Posty

Ulubiona muzyka do pracy kreatywnej.

Obraz
Praca kreatywna jest dla mnie pojęciem mocno rozwiniętym. Zalicza się do niej aktorstwo, pisarstwo, szydełkowanie, tworzenie blogów, rysowanie, malowanie... Wielu z tych rzeczy nie robię na co dzień, ale wcześniej czy później do mnie wracają. Czasem stykam się z całkiem innymi. I jak tu stworzyć playlistę z muzyki, której wtedy słucham? Musiałam się zdecydować na coś, co mnie inspiruje i nie przeszkadza, gdy piszę - bo to jest moja twórczość najbardziej kreatywna (a także najbardziej zaniedbana). Po prawdzie przy szydełkowaniu oglądam filmiki na YouTube, by skupić się na kilku rzeczach na raz. Podobnie z rysowaniem. Gdy piszę posty na bloga, w tle również oglądam filmiki (no, zazwyczaj, nie zawsze). A aktorstwo rządzi się swoimi prawami. Muzyka też tam jest, towarzyszy mi często, ale nie wpływa na moją kreatywność. Z tego powodu stworzyłam dla Was szczególną listę utworów, które kocham i których często słucham, gdy robię coś twórczego, a YouTube mi nie towarzyszy. Te piosenki mi n

Co bym zrobiła, gdybym miała 100 tysięcy na koncie...

Obraz
Sto tysięcy to mimo wszystko spora kwota. Zdradzę Wam, że nie mogę się poszczycić posiadaniem jej, ale gdybym tylko... Gdybym tylko posiadała. Spadek, wygrana, prezent (jałmużna?) czy zapłata za dobrą pracę... Jest parę czynności, które by temu towarzyszyły. Jakieś pięć tysięcy zostawiłabym na polskim koncie, pozostałe dziewięćdziesiąt pięć wymieniłabym na euro i tam wpłaciła na moje konto. Z tego parę groszy wydałabym na rzeczy, których chcę i pragnę. Np. formę do muffinów, nowy czajnik, nową lodówkę i pralkę z jeszcze większą ilością funkcji (gwoli ścisłości - kocham moją pralkę). Porządną torebkę i jakiś miziaty fotel. I większą pamięć go komputera, lustrzankę. I myślę, że udałoby mi się stanąć na dwudziestu tysiącach euro, które by mi pozostały na koncie i przepuściłabym je na czynsz oraz rachunki. Szaleństwo jak nic! Ale przynajmniej możliwość przetrwania w ten sposób jakiegoś czasu bez większych trosk. Albo przepuściłabym kolejny tysiąc na zrobienie egzaminu na prawo jazdy. Ch

Sandomierz i krzemień pasiasty.

Obraz
 Na weekend wyjechaliśmy z teatrem do Stalowej Woli, gdzie mieliśmy gościnny występ. W naszym napiętym planie znalazło się w sobotę parę przedpołudniowych godzin, kiedy to pojechaliśmy zwiedzać oddalony o pół godziny drogi Sandomierz - miasto stare jak świat (tysiącletnie!). Miasto kulturalne, urocze i niezwykle przytulne - przynajmniej w jego starej części, ale - jak usłyszałam - cały Sandomierz jest stary, choć powstały nieliczne nowe dzielnice. Wycieczkę zaczęliśmy od odwiedzenia galerii autorskiej Cezarego Łutowicza - odkrywcy krzemienia pasiastego dla biżuterii. Już na lekcjach historii dowiedziałam się, że nasi przodkowie przed tysiącami lat tworzyli narzędzia z krzemienia. Wiedział to również Cezary Łutowicz. Gdy jednak zwiedził muzeum w Sandomierzu, zobaczył, że tutejsze narzędzia nie są jednolitej barwy, lecz pasiaste. Wtedy też, ponad czterdzieści lat temu, postanowił robić biżuterię z kamienia, który występuje tylko w jednym miejscu na świecie - w okolicach Sandomierza. C

Oswajamy jesień! Jesienny spacer i outfit.

Obraz
Moje weekendy tej jesieni są bardzo zajęte - dni powszednie jeszcze bardziej. Przez to naprawdę nie mam czasu na spacery, czy inne rozrywki. Gdy mam wolną chwilę, a jeszcze jest jasno, idę na zakupy. I na tym się kończy. Na szczęście w poprzednią niedzielę zdarzyło się coś tak rzadkiego, że będącego niemal cudem - wolny dzień. Pojechaliśmy z moim Niemcem do jego dziadków na rodzinny obiad. I przy okazji poszliśmy z jego rodzicami na spacer - w jeden z najpiękniejszych jesiennych dni. Ciepły, słoneczny i bardzo przytulny. Akurat tego dnia w Eisenhüttenstadt był dzień otwarty w Zwillingsschleuse, czyli śluzy na Odrze i można było przepłynąć łodzią przez tę śluzę (co ciekawe - łódź była Polska, zresztą samo Eisenhüttenstadt dzieli od Polski tylko rzeka i często można znaleźć tam polską sieć w telefonie). Nam się to nie trafiło, ale oglądaliśmy, jak powoli opadała woda, a wraz z nią łódź. Samej przeprawy nie zobaczyliśmy. Ruszyliśmy dalej wzdłuż kanału łączącego Odrę i Szprewę, zrobil

Oswajamy Jesień! Beglutenowe ciasteczka dyniowe z Nutellą.

Obraz
Miałam dynię. Leżała w kuchni na lodówce chyba dwa tygodnie, ale jakoś nie mogłam się zabrać do zużycia jej. Myślałam o zapiekance warzywnej, ale ostatecznie nie byliśmy na tyle głodni, by dodawać kolejny składnik, więc dynia leżała dalej. I mnie denerwowała. Już nawet myślałam o zasłoikowaniu jej w formie puree, jednak brak słoików dał o sobie znać. Niemniej postanowiłam, że sam pomysł rozmemłania jej nie jest zły. Jako że od paru tygodni miałam ochotę na Nutellę (której de facto nigdy nie jadam, bo mnie nie kręci, tylko jakoś tak ostatnio...) i pojawiła się w naszej lodówce, wpadłam na pomysł utylizacji obu rzeczy. I w ten oto sposób wymyśliłam bezglutenowe ciasteczka dyniowe z Nutellą. Dziś nie podzielę się z Wami dokładnym przepisem, bo go nie mam. To po prostu przepis "na winie", czyli co się nawinie... Namoczyłam rodzynki, dynię (hokkaido) upiekłam (ok. 20 minut w 200 stopniach - inne gatunki wymagają więcej czasu) i wydrążyłam miąższ, a do jeszcze gorącego dałam dwi

Pajączki na nogach, czyli koszmar w klimacie halloweenowym.

Obraz
A ten pajączek to taki mały posthalloweenowy dodatek.  Nie wiem, jak do tego doprowadziłam, ale od paru lat jestem dumną posiadaczką drobniutkich pajączków na nogach. I odrobinę mniej drobniutkich na ramionach. Muszę przyznać, że to właśnie te drugie mnie denerwują, bo o ile z odsłoniętymi udami raczej nie zdarza mi się biegać, to z ramionami już tak. Czasem latem, choć cały świat doskonale zdaje sobie z tego sprawę, że najchętniej uciekłabym przed słońcem, gdzie pieprz rośnie (w sumie nie jestem tego teraz tak pewna, bo pieprz rośnie w ciepłych klimatach…) i wtedy żadne nieestetyczne publiczne niebezpieczeństwo by mi nie groziło. Niemniej cały czas widziałabym niedoskonałości mojego ciała. Czyli to żadne rozwiązanie. Wróćmy jednak do moich pajączków. Są drobniutkie, fioletowe i prawie niewidoczne. Zaraz, o czym ja mówię? Na mojej białej skórze widać każdą żyłkę, a te konkretne widzę JA. W pewnym momencie przekroczyły moją granicę cierpliwości i tolerancji i postanowiłam się zdiag

Oswajamy Jesień! Jak spędzić jesienne wieczory.

Obraz
 Gdy przygotowywałam się do Oswajania Jesieni , analizowałam zeszłoroczną listę zadań i wymyślałam nowe, nie wpadłam na kolejną genialną rzecz (choć nie aż tak genialną jak termofor ), a po raz kolejny prostą, czyli sposób na spędzanie jesiennych wieczorów. Owszem, można czytać książki , oglądać filmy i seriale, a także kształcić się w nowych dziedzinach. Jednak są to czynności w dużej mierze albo mało aktywne, albo samotne i tutaj powstała luka. Co można robić z kimś i przy okazji rozruszać trochę komórki mózgowe? Grać! I to nie w gry komputerowe, ale towarzyskie. Karty, kości, planszówki... Od jakiegoś czasu uzupełniamy z moim Niemcem naszą kolekcję gier. Najpierw mieliśmy Osadników z Catanu oraz Cluedo (w to jeszcze nie graliśmy, bo brakuje nam trzeciej osoby). On zaś od bardzo dawna próbował namówić mnie do gry w szachy . Z racji, że jestem w tym raczej kiepska, opierałam się. Jednak weekendy u jego rodziców rozwinęły w nas obojgu większą potrzebę grania. Z tego powodu kupiliś