Posty

W skrócie.

Na zdjęcia wciąż czas nie nadszedł, ale wygląda na to, że w niedzielę wracam na parę dni do domu. Nawet się cieszę z tego powodu. A teraz czytam, czytam, czytam, oglądam jakieś filmy... Łażę po Slubicach i Frankfurcie i załatwiam jakieś głupie rzeczy, a od wczoraj jestem posiadaczką niemieckiego konta bankowego. Dziś zaś wydałam fortunę na obdzwanianie poznańskiego NFZu i uzyskałam w miarę pocieszającą informację - o jej wartości się przekonam w momencie, gdy dostanę po raz kolejny zgłoszenie do ubezpieczenia i dowód ubezpieczenia. I wpadłam na jakiś idiotyczny pomysł uzyskania dowodu, iż kształcę się w Niemczech. Tych pomysłów mam co niemiara i może jutro się ruszę, by spróbować dokonać jakiegoś cudu. Chwilowo znowu żyję na wyższych obrotach niż bym chciała. Wolałabym, żeby wszystko samo się załatwiło. I odkryłam we Frankfurcie bubble tea! Obiecałam sobie, że kupię ją, gdy tylko mój EKUZ będzie bliżej mnie niż dalej. Teraz rozważam zrobienie sobie czegoś do jedzenia, bo wczoraj dost

Angie i jej córki w salonie piercingu.

Angelina Jolie zabrała dwie ze swoich córek do małego salonu piercingu w Londynie, by przekłuć im uszy. Jednak Shiloh, widząc Zaharę, która rozpłakała się z bólu, powiedziała, że nie chce już mieć kolczyków. Mimo to wszystkie opuściły salon zadowolone - Angie zorganizowała im obu inne prezenty, by nie poczuły się pokrzywdzone. A gdzie dla mnie? Ja czuję się pokrzywdzona, że mnie tam nie było! Swoją drogą całej rodzinie podoba się w Londynie i zamierzają kupić tam dom. A ja tak bardzo staram się unikać tego miasta!
Przepraszam Was, ale mam problemy z Internetem. W sobotę będę miała stały i do tego czasu nie pojawi się post. Jednak w sobotę obiecuję, że w końcu pojawią się jakieś zdjęcia. Na razie idę ogarniać rzeczywistość.

Historia o tym, gdzie mnie wywiało.

Wiem, że prosiliście o zdjęcia, jednak tempo BlueConnecta jest wybitnie niezadowalające. Może w przyszłym tygodniu założymy tu prawdziwy Internet, póki co muszę zadowolić się mobilnym. Zdjęć mam już dla Was kilka, jednak będą one musiały poczekać na lepszy dzień i wtedy przekonacie się, jakie to miasta mi się tak bardzo podobają. Frankfurt nad Odrą nie jest chyba zbyt wielkim miastem. Szczerze przeszłam tylko jego kawałek, gdy spacerowałyśmy z dziewczętami brzegiem Odry i kawałek w okolicach centrum oraz oczywiście budynków uniwersyteckich, gdzie dzisiaj zdawałam egzamin z niemieckiego. Jest tu bardzo cicho, niewiele ludzi, ale bardzo podobają mi się budynki - niezbyt wymyślne, w żywych barwach, ale również tych bardziej stonowanych. Jest sporo terenów zielonych, a brzeg Odry jest wspaniały. Swoją drogą wiedzieliście, że Odra po niemieckiej stronie płynie na południe, a po polskiej na północ? Może nie na całej długości, ale właśnie tutaj jest tak, a nie inaczej. To niezwykle frapując

Słubice.

Przeżywszy mordercze godziny w podróży, które spędziłam z zaledwie siedmiominutowym snem w mojej dwudziestosześciogodzinnej dobie, która zakończyła się telefonem po taksówkę, mogę z radością oznajmić, że wciąż żyję. Może się to wydać dziwne, ja sama mam wątpliwości, jednak niezaprzeczalnym faktem jest, iż me serce wciąż bije, a pierś unosi się od oddechu. Pochłonęłam kubełek sorbetu wiśniowego Grycana na obiad, który był moją ulgą - zaspokoiłam swą niespełnioną tęsknotę za białą czekoladą Toblerone, ponieważ przestała ona mieć dla mnie znaczenie, a ja umieściłam w sobie odpowiednią ilość kalorii, by moc dalej funkcjonować. Jednak interesującym nas faktem jest to, iż dojechałam cała i zdrowa, choć trochę niezadowolona z kolejnych problemów z ekuzem, które rosną jak grzyby po deszczu. I także tym, że nie mogę zwiedzić miasta, ponieważ czekam na kuriera, który przywiezie moje bagaże - na szczęście przed chwilą zadzwonił, iż w ciągu godziny powinien dotrzeć - uradowało mnie to. Moje ksią

Bon voyage!

Nadszedł ten straszny dzień! Dziś wyjeżdżam, bagaże wysłane kurierem, a ja się wyślę za parę godzin. Tyle czasu w pociągu brzmi strasznie, ale na szczęście nie będę sama. Będzie ze mną Internet mobilny i przyjaciółka, o książkach nie wspominając. Postanawiam to przeżyć i zobaczymy. Dziś zaś doświadczyłam miesięcznego kociaka - mam dla Was krótki filmik z nim, którym podzielę się wkrótce - gdy już dotrę na miejsce i będę mogła bez problemu przesłać film do komputera. Nie mogę się doczekać pierwszego dnia reszty mojego życia, choć muszę przyznać, że trochę się boję oddalenia od ludzi, których kocham. Wczoraj przeszłam pierwszą fazę pożegnań, nigdy się tak nie czułam. Wrócę do Was, nie bójcie się. Napiszę coś jutro :). I może podzielę moim nowym lokum ;).

Róóóóóóóóóż (w połączeniu z szarością jest pięęęęękny)!

Obraz
    Jak Kenzę lubię, uważam za śliczną i nie ukrywam, że chętnie wybrałabym się z nią na jakąś kolację [połączoną ze śniadaniem], to zwykle w jej ubraniach się nie zakochuję. Wyjątkiem są skórzane spodnie Jofama by Kenza, ale poza tym nie ma nic. Aż do teraz! Ja chcę ten cudowny, bardzo różowy sweter, który przecież tak ładnie kontrastowałby z tym szarym niebem! Zawinęłabym się w niego, a następnie zwinęłabym się w kłębek, umiejscowiła na miejscu w pociągu i mogę jechać do Słubic. Różowa, radosna, śliczna. Jak się Zarą nie podniecałam, to teraz mam szczerą nadzieję, że w polskiej/niemieckiej(?) jest/będzie. Choć mam wątpliwości, czy chcę wydać na sweter 180 złotych... Przy okazji zmieniła się piosenka w ramce bocznej. O mamusiu, ja chcę ten sweter!!! Źródło zdjęcia