Posty

Martwa natura z wędzidłem.

Obraz
Persymona, kaki, sharon, jabłko orientu. Jeszcze hurma, ale tej nazwy w Polsce się nie używa. Jeden z moich ulubionych owoców i symbol doskonałych świąt. Pomarańczowa, choć nie znoszę tego koloru. Jesienna, bo to moja pora roku. I słodka. Bardzo słodka. Wręcz rozkosznie. Szkoda, że nie ma jeszcze śniegu. Bardzo chciałabym zobaczyć persymonę w śniegu.

Myśli nieuczesane.

Kolejny długi weekend zaczęłam sobie trochę wcześniej, niż powinnam. Teraz powinnam być na zajęciach (i to akurat jednych z tych, które lubię), jednak czuję się ostatnio bardziej zmęczona, zniechęcona i w dodatku boli mnie głowa. Na szczęście parę rzeczy mogło mi poprawić dzisiaj humor (i w niektórych przypadkach jednocześnie pogorszyć). Zakupy. Kupiłam sobie żel do mycia twarzy za prawie dwadzieścia euro. Następnym razem powinnam dwa razy walnąć głową w ścianę, zanim wydam tyle pieniędzy. Mandarynki! Podejrzewam, że raczej zaszkodzą mojemu zdrowiu, niż pomogą. A później przyszły mi cztery książki, przy czym się zastanawiam, kiedy je przeczytam. Mam ogromną ochotę na jakieś anime, ale mam tylko jedno pełnometrażowe, na które od paru miesięcy nie wiem, czy mam ochotę. Dlatego powoli zaczynam sprzątać sobie na dysku. A może nie dlatego. Raczej z jakiegoś powodu, który nie jest bliżej określony. Chyba jednak zdecyduję się na jakieś tabletki przeciwbólowe, bo jestem nie do zniesienia

Outfit-Berlin i Berlin.

Obraz
Był plan. Początkowo głosił on, iż do Berlina jadę w sobotę, ale pewne warunki nie zostały spełnione, więc nie pojechałam (co w ostatecznym rozrachunku okazało się zrządzeniem losu, jednakże nie jest to w tej chwili ani odrobinę istotne). Kolejny punkt - wtorek. Jeśli nie sobota, to wtorek z całą pewnością. Także wstałam o godzinie wczesnej jak na wolny dzień i jeszcze przed godziną jedenastą wyjechałam, a gdy tylko słońce osiągnęło najwyższą pozycję na niebie, ja już wysiadałam na Alexanderplatz i stanęłam naprzeciwko Wieży Telewizyjnej. Wieża Telewizyjna Obok niej jest coś, co postronny obserwator mógłby nazwać malutkim parkiem - czym to jest w rzeczywistości, nie wiem - a tam na chodniku był ułożony ładny dywan z liści, jednak nadleciały gołębie, które rozwiały wszystko. Wyglądało to naprawdę cudownie, jednak za nic nie zdążyłabym wyjąć aparatu, by to nagrać (zdjęcie by tego na pewno nie oddało). Moim kolejnym krokiem była Alexa. Spędziłam tam bardzo mało czasu, najwięcej w

Weekend.

W weekend nie opuściłam segmentu nawet na sekundę. Skończyłam dwie książki. Obejrzałam dwa filmy. Chyba sześć odcinków seriali. Zrobiłam cztery zdjęcia (dwa rozmazane). Obejrzałam MTV EMA (jak dla mnie z Biebera żaden mężczyzna, żeby zwyciężyć w kategorii Best Male, a Gaga ze swoim tekstem o dużym penisie Davida Hasselhoffa osiągnęła mistrzostwo świata, jej strój też był pobiciem różnych rekordów, a Jared Leto był naprawdę kochany). Przegadałam przez telefon jakieś cztery godziny z mamą (o ile nie więcej). Zjadłam więcej słodyczy, niźli bym chciała.

Koszula nocna.

Obraz
Kiedyś gdzieś zobaczyliście kawałek mojej czerwonej koszuli nocnej i zaraz usłyszałam, że chcecie ją zobaczyć w całości. No to nadeszła najwyższa pora. Sięga mi do połowy uda, jest bawełniana i stworzona przez firmę Moraj. Ja jestem zadowolona z życia, ponieważ dopiero weekend się skończył, a już zaczął! Odeśpię ostatnią podróż pociągiem. Nareszcie. Nadrobię wszelakie zaległości, odrobię parę zadań i zagryzę je suszoną papają (mniaaam) oraz mandarynkami. Nareszcie się zaczął na nie sezon! Czyli już mamy zimę...

Jesień w fotografiach.

Obraz
Niedziela, mój las, mój nowy aparat. I dziura w spodniach po schodzeniu z drzewa.

Słodycze, które zajęły mi pół walizki. A dzieciństwo oficjalnie mi się skończyło.

Obraz
Mówiłam w poprzednim poście o słodyczach, które mama przywiozła mi z Holandii. Doszła mnie prośba, by je pokazać. Muszę przyznać, że jedną białą czekoladę już zjadłam, a te Kinderki są już zjedzone, w opakowaniu do zdjęcia pozostała jedna sztuka. Przynajmniej mam zapas słodyczy na dłuuuugi czas. I mam aparat! Pochwalę się nim przy innej okazji. Na razie muszę go ogarnąć. Dziś skończyło się moje dzieciństwo, obejrzałam ostatnią część Harry'ego Pottera i wreszcie zrozumiałam, o czym wszyscy mówili. Dziwnie mi, ale muszę przyznać, że kilka momentów powaliło mnie na łopatki ze śmiechu, inne mnie wzruszały. O ile poprzednią część (i jeszcze poprzednią) uważałam za beznadziejne, to ta przywołała we mnie pewne uczucia, które wydawały się być bezpowrotnie utracone..