Posty

Wyświetlam posty z etykietą o sztuce

HGSS

Zauważyliście, że mnie nie ma? Ja robię to z trudem. I to, że w tej chwili tu jestem, jest wynikiem wyłącznie mojej bardzo silnej woli (tjaa). Bo zamiast grzecznie studiować. Zamiast zajmować się blogami. Zamiast czytać książki. Zamiast cieszyć się z czegoś tam w świecie... Ja spędzam cały czas przy czymś jednym, nie do ogarnięcia. Na razie próbuję przejść na odwyk i obejrzeć odcinek jakiegoś serialu, ale mam z tym problem, bo stałam się nałogowcem. Uzależniłam się od jednego fan fiction związanym z Harrym Potterem. Dlatego obawiam się, że wrócę, gdy to skończę. Mam nadzieję, że dokonam tego cudu dzisiaj. To opowiadanie ma 1655 (!) stron A4, a ja jestem ledwie na 1131. I nie mogę, po prostu nie dam rady się oderwać. Uwierzycie, że to była moja pierwsza myśl po przebudzeniu? HGSS. Nic więcej mi nie potrzeba. Może niech to słońce przestanie mi tak świecić w okno... http://hgssbezcukru.blox.pl/html

Z pędzlem w dłoni, czyli próba kreatywności oraz So Sweet Blog Award.

Obraz
Moje wieczorne ja (swoją drogą ostatnio bardzo często mówię "moje ja" w najróżniejszych sytuacjach, co to może oznaczać dla mojej psychiki?) uznało, że dziś będzie relaksacyjnie. Żadne tam kosmetyki, podróże, czy inne rzeczy, które sprawiają, że portfel boli (choćby wspomnienie było nie wiem jak przyjemne). Boli mnie ostatnio często i mocno, więc nie warto się męczyć. Dlatego zostajemy na miejscu i cieszymy się życiem. Na początek trochę sztuki. Sztuki balkonowej, dziesięciostopniowej. Aż dziwne, że pędzle się nie zbuntowały na tym mrozie. Cóż ja poradzę, że termin goni, a ja bardzo chciałam zrobić pracę konkursową. I namalowałam znaną YouTubowiczko-bloggerkę Nieesię25. Co prawda efekt daleki od ideału (będę jęczeć, że szkic był świetny, dopóki Deusz nie wlazł na niego w nocy ubłoconymi łapami, które następnie powycierał w moją pościel i poszedł sobie znowu - farby pogorszyły to jeszcze bardziej, cóż, takie życie nieutalentowanego artysty), ale jednak jestem zadowolona. Sam

Creepy dziewczynki, psychodeliczne lustra i strzelaniny za ścianą - czyli dlaczego należy unikać krakowskiego Muzeum Narodowego.

Obraz
Przez te lata mieszkania w Krakowie moje nogi nigdy nie przekroczyły progu Muzeum Narodowego (może z wyjątkiem studniówki, ale miałam tak ciasne buty na tak wysokiej szpilce, że ich nawet nie czułam, więc nie wiem, czy to się liczy). W końcu postanowiłam, że muszę i chcę. Nie było to zbyt rozsądne, bo jestem znaną światu malkontentką, która na wszystko narzeka. Ale jak nie narzekać na to, co muzeum oferuje? Są trzy wystawy stałe i jedna czasowa. Galeria sztuki polskiej XX w. Galeria rzemiosła artystycznego. Galeria "Broń i barwa w Polsce". Czasowa była wystawa fotografii Aleksandra Rodczenko. I nie wiem, co było najgorsze. Sztuka polska przyprawia o dreszcze, gęsią skórkę i inne nieprzyjemne doznania. Rzemiosło artystyczne było interesujące jedynie momentami. Ciekawe kąciki z meblami i lustrami (o tym w innym poście), ubrania, biżuteria... Od razu robi się ciekawiej. Broń i Barwa sprawiły, że zastanawiałam się tylko, jak stamtąd wyjść (okazało się, że musiałam przejść całą

"Dziewczynka w czerwonej sukience"

Obraz
Nie powinno się mnie wpuszczać do muzeum.

Ewa.

Obraz
Ewa Xiong Xiong jest Azjatką udającą Europejkę. Jest ćpunką, ma żółtaczkę i ma za sobą amputację obu rąk. Chciałam darować jej dodatkową chorobę, ale nie miałam cielistej kredki. Zresztą czy żółtaczka dziwi u ćpunki? Nie. Tak samo jak żółte sińce pod oczami. Kosmetyki cud poprawiają stan cery. Idei nie warto starać się zrozumieć. Ona nie istnieje.

Marylka.

Obraz
Ciasteczek jeszcze nie upiekłam. Zrobię to chyba jutro (lub za chwilę). Ale a to malowałam. Marylkę. Również czytałam, recenzowałam, chodziłam na pocztę, rozbawiałam panią w sklepie i płaciłam pięciogroszówkami. Później dostałam list, że mam pokój w akademiku, następnie pieniądze (by mieć czym zapłacić), a gdy patrzę na kurs euro, to blednę jeszcze bardziej. Słabo mi. Mdleję. Dostaję palpitacji i mam ochotę się zabić. Niech on spadnie, niech spadnie... Ale Marylka. Przez nią cała utaplałam się czarną farbą. A wciąż nie jest skończona. Uznałam, że dość brudzenia się na dzisiaj i zasługuję na dożycie jutra (jeszcze chwila, a wzniosłabym się na poziom jedzenia tej farby). Patrzę na to co już namalowałam, na szkic i się zastanawiam, czy jest dobrze, czy źle. Ale w jej włosach się zakochałam! A dziś się chyba upiję. Jestem nareszcie sama! I będę aż do wyjazdu. Czysta radość, naprawdę. Choć również mięso mi zniknęło w okolicznościach podobnych do chleba tostowego, a przed tajemniczym zni