Posty

Słodycze, które zajęły mi pół walizki. A dzieciństwo oficjalnie mi się skończyło.

Obraz
Mówiłam w poprzednim poście o słodyczach, które mama przywiozła mi z Holandii. Doszła mnie prośba, by je pokazać. Muszę przyznać, że jedną białą czekoladę już zjadłam, a te Kinderki są już zjedzone, w opakowaniu do zdjęcia pozostała jedna sztuka. Przynajmniej mam zapas słodyczy na dłuuuugi czas. I mam aparat! Pochwalę się nim przy innej okazji. Na razie muszę go ogarnąć. Dziś skończyło się moje dzieciństwo, obejrzałam ostatnią część Harry'ego Pottera i wreszcie zrozumiałam, o czym wszyscy mówili. Dziwnie mi, ale muszę przyznać, że kilka momentów powaliło mnie na łopatki ze śmiechu, inne mnie wzruszały. O ile poprzednią część (i jeszcze poprzednią) uważałam za beznadziejne, to ta przywołała we mnie pewne uczucia, które wydawały się być bezpowrotnie utracone..

Home sweet (?) home.

Tym razem podróż nie minęła mi szczególnie dobrze i miło. Po trzyipółgodzinnym oczekiwaniu we Wrocławiu, o mało nie zginęłam tragicznie w tłoku na dworcu. Cudem udało mi się usiąść, a później oddychałam z ulgą całą drogę. Nie wyspałam się, a w Krakowie byłam o piętnaście minut za późno. Gdy tylko dotarłam do domu, zjadłam wybitnie dziwne śniadanie, którym uraczyła mnie mama - typowo holenderskie, ponieważ były to wszelakiego rodzaju artykuły spożywcze przywiezione przez mamę z Holandii. W ten oto sposób zjadłam trochę czekolady do kanapek, zagryzłam ją mini kabanosem (przed chwilą zjadłam ich całe opakowanie), następnie jakimś przekładanym (pyyyycha) ciastkiem, kawałkiem boczku, paskudnymi żelkami, plasterkiem zbyt słonego salami. Staram się nie myśleć o tym, jaki skutek wywarłaby na mnie taka dieta w okresie długotrwałego stosowania. A potem spać. Nastąpiła godzina dziesiąta: Za chwilę będzie woda, idź się myć. Wygrzebałam się z łóżka, a później wyjść z wanny nie chciałam, bo tak miło

Dynia pieczona.

Tak naprawdę wciąż pozostaje w fazie halloweenowych życzeń. Moich oczywiście. Podstawowy problem polega na tym, że albo nie mogę dyni dostać, albo jestem na drugim końcu świata, gdzie - o zgrozo! - nie ma piekarnika. Pamiętam jak parę lat temu udało mi się ją dopaść. Była mała, niewinna i pomarańczowa. Miała doskonały kształt. Starannie zdjęłam z niej skalp, a później wygrzebałam wnętrzności. Gdy została ładnie od środka wyskrobana, namalowałam na niej pisakiem oczy i usta, które następnie wycięłam. I powstała moja halloweenowa dynia. Zapaliłam w niej świeczkę, a później przez kilka miesięcy siedziała w zamrażalniku, bo było mi żal ją wyrzucić. Nie powiem, jak wyglądała po rozmrożeniu. W tym roku jest plan. Ciasto dyniowe. I wszystko zależy od tego, dokąd uda mi się w sobotę zaciągnąć mamę i czy będzie tam dynia (obstawiam, że w Rossmannie, Empiku i Media Expert nie m na nią co liczyć), czy ja będę mieć wystarczająco dobry nastrój, żeby znieść obecność wszystkich (czyt. w liczbie t

Po imprezie...

Obraz
...jestem zwykle bardziej żywa niż inni. Bo wiem, kiedy przestać i wrócić do domu, bo jest nudno. I w ten oto sposób się wyspałam! Ale o tym i innych później.

Imbirowy sen.

Obraz
Osoby, które mnie znają, wiedzą, że obok tego co imbirowe nie przejdę obojętnie. I dzisiejsze zakupy zaczęły się również od niewinnie wyglądającego imbiru kandyzowanego, na który od dawna miałam ochotę, a zasadniczo do najtańszych nie należy. I na tym jednym miałam dzisiaj poprzestać, jednak pani w Kauflandzie coś sobie pomyliła, w związku z czym za zakupy nie zapłaciłam, a nawet zarobiłam osiem centów. Wciąż staram się rozgryźć, jakim cudem do tego doszło, ale nic nie jest pewne z wyjątkiem tego, że wyszłam ze sklepu zarówno z zakupami jak i pieniędzmi. I tak uradowana szłam sobie przez Frankfurt, aż moją uwagę (znowu) przyciągnęła witryna sklepu ze słodyczami. Weszłam do środka i oglądam towary... czekoladowy kot... czekoladowy torcik z kotem i myszkami... kotów było w sumie niewiele, ale dotarłam do półki z... imbirem. Imbir kandyzowany, w syropie, paseczki, kosteczki... moje oczy się świecą jak dwie stuwatowe żaróweczki... Ciasteczka imbirowe. Tego było dla mnie za wiele. Ostatn

Jak to w końcu z tym Berlinem było...

Obraz
Tak oto sobie jechałam...  Cała bajka zaczęła się już na dworcu, a może nawet w drodze do niego, we Frankfurcie, gdzie byłam po raz pierwszy i jeszcze nie wiedziałam co i jak (o samym fakcie, kiedy będzie jakiś pociąg do Berlina również). Na szczęście wszystko było w miarę jasne i nieskomplikowane. Obejrzałam sobie któryś tom "Zmierzchu" będący na przecenie, a następnie skierowałam się na peron. Wkrótce się okazało, że niemiecki Ordnung wcale nie dotyczy kolei, ponieważ na starcie się dowiedziałam, że mój pociąg ma pięciominutowe opóźnienie i to podobno norma (przynajmniej na tej trasie). Muszę jednak zauważyć, że gdy wracałam, był punktualny. Wróćmy jednak do samego Berlina. Potsdamer Platz z niezbyt tradycyjnej perspektywy Najpierw przejechaliśmy obok O2, ale nie chciałam tam wysiadać, bo tak naprawdę w tej okolicy interesowało mnie niewiele - powiedzmy sobie szczerze - miałam w miarę konkretny plan tego, co chcę zobaczyć w trakcie tej krótkiej wycieczki, o ile to

Zakupy.

Obraz
Tak bardzo mi się chciało mięsa, że aż wczoraj wieczorem się złamałam i poszłam sobie kupić. Kupiłam i mi nie smakowało. Ba! bardzo nie smakowało. W ten oto sposób zmusiłam się dzisiaj do wyjścia, doczłapania do Kauflandu i kupienia sobie wreszcie tofu (moje miso trochę się domagało, bo makaron ryżowy średnio mu pasuje). Do tego jakiś sos (padło na słodko-kwaśny), a gratis dorzuciłam sobie jeszcze wiśniowo-żurawinowy dżem Schwartau (on jest rewelacyjny!!!). Później obeszłam trzy kasy (bo oczywiście na półce, gdzie być powinna, nie było), żeby znaleźć intensywną odżywkę Gliss Kur, które uwielbiam i ja i moje włosy. Doszłam ostatnio do wniosku, że są trochę zbyt wysuszone. No i tyle z zakupów w Kauflandzie. O poszukiwaniu portfela wspominać nie będę, ale powiem za to, że znalazłam. Początkowo chciałam drugi na euro, ale jakoś wyszło tak, że kupiłam jeden na obie waluty, w którym nie będą mi się mieszały drobne, a mam w nim wystarczająco miejsca na te wszystkie dowody, karty, legitymacje