Posty

Ulubieńcy sierpnia.

Obraz
Nadszedł czas na kolejnych ulubieńców. Kasia systematycznie mi o nich przypomina - chyba wie, że sama z siebie bym nie wpadła na pomysł zrobienia tego postu, chyba że dany miesiąc byłby absolutnie ulubieńcotwórczy. Nie zdarza się to jednak często. Niemniej gdy Kasia mi powie, że nie pragnie niczego poza ulubieńcami, przebiegam w myślach cały miesiąc w głowie i zastanawiam się: Co mnie tym razem urzekło? Zwykle coś się znajduje. Przyznam, że sierpień jest dość niekonkretny i dziwny. Sama nie wiem, co bym w nim najchętniej zamieściła. To taki miesiąc, który dłużył mi się niemiłosiernie, choć przecież minął szybko. Tyle że ledwo kojarzę, że w domu byłam zaledwie dwa tygodnie temu, że byłam w górach, spotkałam się z rodziną, zwiedziłam kilku lekarzy, pojechałam na jedną noc (i to bez kawałka dnia) na jakąś niemiecką wieś, a potem wróciłam do teatru, gdzie czekały mnie dwa tygodnie nie-wiadomo-czego. Miesiąc się skończył, a wydaje mi się, jakby te wszystkie wydarzenia miały miejsce dwa mi

O weekendzie.

Przez trzy dni nie miałam dostępu do Internetu. Nie, to nie do końca prawda. Miałam - w telefonie. A i tak czasu nie miałam na nic więcej, mogłam jedynie sprawdzić maile i modlić się, żeby nikt ode mnie niczego ważnego nie chciał. Trzy dni. A potem tracę cały jeden, żeby nadrobić zaległości. Wróciłam do fazy "nie mam czasu" - swoją drogą zastanawiałam się, czy to nie powinno być pierwszym zdaniem owego posta... Na szczęście przyłapałam się na tej niezdrowej myśli i zignorowałam. A propos niezdrowych rzeczy - moje odżywianie jest w stanie krytycznym i cierpię na nieprzerwany ból głowy, i to już od ponad tygodnia. Żywię się głównie słodyczami i produktami mącznymi, co mi dobrze nie robi (patrz wyżej), a potem nabawiam się kontuzji (może zacznijmy od zrujnowania sobie stóp w czwartek od biegania w nie moich butach, a następnie boso, tego nieomal zemdlenia w zeszły piątek, potem niemożności biegania w sobotę - na szczęście w niedzielę jakoś poszło, nawet nieźle - kolejne było o

Little things: Berlin.

Obraz
 Wczoraj dość spontanicznie - bo w związku z decyzją podjętą wieczór wcześniej - pojechałam na chwilę do Berlina. I pisząc to, rzeczywiście mam "chwilę" na myśli. Całkowity czas spędzony w tym mieście to półtorej godziny i polegał na bieganiu po sklepach - tak w ramach relaksu, bo wiem, że nie będę miała w najbliższych dniach (tygodniach?) możliwości, by się wyrwać i chciałam z tego możliwie najszybciej skorzystać. Wolne przedpołudnie zdecydowanie temu służyło. Celem był Lush, Dussmann, Galeries Lafayette oraz Saturn na Alexanderplatz. W Dussmannie marzyłam o znalezieniu jednego ze słowniczków Dudena, niestety jest niedostępny, ale go sobie zamówię, bo bardzo, bardzo chcę. Odkąd przeczytałam w nim jedną stronę - jestem absolutnie zakochana. Do Lafayette poszłam w związku z kupnem czegoś smacznego - te mini naleśniczki z kozim serem i rozmarynem były naprawdę rewelacyjne i pewnie kupię je jeszcze [nie] raz. A może zdecyduję się na inny smak? Kto by pomyślał, że porzucen

Zakupy, prezenty, czyli dużo nowych rzeczy i kosmetyków mam.

Obraz
 Ponad pół roku temu O. zadzwoniła do mnie i zapytała, czy chcę obraz z Audrey Hepburn. Był on w Poznaniu, a że gdy tamtędy przejeżdżam, nigdy nie mam na nic czasu, bo tylko wsiadam w kolejny środek lokomocji, pojechał do Krakowa. O. miała mi go wysłać, ale nie wiedziała, jak go zapakować. Po pół roku osobiście wysłałam go sobie do akademika, przy czym w międzyczasie wiele osób próbowało przekonać O., by im go dała/sprzedała. Audrey wylądowała jednak u mnie i dziś zawisła nad łóżkiem. Mam nadzieję, że nie spadnie mi w nocy na głowę, bo jej wymiary to 80x80cm, a rama też swoje waży... Gdybyście tylko widzieli, w jaki zabawny sposób ważyły ją panie na poczcie! Ważne jednak, że dotarła cała i zdrowa.  Oto Wiolinek. Decoupage'owy kotek, którego wysępiłam od O. Stworzony w celu bycia zakładką do książki i wykorzystywany również do tego celu. Czyż nie jest uroczy?  W drodze powrotnej do Frankfurtu miałam kilkugodzinną przerwę w Warszawie, by móc spotkać się z Gią i Kasią . Usiad

Mordercze świnki morskie.

Obraz
Wczoraj z Kotkiem skorzystałyśmy z okazji, że znowu jesteśmy razem i mamy chwilę dla siebie i nagrałyśmy filmik. Et voila! Jest krótki i dziwny, więc możecie go spokojnie obejrzeć. Kotek by się cieszyła za pozytywne ocenienie go. Mi jest to generalnie obojętne. Bawcie się dobrze!

O tym, jak bardzo PKP jest popierdolone.

Ruszam w drogę do domu. W Radio Zet mówią rano, że dziś jest najgorętszy dzień lata. Wzdycham, starając się to ignorować. W autobusie do Poznania jest klimatyzacja, poradzę sobie. Przecież nie będzie tak źle. Nie takie rzeczy przetrwałam. Trzydzieści kilometrów przed Poznaniem - wypadek. Wzdycham, panikuję, ale ładnie wchodzę na stronę PKP InterCity, anuluję moje wykupione bilety (bo jeśli zdążę na pociąg, to na styk i lecąc z jednego dworca na drugi z wywieszonym językiem), kupuję od razu bilet bezpośredni do Krakowa. Nie lubię jeździć tym pociągiem, ale cóż. Jak mus to mus. Po dwugodzinnym czekaniu na pociąg - ma dziesięciominutowe opóźnienie. W porządku, spodziewałam się. On zawsze ma opóźnienia. Wsiadam, jadę. W pewnym momencie stoimy w szczerym polu. W całym pociągu brak klimatyzacji, słońce pali przez okna. Wachlowanie się i zasłanianie nie pomaga. Moja lekko niedojrzała nektarynka przejrzała w tej temperaturze. Okna, które można otworzyć, znajdują się tylko na początku i koń

Opinie o próbkach z Eco Emi.

Obraz
Od otrzymania Eco Emi minęło kilka miesięcy, a ja w końcu uporałam się z tą gigantyczną ilością próbek, które w nim miałam. Systematycznie robiłam notatki, żeby móc stworzyć jeden zbiorczy post. Et voila! Cieszcie się i radujcie moim sukcesem. Bywały momenty, gdy myślałam, że faktycznie nigdy ich nie zużyję, a jednak tego dokonałam (no dobrze, dwie mam na wykończeniu, ale używałam ich na tyle długo, że moja opinia się nie zmieni przy kolejnych dwóch użyciach - ale nie zdradzę Wam, które jeszcze mam). 1. Peeling i maska 2w1 - MULTI ACTIV Phenome - jako peeling jest wręcz genialne, jako maska jeszcze mnie nie zachwyciło, ale wyzwala uśmiech na mojej twarzy. I ten absolutnie genialny zapach! Bardzo lubię, jak rozpuszczają się te peelingujące drobinki i oczyszczają moją skórę. Zdecydowanie coś, z czym chciałabym się bliżej zaprzyjaźnić. 2. Odżywka do włosów z cytrusem i gorzką pomarańczą - John Matters Organics - wystarczyła mi niestety tylko na jedno użycie, więc wiele nie mogę po