Posty

Miesiąc z małymi radościami.

Obraz
Miesiąc temu postanowiłam w ramach pewnego wyzwania notować codziennie jedną rzecz, która sprawiła mi radość. Miała być tylko jedna. Taka moja prywatna, dodatkowa zasada. Po kilku dniach uznałam, że na jednym miesiącu nie poprzestanę, jednak na blogu zaprezentuję efekty z tego obowiązkowego czasu. Ten miesiąc był dla mnie ciężki. Psychicznie i fizycznie. Niektóre dni wymagały długiego namysłu, żeby znaleźć coś, co choćby umiarkowanie mnie zadowoliło. Było naprawdę trudno. Nigdy bym się nie spodziewała, że mogą zdarzyć się dni, gdy niemal na siłę trzeba będzie wymyślać radości. Koszmar. Ale podołałam. Jestem z siebie dumna. Nauczyłam się w tym czasie jeszcze uważniej przyglądać sobie samej i reflektować na temat każdego dnia. Pomyślałam sobie, że to nawet lepsze niż pamiętnik - bo krótkie, zwięzłe i nie potrzeba na to dużo czasu. Ciekawe, czy za rok będę pamiętała, o co mi chodziło, gdy zapisywałam dane rzeczy. Czy będę wiedzieć, co to za sytuacja? Nie pamiętam, kto wpadł na pomysł

PHENOME: Fresh Mint heel pumice

Obraz
Nie lubię moich stóp. Nie lubię żadnych stóp. I zdecydowanie nie lubię tego, że nie chcą pozostać ładne, gładkie i miękkie, tylko trzeba się z nimi męczyć. Nie lubię pumeksów, bo zawsze rujnuję sobie nimi paznokcie u rąk, gdy mi się omskną. A robią to za każdym razem. Nie lubię tarek do stóp, bo uważam, że nic nie robią. Peelingów też nie lubię, ale to dlatego że są peelingami. Zwykle do stóp używam tych do ciała, których nie lubię. Jestem okropną malkontentką. Nic mnie nie zadowala. Prawie nic. Gdy pierwszy raz przeczytałam o tym pumeksie w paście, pomyślałam, że oto rzecz, której pragnę. W końcu weszłam w jego posiadanie i uznałam, że... nareszcie ktoś stworzył coś, co się do czegoś nadaje! A wiem, o czym mówię, bo używam go od pięciu miesięcy i kocham cały czas tak samo. Tak, kocham. Ja, malkontentka, kocham coś do stóp. Pumeks ten pachnie miętą, cytryną i ziemią. Zapach nie zachwyca, ale odświeża. Na swój sposób jest nawet przyjemny, choć podejrzewam, że wpływ na moje o

LUSH: Buffy Small

Obraz
Lush ostatnio na siłę uszczęśliwił mnie czymś, czego nie chciałam (zwykle mogę sobie sama wybrać, co chcę przetestować, ale nie tym razem). Opis zabrzmiał dobrze (mocny peeling do ciała z mielonym ryżem i fasolkami aduki, który ma sobie poradzić z wszelakimi zgrubieniami skóry, a do tego masło kakaowe oraz shea, które ją po tym całym zdzieraniu pielęgnują), skład też ładnie, więc się nie opierałam. Znajdują się tam również mielone migdały, które pokochałam w Angels on Bare Skin, więc wydało mi się, że będę szczęśliwa. Czy byłam? Moja mała kostka wystarczyła na trzy użycia. Produkt należy przechowywać w lodówce, bo od siedemnastu stopni może topnieć. Trzymałam tam tylko do pierwszego użycia, potem leżał w łazience i nic mu się nie działo. Mimo to w rękach już faktycznie się topi. Nie radzę trzymać pod prysznicem, ale gdzieś z dala od wyższych temperatur. Wracając do tematu rozmiaru - biorąc go pod uwagę, produkt dość wydajny . Spodziewałam się, że nie wystarczy na więcej niż dwa uży

Wyzwanie Foto: Dzień 7. - ZDJĘCIE Z PRZESZŁOŚCI

Obraz
Ten temat był najciekawszy, ale i najtrudniejszy z całego wrześniowego wyzwania. Zdjęcie z przeszłości może powiedzieć naprawdę wiele o różnych rzeczach, ale ja niestety nie mam przy sobie prawie żadnych. Przynajmniej z okresu, który mnie interesuje. Wszystko jest w domu, a ja za każdym razem obiecuję sobie, że je ze sobą przywiozę. Chyba najwyższa pora, by to zrobić, a nie znowu zapomnieć. Na tym zdjęciu mam jakieś trzynaście, czternaście lat. Jest zrobione w Zembrzycach, nad rzeką. Przed laty jeździłam tam z rodzicami co weekend. Wprawdzie czasem zmienialiśmy miejsce, ale wszystko było obok siebie. Później zaczęliśmy jeździć do Żywca. A potem w ogóle przestaliśmy. Ten dziewczynki ze zdjęcia już nie ma. Gdy na nie patrzę, wiem, że to ja, ale nie czuję nic wspólnego. Ot, była sobie taka jedna. Ale gdzieś zaginęła wraz z upływem czasu.

Wyzwanie Foto: Dzień 6. - NIEBO

Obraz
Dziś zadziałałam trochę wbrew zasadom. Ale kto, no kto, wymyśla jako temat "niebo", gdy za oknem panuje szaruga? To idealne zagadnienie na lipiec, a nie jakiś tam wrzesień. Mamy jesień, hello! Niebo jest dalekie od bycia fotogenicznym, chyba że szara plama jest atrakcyjna. Cóż, nie dla mnie. Ale za to kiedyś w trakcie biegu zobaczyłam to powyższe cudo. A jak cudowne było na żywo - możecie sobie wyobrazić, bo to zdjęcie robiłam telefonem, którego zdjęcia mają jakość daleką od idealnej. Gdybym opublikowała to, co czai się za moim oknem, chyba umarłabym ze zgryzoty.

Wyzwanie Foto: Dzień 5. - NA BIURKU

Obraz
Moje biurko to moja kuchnia. Służy wyłącznie to składowania różnych dziwnych rzeczy i przygotowywania na nim posiłków.

Wyzwanie Foto: Dzień 4. - LISTA

Obraz
Lista filmów do obejrzenia. I przypadkowa notatka.