Posty

10 rzeczy, których nikt o mnie nie wie.

Obraz
Ten temat jest trochę przekłamany, bo część osób o tym wie. Podejrzewam jednak, że grono moich czytelników nie miało o tych faktach pojęcia (za to o wielu innych dziwactwach mojej nieskromnej osoby już tak). Choć nie wykluczam, że moi przyjaciele, którzy to czytają, również odkryją tu coś nowego. 1. Boję się bibliotek, które są większe niż jedno pomieszczenie. 2. W 90% przypadków myślę po niemiecku. 3. Nie lubię nosić wielu warstw ubrań. 4. Jeśli popełnię błąd, zadręczam się nim latami. Nawet jeśli już nikt o tym nie pamięta. 5. Nigdy nie wybieram przyjaciół lub partnerów. To oni wybierają mnie. Ja to jedynie akceptuję - lub nie. 6. Nigdy nikomu nie mówię nic w 100%, zawsze jakiś szczególik przemilczę. Przy czym ten sam szczególik wspomnę innej osobie, ale wtedy ominę inny. 7. Jem dużo tłuszczu, bez tłuszczu nic mi nie smakuje. 8. Gdy jeszcze jadłam mięso, zwykle było ono surowe. I tłuste. 9. Wyrywam sobie włosy. 10. Nie potrafię pracować, gdy jestem całkiem sama. Nie mogę się skupi

Moje miejsce pracy blogowej.

Obraz
Faktem jest, że prowadzenie bloga to praca - nawet jeśli się na nim nie zarabia. Dla mnie to jednak również pasja, z której nie chcę rezygnować nawet wtedy, gdy jestem wykończona, nie mam czasu i jedynego wolnego dnia w trakcie ostatnich dwóch tygodni robię zdjęcia, nagrywam filmik, piszę posty i zastanawiam się, czy moi czytelnicy za mną tęsknią. Mam nadzieję, że trochę tak. Moim miejscem pracy jest stół kuchenny aka moje biurko. W tak małym mieszkaniu znaleźliśmy miejsce tylko dla jednego rasowego biurka i dostało się ono mojemu Niemcowi (nieszczęsnemu posiadaczowi komputera stacjonarnego i niezdrowej skłonności do składowania śmieci w każdym miejscu, w którym się znajduje - niech zatem sobie ma swój kąt do bałaganienia), a mi pozostał chwiejny stół. Dopiero niedawno większość drobiazgów wsadziłam do pudełka, żeby nie zajmowały tyle miejsca. Poza tym w pobliżu są słuchawki, komputer (rzecz jasna), mysz (która ostatnio okazuje się całkiem przydatna), telefony, dysk zewnętrzny, zega

Weekend w skrócie: zabawy z kotem, jezioro i kościół w Zaue. Oraz bomba w budynku (prawie) naprzeciwko.

Jakiś miesiąc temu spędziliśmy z moim Niemcem nasz ostatni wolny weekend u jego rodziców. Jego mama miała urodziny, więc przy okazji pojechaliśmy do sąsiedniej miejscowości, ponieważ urodził się mały kangurek. Niestety gdy dotarliśmy, już nie był na zewnątrz i go nie zobaczyliśmy, za to dorosłe kangury już tak, choć stały dość daleko i ich nie nagraliśmy. Zresztą nie robiły też nic ciekawego. Stały. A potem leżały. Za to chwilę później przeszliśmy się do jeziora, którego wycinek możecie zobaczyć w filmiku. A ja dostawałam ataku paniki, gdy odkryłam, że podest, do którego przywiązane były łodzie, unosił się na wodzie i był jedną z ostatnich rzeczy na świecie, które nazwałabym stabilnymi. Kolejnym celem był kościół w Zaue. Kościół sam w sobie mnie nie interesuje, ale ten był stary, minimalistyczny i miał cudowną atmosferę. A może urzekł mnie fragment starego cmentarza. Muszę przyznać, że czułam się jak w Wiedźminie, gdy ów cmentarzyk zobaczyłam. Zaczęłam już wypatrywać ghuli i inn

Koniec studiów - i co dalej?

Obraz
Szukałam odpowiedzi na to pytanie chyba całe życie. Ani trochę nie przesadzam, bo zawsze wiedziałam, że będę studiować, choć moje plany się zmieniały - od weterynarii, przez medycynę, poprzez prawo, na germanistyce skończywszy (dostałam się nawet na orientalistykę - indianistykę, ale tych studiów nie podjęłam, lecz wyjechałam do Niemiec), ale co po tym? O, tu miałam chyba jeszcze więcej pomysłów! Z całą pewnością nigdy bym nie wpadła na to, co zrobiłam. Zrobiłam licencjat, od dzisiaj posiadam oficjalnie wykształcenie wyższe z filologii i kulturoznawstwa, mogę się wręcz mianować językoznawczynią... A zdecydowałam się nie iść dalej tą ścieżką kariery. Nie kontynuuję studiów, nie zamierzam dorabiać się trzech magicznych literek przed nazwiskiem. Dla niektórych to pewnie oczywisty cel, ale dla mnie nie ma znaczenia. Po łącznie czterech latach studiowania i odkrywania zasad funkcjonowania instytucji uniwersytetu (czy to renomowany UJ, czy może trochę mniej renomowany UAM, czy też niemiec

OSWAJAMY JESIEŃ! Druga edycja jesiennego wyzwania.

Obraz
 Jesień jest najpiękniejszą porą roku. Minęły już największe upały, a nie pojawiły się jeszcze temperatury typowo zimowe czy śnieg. To czas przejściowy, w którym można zacząć coś nowego, bądź rozwijać zdobyte już umiejętności. Wtedy też najchętniej spędzamy czas w domu, przygotowując się psychicznie i fizycznie na zimę. Często dopada nas również znaczne obniżenie nastroju i niechęć do robienia czegokolwiek. Z tego właśnie powodu pojawiamy się ze sprawdzonymi już w zeszłym roku sposobami na oswojenie jesieni , by móc się nią w pełni cieszyć i nie dać się depresji, która czyha za każdym rogiem, lecz wykorzystać ten czas w pełni. Dołączcie do nas w wydarzeniu na Facebooku , blogu bądź Instagramie z tagiem #oswajamyjesień 1. Zgromadź zapasy umilaczy kąpielowych o ulubionym zapachu. Jesień to pora roku, która moim zdaniem najbardziej wabi aromatami. To z nią kojarzę jabłka z cynamonem, zapach deszczu oraz mokrych liści, a także przedzierających się przez drzewa promieni słońca. Nie

Unboxing: Full Mellow - sierpień 2014 - Just Relax

Obraz
Z dalekiego świata przybyły do Polski pudełka. Wszelakie GlossyBoxy, DouglasBoxy i inne boxy. Na polskim rynku była jednak pewna nisza, której nikt nie wypełnił - boxy z naturalnymi produktami. Aż pojawiło się Full Mellow - pudełko z produktami tylko i wyłącznie Full Mellow, ręcznie robionymi i naturalnymi. Nie mogłam nie zamówić. W końcu nie bez powodu ogromnie zazdrościłam wszystkim w USA, że mają dostęp do EcoEmi. Full Mellow to pudełka tematyczne. Tym razem padło na relaks (poprzednio skupiono się na pielęgnacji twarzy, a w kolejnych pudełkach tematami będą dłonie, włosy, Halloween itd.). Szczerze mówiąc, spodziewałam się tam jakiejś kuli do kąpieli, czy czegoś w tym rodzaju, jednak się rozczarowałam. Niemniej pudełko zaoferowało mi kilka innych ciekawych rzeczy. Nim jednak przejdę do zawartości, chciałabym Wam powiedzieć, że opakowanie jest cudowne. Jeszcze nie zmusiłam się do wyrzucenia pudełka, ponieważ ma w sobie coś uroczego. I jest naturalne. Zwyczajnie cieszy oko.

Berlińskie zoo.

Obraz
Dzień, w którym wybraliśmy się do berlińskiego zoo, zapowiadał się na chłodny i niezbyt przyjemny. Jednak - jak to działo się właściwie przez całe lato - pozory myliły i nim dotarliśmy na dobre do Berlina, rozpogodziło się i w porze obiadowej zrobił się upał.  To jedno z największych europejskich zoo (o ile nie największe) i spodziewałam się cudów. Cóż, ich nie było. Nie było mojej ukochanej pantery śnieżnej, nie udało mi się też znaleźć pandy, ale może schowała się w tej części, do której nie dotarliśmy, bo gonił nas czas. O ile po kilku godzinach spędzonych na oglądaniu zwierząt i chodzeniu po tym rozległym terenie można w ogóle powiedzieć, że gonił czas. To my po prostu się nie zorganizowaliśmy wystarczająco dobrze. I odpadały nam nogi ze zmęczenia. To było ładnych kilka kilometrów. A mi, jak na złość, w połowie spaceru padła bateria w aparacie i nie wystarczyło jej na akwarium, w którym były wszelakiego rodzaju zwierzęta, owady i ryby. W związku z tym nie pochwalę się rekina