próbkę kremu Dr. Schellera. A że w filmiku zapomniałam pokazać moją organiczną gumę do żucia, to załapała się na zdjęcie. A kalendarz... ha! Zawsze chciałam mieć coś z firmy Paperblanks, a że ceny są dość zawrotne... ten dostałam. Trafił do mnie sam, nie wydałam ani grosza - jestem niewinna! I cieszę się, że go mam, ale jeszcze nie wiem, co z nim zrobię. Tak sobie pomyślałam, że może małe rozdanie?... Byłby ktoś zainteresowany?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Spontaniczny konkurs błyskawiczny - Alverde. [ZAKOŃCZONY]

Jennifer Lopez Deseo EDP + KONKURS