Posty

Regał & kolczyki

Obraz
To zdjęcie jest okropne, ale jakoś nie umiało wyjść lepsze. Nie widać, jak regał opiera się o ścianę, bo jest krzywy. Widać za to krzywiznę, która nie istnieje. A książek mam znacznie więcej, jednak na regale chciałam ustawić ulubione. Niestety, jak już wspomniałam, nie wszystkie są w domu. I mam nareszcie kolczyki perełki. Są malutkie, ale na razie mi wystarczą (lepsze takie niż ich brak). Mam też awokado i różowy szalik. Moje cudowne buty też przyszły, ale niestety są u babci i odbiorę je dopiero jutro. Mam nadzieję, że moja trzymiesięczna miłość do nich dalej trwa i ich nie zwrócę. Pokaże je Wam jutro wieczorem, gdy wrócę z łyżew. A w sobotę opera! A po niej planowane nic nie robienie. Myślicie, że mi się uda? Bo ja naprawdę cały czas coś robię. Jeśli nie rozwalam biurka, to kroję cebulę na zupę, zalewając się łzami i krzycząc na cały dom, że boli. Deusz nie lubi cebuli. Uciekł od niej w dzikim popłochu rakiety.

Wieści.

Nieważne, że jestem prawie chora. Chęć regału przeważyła wszystko. Najważniejsze - wywalić biurko, postawić na jego miejscu regał. Jak postanowiłam, tak zrobiłam. Czy muszę mówić, że biurko wyszło z tego w kawałkach? Za cholerę nie chciało przecisnąć się między ścianą a lodówką. A ja po dobroci dziś nie mogłam. Ewentualnie mogłam spróbować wyrzucić je przez balkon... Regał jednak stoi, na nim jakieś książki i płyty. Nie wszystkie, bo moje Fitzki są u O., jedna Camilla Morton u Gii, część bardzo ważnych pozycji ("Ostatnie seanse") w akademiku. Część nieprzeczytana, ale tam stanie. Deusz mi oczywiście pomagał. Wywaliłam dwa wory rzeczy (nie ma biurka, nie ma gdzie ich dać, więc z bólem serca musiałam się ich bezlitośnie pozbyć). Jeszcze trochę bałaganu w pokoju panuje, ale w tej chwili nie mam siły z nim walczyć. A na domiar złego wczorajszy odcinek Gossip Girl znowu był kiepski. Wieczorem pewnie będę ledwo stała na nogach. Teraz idę trochę poczytać. Zdjęcie niebieskieg

Ewa.

Obraz
Ewa Xiong Xiong jest Azjatką udającą Europejkę. Jest ćpunką, ma żółtaczkę i ma za sobą amputację obu rąk. Chciałam darować jej dodatkową chorobę, ale nie miałam cielistej kredki. Zresztą czy żółtaczka dziwi u ćpunki? Nie. Tak samo jak żółte sińce pod oczami. Kosmetyki cud poprawiają stan cery. Idei nie warto starać się zrozumieć. Ona nie istnieje.

My week with Marilyn

Obraz
W sierpniu zeszłego roku poznałam Marilyn Monroe. Może się to Wam wydać dziwne, bo wszyscy ją znają od lat 40', a ja nagle wyskakuję, że poznałam ją pół roku temu. A jednak. Wcześniej wiedziałam, że istnieje, kojarzyłam ją jedynie z pop artem. Ale poznałam faktycznie w sierpniu. I się zakochałam. Ale nie w wyglądzie, który króluje na gadżetach i biżuterii, a w jej historii, bólu, tragedii, braku miłości i spieprzonym dzieciństwie. Od tej pory mówiłam o niej non stop, na przemian z Angeliną Jolie i seryjnymi mordercami. Naprawdę bywam monotematyczna, gdy się na coś uwezmę. Dlatego oczywiście musiałam iść na ten film do kina. Po trailerze wiedziałam, że Michelle Williams mnie nie zawiedzie w roli Marilyn. I miałam rację. Może jej gra nie była idealna, ale w niektórych scenach była doskonałą MM, choć w następnych już mniej. Mimo to podziwiam ją za to, że podjęła się tej roli i naprawdę jej się udała. MM mnie zawsze bardzo wzrusza, sama nie wiem czemu, ale i Michelle Williams dopro

Cafe Camelot.

Obraz
Po kinie poszłam z O. na "coś". Nie było to sprecyzowane, jednak chodząc po blogach, podjęłam decyzję, że dzisiaj idziemy do Cafe Camelot na ul. Tomasza w Krakowie. Wiedziałam tylko, że mają pyszne nalewki i sernik. Nic więcej. Jednak zwykle napalam się na coś, nie znając zawartości. Sernika dziś nie mieli, a chciałam. Zdecydowałam się na koktajl malinowy, O. wzięła gorącą czekoladę z pomarańczą i cynamonem. O tym za chwilę. O ile lokal jest przytulny i miły, to muszę powiedzieć, że ceny są bardzo wysokie. Ten sernik, którego nie było, kosztował 15,50, czekolada też. Mój koktajl był tańszy, ledwie 9,50. Herbata 11-15 zł, wszelakie ciastka powyżej dziesięciu. Dania ciepłe powyżej dwudziestu. Ceny nie zachwycają. W Krakowie można znaleźć wiele tańszych, klimatycznych miejsc, gdzie jedzenie/picie jest naprawdę dobre. W miarę możliwości postaram się Wam opowiedzieć w przyszłości o moich ulubionych. Koktajl był pyszny. Na wierzchu leżały winogrona i cząstki mandarynek, przypr

Zakupy.

Obraz
Jak widać, byłam dziś na małych zakupach. Powroty do domu zwykle nie wiążą się z wożeniem przez całą Polskę kosmetyków do pielęgnacji, wyjątek stanowią te do twarzy. Szampon jeszcze miałam, ale kiepska odżywka wymagała zastąpienia. Moje cudowne masło malinowe do ciała z bodajże AA też się kończy, dlatego zaopatrzyłam się w oliwkę Hipp, którą pokochałam od pierwszego użycia. Do tego dezodorant i krem do rąk i stóp. W Rossmannie wzięłam sobie ich czasopismo, na którego przeglądnięcie nie mam teraz czasu. I mam nowy Twój Styl. Do niego przymierzę się w weekend. A za oknem był śnieg. Padania aparat przez szybę nie wyłapał, ale wyłapała moja mama, która odmówiła zawiezienia mnie na pocztę. I o mało zapomniałam o herbacie. Uwielbiam zieloną jaśminową, ale jednak w tym wypadku Dilmah mnie zawiódł. Może następny kubek będzie lepiej smakował? Regał zaś został już przetarty papierem ściernym, wyczyszczony i może zaraz zabiorę się za malowanie. Jestem taka zabiegana, że to aż trudne do uwierze

Walentynki.

Życzę Wam wszystkiego słodkiego, kudłatego, różowego i mruczącego, co rozgrzeje każde serce w ten mroźny dzień. <3